9 Polonijny Dzień Dwujęzyczności jest świetną okazją, by porozmawiać o znaczeniu języka polskiego w życiu imigrantki w Nowym Jorku, Izabelli (Izy) Laskowskiej, którą znają prawie wszystkie polonijne dzieci w weekendowych szkołach na wschodnim wybrzeżu USA. Aktorka, dyrektorka Polskiego Instytutu Teatralnego w Nowym Jorku, matka, żona. Iza twierdzi, że język polski jest jej podróżująca ojczyzną od 1986 roku, przez dwie emigracje, do Niemiec i USA. Bez polskiego, by uschła jak  kwiat bez wody.

xxx

Polska premiera na falach radiowych co 5 minut

Iza pije kawę. Między małymi łykami, pali papierosa. Zamyślona.

Tak, wiem, że nie powinnam, ale czasami muszę zapalić” – mówi z uśmiechem.

Już nie wzruszam się tak bardzo, gdy opowiadam o mojej podwójnej emigracji. Kiedyś bardziej byłam poruszona i potem nie mogłam spać w nocy. Emigracja szlifuje człowieka, obrabia, rzeźbi, zwykle dosyć boleśnie, ale wychodzi z tego dzieło sztuki życia! 

Rozmowa toczy się w ogrodzie, gdzie rosną polskie brzozy. Mały polski skrawek w metropolii nowojorskiej.

Kocham brzozy, są takie melancholijne” – wzdycha Iza.

Iza patrzy przed siebie, jakby widziała raz jeszcze to co było, co się przytrafiło. Milczy czas jakiś. Potem kontynuuje.

„Dla aktorki, dla której język jest narzędziem pracy, emigracja oznacza straszną walkę o zaistnienie, albo zmianę zawodu. Nie miałam złudzeń. Od początku wiedziałam, że w zawodzie aktorki mogę pracować tylko w języku polskim. Oczywiście, że miałam różne i liczne próby w języku angielskim, ale mój głos inaczej brzmi, obco, słowa, zdania toczą się beznamiętnie, nie są wyraziste dla mojego polskiego Ja. Z Niemiec już przywiozłam wiedzę, że aktorstwo w języku nie ojczystym będzie bardzo trudne. W USA zagrałam w filmie „Bye Bye America” w reżyserii Jana Schutte i paru szkolnych produkcjach amerykańskich studentów. Chodziłam na liczne przesłuchania i powoli odchodziłam od angielskiego, skupiając się na polskim.

Polskie radio, do którego trafiłam, dawało mi „polską premierę” na falach co 5 minut. Najpierw pracowałam dla „Naszego Radia” w Fort Lee w New Jersey przez 8 lat. Zaczęłam jesienią w 1993 roku. Wtedy w metropolii nowojorskiej była liczna emigracja Polaków bez legalnego pobytu. Polskie media kwitły. Internet nie był popularny. Dla Polaków były ważne wiadomości na temat, jak dać sobie radę w Nowym Jorku. Czułam się bardzo potrzebna. W czasie audycji telefony dzwoniły non stop. Sypały się pytania, gdzie znaleźć pracę, jak dostać prawo jazdy, gdzie posłać dziecko do szkoły. Ale wszystko kiedyś się kończy. Po 11 września 2001 roku radio zostało gwałtownie zamknięte. Nadajnik radiowy był na północnej wieży World Trade Center. Nadajnik poległ w gruzach, nasze radio poległo w gruzach. Moja mała Polska legła w gruzach.

Na drugą pracę w radiu czekałam do 2005, gdy trafiłam do Radio Pomona 910 WRKL w stanie Nowy Jork. Dostałam 20 godzin pracy w języku polskim i mało kasy. Cztery godziny dziennie po polsku od 10 rano do 2 po południu i rozmowy o tym co dzieje się w polskiej sztuce, teatrze, filmie i poezji. Czułam, że radio w języku polskim było moją misją językową, którą mogłam spełniać, bo utrzymywał mnie mąż Zbyszek. Zawsze w polskie media słabo inwestowano. A ludzie pracowali z miłości do zawodu, do języka, i z tęsknoty za krajem. Teraz tęsknię mniej za radiem, bo media prawie wymarły. Ale został nasz polski teatr w Nowym Jorku.



Premiera “Pchły szachrajki”, cały zespół. 2016 r.

Niech żyje teatr!

Teatr był już we mnie od urodzenia, gdy mieszkałam we Włocławku. Uwielbiałam odgrywać scenki przed babcią Haliną. Nigdy wtedy nie myślałam, że będę prowadzić teatr w Nowym Jorku! Ale po kolei. Zaczęło się dobrze po studiach teatralnych, wylądowałam w teatrze w Legnicy, u dyrektora Józefa Jasielskiego, potem miałam się rozwijać artystycznie pod okiem Kazimierza Brauna, który wiosną 1986 roku zaprosił mnie do Wrocławia na rozmowy do Teatru Współczesnego. Wówczas byłam świeżo upieczoną aktorką po czteroletnich studiach magisterskich i po dwóch dobrych sezonach w teatrze w Legnicy. Po dwóch tygodniach od rozmowy i zawarcia interesującej artystycznie dla mnie umowy, zadzwonił pan Braun i poinformował, że zdjęto go z funkcji dyrektora. Ciężko to przeżyłam, bo pana Kazimierza bardzo ceniłam. Wtedy nasze drogi się rozeszły. On wyjechał do USA, a ja wylądowałam z mężem dwa lata później w Niemczech. Nie przypuszczałam, że nasze, moje i pana Kazimierza, drogi zejdą się raz jeszcze w Ameryce. 

Pytasz dlaczego ze Zbyszkiem wyjechaliśmy? Męczyliśmy się w polskiej rzeczywistości, to były czasy, gdy chleb kupowało się z ciężarówki na ulicy i płaciło się za niego setkami złotówek. To były czasy ludzi skłóconych. Zagniewanych. Odartych ze złudzeń, że socjalizm może jednak być dobrym ustrojem. Nie chciałam tak żyć. Miałam 28 lat, a Zbyszek 33. Chcieliśmy iść w stronę słońca i w nim żyć tak, jak nasi równi wiekowo koledzy z zachodniego świata! A więc zaczęła się emigracja. Podobno jak się wejdzie na ścieżkę emigracyjną to zawsze, nawet wracając do ojczyzny, jesteś emigrantem. I coś w tym jest. Emigrant to społeczność, styl i mentalność. Kolor skóry, przekonania, wiara i cele łączą się w jedno. W emigranta.

1991 Sylwester w Hamburgu. Iza i Zbyszek

Parę lat spędziliśmy w Hamburgu. Niemiecki etap emigracji był próbą odnalezienia siebie w innym kraju. Nieźle mówiłam po niemiecku. Grałam trochę, miałam zezwolenie na pracę w moim zawodzie. Film, radio. Pewnego dnia Zbyszek wylosował zieloną kartę, która otworzyła nam drzwi do Ameryki. Spakowaliśmy dwie duże walizki i wsiedliśmy do samolotu. Był 1991 rok i zaczął się nasz „American Dream” w dwóch językach. Codzienność po angielsku, a przeżycia artystyczne po polsku.

W 1992 roku, chyba jesienią, w „Nowym Dzienniku” ukazało się ogłoszenie, że w Centrum Polsko- Słowiańskim na Greenpoincie odbędzie się spotkanie polskich aktorów, ludzi teatru, filmu, no artystów. Przyjechało około 50 osób. Wtedy poznałam Ninę Polan, dyrektorkę Polskiego Instytutu Teatralnego (PTI) w Nowym Jorku. Rzuciła pomysł, żeby wznowić z jej repertuaru „Kram z piosenkami”. W spektaklu i później spotkały się dwa światy, Niny i mój. Wspomagałam Ninę w jej spektaklach, ale niewiele grałam w jej teatrze. Promowałam teatr na falach radiowych. Opiekowałam się strojami, czasem logistyką wyjazdów. Przyjaźniłyśmy się. 

Od 1994 do 1998 roku ze Zbyszkiem wystawiliśmy samodzielnie nasze przedstawienia: „Męża i żonę” Fredry, „Bajki Brzechwy” i „Pchłę Szachrajkę”. Zawsze interesował nas mocno najmłodszy widz. Oboje, szczególnie Zbyszek, widział potrzebę grania dla dzieci. 

Nadszedł rok  2014 i zmarła Nina Polan, i zostawiła jej „dziecko” – Polski Instytut Teatralny. Pablo Zinger, przyjaciel Niny, rozglądał sią za kimś, kto przejmie PTI, albo liczył się z tym, że teatr przestanie istnieć. Przyjęłam propozycję ze strony zarządu teatru, by nim kierować. Wahałam się, czy dam sobie radę z różnych przyczyn, chociażby tych z początków w USA, gdzie tysiące trudności zabijały przyjemność grania, czy też prowadzenia instytucji teatralnej. Wielu aktorów, kolegów i koleżanek, świetnie wykształconych w Polsce do prowadzenie instytucji kulturalnych, zepchnięto na margines istniejących organizacji polonijnych o profilu kulturalnym. Większość znalazła swój świat zawodowy poza polskim kręgiem. Tak, tak wracam już do PTI, no więc po długich dyskusjach ze Zbyszkiem, dostałam od Pablo dwa tygodnie na zastanowienie się, po przymykaniu uszu na poprzednie trudności i nieustający brak pieniędzy, na nieustającą walkę z trudnościami i na nieustającą falę krytyki, zdecydowaliśmy ze Zbyszkiem spróbować. Obiecał, że mnie nie zostawi samej. To było duże wsparcie emocjonalne. No i  teatr istnieje! I to nieźle, chociaż bez wielkiego budżetu. Obok pozycji dla dzieci są i dla dorosłych. https://www.polishtheatre.org/performances

Od lewej Jacek Zuzanski, Iza i Zbyszek.

Wystawiliśmy od 2015 do 2023 trzy spektakle dla dzieci. Przejechaliśmy dziesiątki tysięcy mil. Dotarliśmy do większości szkół języka polskiego działających w wielu stanach: Nowy Jork, New Jersey, Connecticut, Vermont, Pensylwania, Rhode Island, Massachusetts, Illinois. Z uporem zamienialiśmy sale gimnastyczne z fatalną akustyką na scenę teatralną. Nasze przedstawienia obejrzało 14 tysiące dzieci, od 2015r. do 2020 r. zagraliśmy 145 razy. Jakie to niezwykłe i magiczne uczucie, gdy w Ameryce gramy sztukę po polsku i każde słowo pochłaniają dzieci polskich emigrantów. Dzieci urodzone w Ameryce! Trudno opisać słowami moje emocje. Moje szczęście. Nasze emocje, wszystkich biorących udział w tych trasach. Tutaj chcę powiedzieć, że pierwszy spektakl dla dzieci, był dedykowany naszemu synowi Patrykowi. 

Galeria Amber w East Village

Iza zamilkła. Uśmiecha się. Bierze łyk kawy. Zbiera myśli. Wspomina.

W moim życiu był też epizod z polską galerią. Po upadku “Naszego Radia” w 2001 roku otworzyliśmy ze Zbyszkiem galerię sztuki „Amber” w słowiańskiej części Manhattanu, w East Village, przy 7 Ulicy, która działała w latach od 2002 do 2005. Wystawiali u nas Janusz Kapusta, Basia Mariańska, Rafał Ekwiński, Irek Lavazzon i inni. Jak wchodzili goście do galerii to każdego witałam w dwóch językach: „Good morning” i „Dzień dobry”. O galerii mówiło się, że tam jest mała Polska i język polski królował przez cały dzień w tej amerykańskiej rzeczywistości. Toczyły się rozmowy o sztuce, nowych pomysłach artystycznych. Nasza galeria dostała dobre recenzje  w międzynarodowych, liczących sie magazynach zajmujących się sztuką.

Ale trzeba było zamknąć galerię, bo zabiły nas koszty utrzymania, słaby rynek po 11 września, szczególnie w części poniżej 14 ulicy. East Village było mocno dotknięte wydarzeniami 9/11 i słabe finansowo. Na East Village szeptano, że przeżyją tylko ci, którzy handlują trawką! Czy taka jest prawda? Trudno dzisiaj mi oceniać. Zdecydowanie malownicza i artystyczna dzielnica okazała się być świetną na sobotni wypad, a nie na biznes.

Roczny Patryk i Iza

Czas na dziecko

Iza jest dumną matką! Ma syna Patryka, nowojorczyka, który 30 września skończyl 30 lat i bardzo dobrze mówi po polsku. Temat macierzyństwa jest tematem spełnienia się, prawie pełnego, dla Izy. Gdy opowiada o Patryku, śmieją się jej oczy.

Emigracja to takie zabieganie, życie na bardzo wysokich obrotach, walka, najpierw o przetrwanie w nowych warunkach, a potem o utrzymanie tego co się stworzyło i tak mało jest czasu na macierzyństwo. Ale zawsze chciałam mieć dziecko. Gdy zaszłam w ciążę miałam 35 lat. Gdy urodziłam Patryka, przyjechała mama na dwa miesiące z Polski, by mnie wspierać. A gdy syn miał 6 miesięcy, pojawiła się ponownie, już na stałe. Przy niej wychował się Patryk. Małemu od początku czytałam polskie bajki. Babcia robiła to samo. Syn dostawał podwójną dawkę języka polskiego. Babcia była kolejną wyspą polskości dla Patryka. 

Pamiętam jak zadebiutował jako 6-miesięczne dziecko w roli Jezuska w Jasełkach. Jeździł z nami w koszyczku na przedstawienia. Wizyty w polskich dzielnicach zawsze obfitowały w entuzjastyczne zawołania: Czy mogę dotknąć Jezuska, ach jak Jezusek wyrósł, itd. Nawet dr Ania witała go słowami: „Jak się cieszę, że Jezusek będzie w naszej klinice i moim pacjentem”.  A jak trochę podrósł, to wprowadzaliśmy go do polskiej szkoły w East Village. Tam skończył 8 klasę. Nauczył się pisać po polsku i potem przepisywał scenariusze do przedstawień Niny Polan. Polskie przedstawienia zawsze robiły na nim duże wrażenie. Jak miał 10 lat  przysłuchiwał się naszemu radiowemu przedstawieniu „Błyskawica” o Powstaniu Warszawskim. Pamiętam jak wracaliśmy samochodem do domu, zasypywał mnie pytaniami – „Co się stało z tymi ludźmi w Warszawie?” „Ilu ich przeżyło?” „Dlaczego ich nie uratowali”. Pierwszy raz pojechał do Polski, gdy miał 21 lat. Znikł na cały dzień ze spotkań rodzinnych i spędził go w Muzeum Powstania Warszawskiego. Przywiózł nawet plakat o powstaniu do Nowego Jorku i powiesił go na ścianie w swoim pokoju. Na półce trzyma kilka polskich książek.

Patryk to Amerykanin z polskim sercem. Po latach protestu, bo polska szkoła to był jego szósty dzień pracy, jest zadowolony ze swojej dwujęzyczności, korzysta z niej w pracy i w kontaktach z polskimi kolegami. Przetrwała ich spora grupa, spotykają się dwa, trzy razy w roku, a często piszą do siebie. To taka jego i ich mała polska rodzina w Ameryce. Taki mały sekretny sposób na życie, sekretny język, sekretne dania, które łączą z dzieciństwem. Lubię na nich patrzeć jak są razem, roześmiani, piękni i dorodni i tacy cudowni. I tacy polscy! Gdy mieszają polski z angielskim, robią to z wdziękiem i czasami śmiesznie logicznie. Starodawny to dla nich „staroczesny”, no bo logicznie brzmi jak go porówna się z nowoczesnym. Zastanawiam się, czy ich dzieci będą mówiły po polsku, czy uda się przedłużyć polskość na następne pokolenia. Chyba tak. Liczę  na to, bo wnuk lub wnuczka jest już w drodze!

teatr pomoga w polskości. 

I co dalej robić w Ameryce?

Z każdym rokiem uświadamiam sobie ile już za mną budowania, układania, organizowania i pchania do przodu. Gdybym nie wyjechała z Polski, wiemy co by nie zaistniało: to wszystko co teraz jest wokół mnie. Co straciłam, co nie zaistniało? Tego nie wiemy i w sumie to nie jest ważne, bo najważniejsze dla mnie są: rodzina, wspólne chwile z nią i z przyjaciółmi, teatr i ludzie wokół niego. 

Oczy Izy zwilgotniały. Westchnęła.

„No i co dalej robić w tej Ameryce? Trzeba grać, grać po polsku! Własne życie w domu i na scenie!”

.

Zanotowała: Danuta Świątek

 Zdjęcia: archiwum rodzinne

Poprzedni artykułZOSTAŃ AMBASADOREM DWUJĘZYCZNOŚCI! – akcja skierowana do polonijnych dzieci i młodzieży
Następny artykułPolonijny Dzień Dwujęzyczności i Miesiąc Polskiego Dziedzictwa w szkole publicznej w Linden, NJ
Danuta Świątek
Redaktor naczelna portalu. Dziennikarka prasowa. Adiunkt w Hunter College w NYC. Lauretka Nagrody im. Janusza Korczaka (2022) i Nagrody Marszałka Senatu w konkursie „Polki poza Polską” (2023). Wyróżniona Medalem KEN za pracę w polonijnych szkołach. Absolwentka Columbia University w NYC. Była korespondentka „Życia Warszawy” i „PANI” w Nowym Jorku. Współpracowała z amerykańską edycją „BusinessWeek” i „Working Mother”. Autorka książek m. in. “Kimberly”, „Kimberly jedzie do Polski” i współautorka „Przewodnika po Nowym Jorku”. Koordynatorka akcji „Cała Polonia czyta dzieciom” w USA. Terapia reminiscencyjna jest jej wielką pasją. Kontakt: DanutaSP@outlook.com

2 KOMENTARZE

  1. Bardzo interesujacy i wzruszajacy wywiad z emigrantka IZA. ktora mialam zasszczyt poznac poraz pierwszy w Kosciuszko Foundation. Zaprzyjaznilysmy sie od pierwszego spotkania. IZA I Zbyszek jest moja amerykanska rodzina. Moja emigracja zaczela sie w 14 sierpnia 1993…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj