Z Katarzyna Fioritą, psychoteraputką pracującą w klinice leczenia uzależnień Outreach Greenpoint w Nowym Jorku rozmawia Marta Kustek.

Na czym polega przemoc domowa?

Przemoc domowa czy przemoc partnerska, to intencjonalne zachowania lub zaniechania jednej osoby wobec drugiej, w których ta pierwsza wykorzystuje swoją przewagę nad drugą, narażając ją na szkody i cierpienie. Jest to celowe działanie, ze świadomością krzywdzenia partnera. Ktoś sądzi, że wie co jest dla drugiego dobre lub daje sobie prawo do decydowania w jego imieniu. Jest przy tym „święcie” przekonany, że ten drugi powinien mu się „bezwzględnie” podporządkować i zaspokoić jego „jedynie słuszne” życzenia. Mając najlepsze intencje, chce spowodować, by było tak, jak on chce. Nieważne jest tu stanowisko drugiej osoby, jej zdanie, chęci i potrzeby – ma być tak jak on sobie życzy i „to już”, „natychmiast”, „bez dyskusji i gadania”.

My często kojarzymy sobie przemoc z siniakami

Tak, jednak jest to już końcowy etap tego zjawiska. Na początku ofiara przechodzi przez szereg innych form przemocy, zanim dojdzie do fizycznej formy. Są to między innymi przemoc emocjonalna, ekonomiczna, często przemoc seksualna.

Przemoc nie jest formą rozwiązywania problemów w małżeństwie ani nie jest formą komunikacji. Przebiega w określonych fazach. Najpierw jest faza narastania napięcia, w której stopniowo narasta napięcie i agresywność sprawcy. Zaczynamy się o coś sprzeczać, często o rzeczy drobne, niezbyt istotne, jednak czujemy, że jest coraz więcej nerwów, że temperatura między nami rośnie. Po tej fazie następuje faza eskalacji, wyładowania napięcia. Może być to być ogromna kłótnia z obelgami, szarpanie, grożenie czy zastraszanie, jak również gwałtowna przemoc fizyczna, zagrażająca zdrowiu i życiu ofiary. Po tej fazie następuje tzw. faza miodowego miesiąca, w której sprawca wyraża żal i przeprasza za swoje zachowanie, widzi nasze cierpienie i próbuje naprawić sytuacje. Przychodzi z kwiatami, mówi jakiś komplement, bardziej się interesuje partnerem.

Zastanawia mnie, na ile jest przyzwolenia z tej drugiej strony, tej krzywdzonej, na tego typu zachowanie?

To nie jest tak, że druga osoba pozwala na to, żeby ktoś ją krzywdził. Tutaj zachodzi inny mechanizm. Kiedy jesteśmy wplątani w tą dynamikę, niezbyt jasno widzimy całą tą sytuację, nie wiemy jak sobie z nią poradzić. Często w tej relacji osoba krzywdzona, czyli ofiara, na początku się broni. Mówi drugiej osobie, że jego zachowanie nie jest ok, że nie chce, żeby ją tak traktował, walczy z nim, kłóci się. Ale ponieważ siły nie są tutaj równe, ofiara zaczyna czuć, że może przegrać, że może dużo stracić. Zaczyna normalizować sobie tę sytuację. Jest dużo czynników psychologicznych, które powodują, że osoba która doświadcza przez dłuższy czas takiego cierpienia, traci nadzieję, że coś się może zmienić. Stan ten nazywa się syndromem wyuczonej bezradności, który przejawia się w biernym znoszeniu przez ofiarę zachowań krzywdzących pomimo, że czasem ma świadomość, że zachowania te są bezprawne, naruszają prawa osobiste i normy społeczne.

Czy w swoim problemie może liczyć na wsparcie z zewnątrz?

Bardzo często na początku ofiara szuka pomocy u innych. Mówi o tym czy to mamie, przyjaciółce, czy sąsiadce, i słyszy od nich: „No, ale to taki dobry człowiek”, “Nie widziwiaj, przecież pracuje, utrzymuje całą rodzinę”, „Mój to był jeszcze gorszy” i tym podobne. Umniejszają fakt, że ten dobry człowiek robi niedobre rzeczy.

A niejednokrotnie nie dość, że ofiara nie otrzymuje żadnej pomocy od bliskich, to jest jeszcze obwiniana: „Ty taka święta też nie jesteś”, “powinnaś się starać być lepszą żoną” etc. Zjawisko to nazywa się wtórną wiktymizacją. Jest bardzo małe zrozumienie tego problemu ze strony najbliższych, i po jakimś czasie, ofiara zaczyna się wycofywać, zaczyna coraz mniej mówić o tym, co się u niej dzieje. I zaczyna szukać przyczyny w sobie, że może rzeczywiście jest z nią coś nie tak. Wzmacnia się jej przekonanie, że nie ma wpływu na swoje życie.

I wtedy przestaje szukać pomocy dla siebie?

Tak, im dłużej ten stan trwa, tym mniej wierzy w taką pomoc. Z czasem wręcz zaczyna ukrywać, a wręcz zacierać ślady. Kiedy ktoś ją pyta: „czemu płaczesz?”, „czemu nie przyszłaś do pracy?”, „czy wszystko ok?”, „skąd masz takie ślady?”, wówczas sama już zaczyna kłamać. Bo choć w środku cierpi, nie widzi wyjścia z tej sytuacji.

Kim jest przemocowiec? Jaki jest portret psychologiczny takiej osoby?

Z moich doświadczeń mogę powiedzieć, że są to osoby często bardzo inteligentne, elokwentne, bardzo przyjemne w interakcji z obcymi ludźmi. Potrafią się dobrze zaprezentować, dają komplementy, są serdeczni. Natomiast w swoim domu są zupełnie inni. To też jest jeden z powodów, że ofiary przemocowców boją się odejść, gdyż są przekonane, że im nikt nie uwierzy. Bo ich partner ma zupełnie inny wizerunek w środowisku. Bo na zewnątrz jest to osoba lubiana i szanowana. Pomoże starszej pani ponieść siatkę, naprawi sąsiadowi płot, elokwentnie się wypowie, a w swoim domu pokazuje zupełnie inną twarz. Co ciekawe, przemocowiec bardzo często widzi siebie jako ofiarę: „Ona mi to robi”, „ona się tak zachowuje”, „to przez nią wszystko”, „ona nastawia na mnie dzieci” itp. To poczucie bycia ofiarą zwiększa się, kiedy ofiara zaczyna się umacniać, zaczyna się bronić.

Skąd się bierze u sprawcy chęć wyżycia się na swojej ofierze?

W dużej mierze są to braki interpersonalne, brak empatii, brak wczucia się w drugą osobę, brak umiejętności dostrzeżenia, że krzywdzi, że to, co robi jest karygodne. Osoba, która stosuje przemoc, opiera się w swoich działaniach i myśleniu na dwóch filarach: poczucie siły i kontrola drugiej osoby (power and control). Przemocowiec jest przekonany, że musi kontrolować drugą osobę i wykorzystuje swoją przewagę do tego, żeby ją sobie podporządkować.

Czyli sprawca ma świadomość, że krzywdzi partnera?

Po fakcie często tak, pojawia się jakaś refleksja, jakieś poczucie winy…ale na krótko.

Na początku niejednokrotnie tak jest, że chce się poprawić, postanawia, że już tego nie będzie robił. Jednak w rzeczywistości nie zmienia nic w swoim zachowaniu, nie szuka pomocy, nawet nie dopuszcza sam do siebie, że tej pomocy potrzebuje. Wydaje mu się, że ma nad swoim zachowaniem pełną kontrolę, i w nowej sytuacji to się już nie powtórzy. Jednak przemocowiec nie ma umiejętności radzenia sobie ze swoimi emocjami, i te fazy znowu zaczynają się od nowa pojawiać i napędzać. I tak w kółko. W trakcie ich przebiegu, okresy pomiędzy poszczególnymi cyklami: napięcia, wyładowania i miodowego miesiąca, są coraz krótsze, coraz bardziej drastyczne i coraz bardziej uwłaczające.

A co się dzieje wtedy z ofiarą?

Ofiara z czasem traci poczucie, że coś się może zmienić. Ma zaburzone widzenie sytuacji: widzi, że choć partner jest wobec niej okrutny, to też jest czasem dobry, że da jej komplement, zabierze na spacer. Można powiedzieć, że jest poddawana od swojego oprawcy mechanizmowi prania mózgu. Wciąż słyszy od niego różnego rodzaju uwłaczające informacje jak: „Kim ty jesteś?”, „Do czego doszłaś?”, „Beze mnie sobie nie poradzisz!”, „Jesteś głupia!”, „Zobacz, jaka jesteś wariatka!”, i po jakiś czasie ciągłego otrzymywania tego typu rzeczy, zaczyna w nie wierzyć. Nawet gdy potem sytuacja się już zmienia, ma zachwiane poczucie rzeczywistości…

Jej poczucie własnej wartości się mocno obniża….

Tak, izolacja z tym problemem, pranie mózgu, bardzo się do tego przyczynia.

Czy można upatrywać źródeł takiego zachowania w rodzinie sprawcy? Czy może go nabył po drodze w swoim życiu?

Powody mogą być bardzo różne i inne u każdego. Często jest tak, że wychowywaliśmy się w rodzinie, gdzie nie było emocjonalnych relacji, nie było miłości, ciepła, matka była chłodna, ojciec zaglądał do kieliszka. Nikt nie pokazał nam zdrowego funkcjonowania emocjonalnego. Kiedy potem jesteśmy postawieni w życiu w różnego rodzaju sytuacjach związanych z relacjami, uruchamiają się nam te pierwotne wzorce, które działały w naszym domu, nie umiemy inaczej reagować, nikt nas tego nie nauczył.

Wiele osób stosujących przemoc pochodzi z rodzin, w których ojciec dokonywał przemocy wobec matki. Jako dzieci pamiętają, że ojciec przychodził do domu, i szarpał mamę, czy na nią krzyczał, czy też mama uciekała do sąsiadki. Nie znaczy to, że każda osoba, która doświadczyła takiej sytuacji w swojej rodzinie będzie przemocowcem, ale jest ich duży procent.

Czy osoba używająca przemocy może się zmienić?

Takie sytuacje występują bardzo rzadko. Jeżeli tak się dzieje, jest to po gruntownej pracy nad sobą, terapii, pracy duchowej. Jeżeli nie ma gruntownych zmian w jej myśleniu i działaniu, przemocowiec będzie powtarzał te same schematy. Jest przekonany w swoim myśleniu, że ma przewagę nad drugą osobą, że nie musi respektować jej granic, że ma prawo naruszać dobra osobiste innych. Często nie ma od innych informacji zwrotnych, każdy się boi powiedzieć mu otwarcie, jak się zachowuje, ludzie nabierają wody w usta. Nikt nie powie mu: „nie odzywaj się tak do swojej żony”. Jest on więc umacniany w swoim zachowaniu.

Nawet kiedy związek się rozpada, kiedy partnerzy się rozejdą, przemocowiec nie popuści. Będzie w taki czy inny sposób próbował dokuczyć byłej partnerce, czy to zepsuć jej wizerunek, czy zdewastować mienie, w jakiś sposób zmanipulować. Te osoby nie mają poczucia winy, że coś robią źle.

A jak wygląda ten problem w rodzinach polskich zamieszkałych poza granicami kraju? Pracujesz od wielu lat w klinice na Greenpoincie, z pewnością masz swoje obserwacje na ten temat.

Z mojej dotychczasowej pracy z polskimi pacjentami mogę stwierdzić, że tego typu sytuacje nie są w polskich rodzinach czymś nietypowym. W ogóle statystyki dotyczące przemocy, zarówno w USA, jak i w Polsce pokazują, że co trzecia kobieta na różnym etapie swojego życia doświadcza jakiejś formy przemocy. W przypadku nas, emigrantek, jest ten problem nieco cięższy, gdyż jesteśmy bardziej wyizolowane, mamy mniej wsparcia z zewnątrz, w porównaniu z kobietami w Polsce. System pomocowy, system prawny, kontakt z rodziną, bliskie osoby – to wszystko jest bardzo ograniczone w przypadku kobiet na emigracji. Dodatkowo brak równowagi finansowej w związku, uzależnienie finansowe od drugiej osoby, powoduje, że kobiety rzadziej skarżą się na występującą przemoc, rzadziej wychodzą z tych związków, czy w ogóle bronią się w jakikolwiek sposób.

W Polsce, kiedy coś nam się dzieje, możemy pójść do sąsiada i prosić o pomoc. Mieszkając w innym kraju, niejednokrotnie sąsiadami są osoby, z którymi nie potrafimy się skomunikować, rozmawiają w innych językach. To pewnie jeszcze potęguje poczucie samotności z tym problemem.

Dokładnie. W dodatku, nie chcemy niepokoić rodzinę w Polsce, która często myśli, że nam się ułożyło za granicą, że osiągnęliśmy sukces, że mamy dobre życie, i jak tu teraz powiedzieć, że ten obrazek wcale taki nie jest? Że mój mąż nade mną się znęca, fizycznie czy psychicznie? Wstydzimy się tego, nie chcemy burzyć tego wizerunku.

Inną sprawą jest to, że same nie rozumiemy tego problemu, mało wiemy o samej przemocy, o jego procesie. Myślimy, że są to jednorazowe sytuacje, że mężowi się trafiło raz czy dwa, i już to się więcej nie powtórzy. 

Jakie typy przemocy są najczęściej spotykane w polskich rodzinach na emigracji?

Najczęściej spotykana jest tutaj przemoc psychiczna. Bo zanim dojdzie do przemocy fizycznej, do tej którą widzimy gołym okiem, przez długi czas odbywa się przemoc psychiczna. I takimi charakterystycznymi cechami są tutaj uwłaczanie drugiej osoby, przezwiska, wulgarne odzywanie się do drugiego, pomniejszanie jej roli, zastraszanie. Kobiety słyszą, że na niczym się nie znają, że są złymi żonami, matkami, że nie potrafią dobrze prowadzić domu.

Innym typem przemocy w polonijnych rodzinach jest przemoc finansowa. Często jest tak, że osoba, która ma przewagę, władzę nad drugą, ma też pieniądze. Kobieta ma wydzielane te pieniądze na jakieś rzeczy, i musi się potem z nich rozliczać, musi się tłumaczyć z ich wydawania, czy prosić o dodatkowe finanse. Sprawca czuje się tutaj panem i władcą, od niego praktycznie wszystko zależy. I niejednokrotnie tak długo, jak ofiara będzie działała według jego reguł, będzie miała finansowo zapewniony byt. Ale nie daj Boże w jakiś sposób będzie się chciała postawić, to wie, że traci wszystko. I tak zazwyczaj jest. Kiedy ofiara próbuje siebie chronić, szukać pomocy na zewnątrz, to nagle się okazuje, że zostaje bez środków do życia, że jest w ten sposób karana.

W warunkach nowojorskich, kiedy jeszcze mamy dzieci, kiedy mamy obowiązki finansowe, kobietom jest ciężko przetrwać.

Charakterystyczne jest również wśród przypadków poza granicami kraju zastraszanie ofiary, w przypadku gdy nie ma ona jeszcze uregulowanego statusu emigracyjnego. Oprawca grozi, że doniesie na nią do urzędu emigracyjnego, że zostaną jej odebrane dzieci, i tym podobne, ofiara wierząc w te groźby, przestaje myśleć o jakimkolwiek wyjściu ze swojej sytuacji.

Katarzyna Fiorita, LMHC, CASAC

Czy myślisz, że jest dużo takich przypadków, kiedy kobiety nigdy nie zdecydowały się na szukanie pomocy, i cały czas tkwią w swoich krzywdzących układach?

Tak. Do nas trafiają już sprawy, które są posunięte dużo dalej. Kiedy przemocowiec otrzymuje order of protection (zakaz zbliżania się do partnera), i jest zmuszony do leczenia, do terapii. Jednak cały czas słyszę od swoich pacjentem, że cały czas żyją w nierównym układzie, kiedy są poniżane przez partnera, nie szanowane…

Czasem jesteśmy postawieni w takiej sytuacji, że znamy pary, u których występuje przemoc, różnego rodzaju. My to widzimy, wiemy, że tak nie powinno się dziać, jednak mamy dylemat: czy powinniśmy reagować? Może to będzie odebrane jako wtrącanie się w nie swoje sprawy? Jak pomóc w takiej sytuacji, kiedy krzywdzona osoba nie skarży się, jednak widać, że jest ofiarą przemocy?

Trzeba reagować po ludzku i nazywać rzeczy, które są ważne, po imieniu. Jesteśmy istotami które odczuwają, które się martwią, kiedy dzieje się krzywda, nasza lub kogoś, i każdy z nas wie, że przemoc jest złą rzeczą. Ja namawiam do tego, żeby reagować. Jeżeli widzimy, że komuś dzieje się krzywda, wykazać zainteresowanie, dać wsparcie, mieć odwagę podejść. Dać tej osobie poczucie, że nie jest sama, że ją widzimy, że jesteśmy dla niej, jeżeli będzie potrzebowała jakiejkolwiek formy pomocy. Jest taki mit, który pokutuje w polskich rodzinach, że nasze problemy rodzinne powinny zostać w naszych czterech ścianach. Jednak sytuacje, które są uwłaczające dla drugiej osoby, powinny wyjść poza te ściany.

Często są tu jeszcze dzieci, które są świadkami, tego co się dzieje między rodzicami….

Tak, skutki przemocy pozostawiają ogromne ślady na wszystkich, którzy są jej świadkami. Przemoc sama się nie zatrzyma. To nie jest coś, co jest tymczasowe i przelotne. Jeżeli są sytuacje przemocowe w rodzinie, one będą nie tylko cały czas się powtarzać, ale będą narastały, i następne pokolenia będą przejmowały te wzorce.

Zdarza się, że jakaś osoba z zewnątrz chce pomóc osobie, która jest ofiarą przemocy. Rozmawia z nią, radzi. Przemocowiec wówczas zaczyna obawiać się, że jego ofiara może się umocnić, zmienić myślenie, zacząć szukać pomocy. Wówczas zaczyna manipulować ofiarą, żeby ta wycofała się z tej znajomości z osobami, które są jej życzliwe. „Po co ci taka koleżanka”, „ona jest głupia”, „co ona wie”, „te koleżanki ci tylko mieszają w głowie”, „nie masz innych zajęć”. I po jakimś czasie, dla świętego spokoju ofiara sama zaczyna wycofywać się z tej relacji. Nie wierzy, że jest jakaś nadzieja dla niej. Same zaczynają kłamać osobom z zewnątrz, że już wszystko jest w porządku, że partner przestał już się źle zachowywać.

Czy na tym etapie, kiedy sama ofiara odrzuca pomoc z zewnątrz, jest jeszcze jakaś szansa na jej uratowanie?

To jest proces, i w pewnym momencie ona sama nie będzie mogła długo wytrzymać w tej sytuacji. Wcześniej czy później coś się wydarzy. Może pojawić się jakaś choroba, czy coś się wydarzy z dziećmi, lub ktoś coś zauważy. Do mnie trafiają panie, które po długim życiu w takim udawaniu, są tak wycieńczone psychicznie, że już same nie dają rady i chcą pomocy.

Kiedy pojawia się taki problem w naszej relacji, kiedy zaczynamy dostrzegać, że coś dzieje się nie tak, nazywajmy rzeczy po imieniu. Nie chodzi o to, żeby od razu odchodzić od sprawcy, wchodzić na drogę prawną czy robić jakieś radykalne rzeczy. Wystarczy jednak być w zgodzie ze sobą, i kiedy ktoś narusza nasze granice, nazywać to, komunikować, zdawać sobie sprawę, jak bardzo takie sytuacje są poważne i jak dużą traumę zostawiają w nas i naszych dzieciach. Na tym etapie starać się znaleźć porozumienie z partnerem i uświadomić go, jaką nam wyrządza krzywdę. „To, co mi robisz, to jest przemoc psychiczna”, skontaktować go z tym, co się dzieje. Niejednokrotnie sprawca jest zaskoczony, że ofiara ma tę świadomość, że tyle wie, nie jest już tak pewny siebie w swoim postępowaniu. Ta wiedza powoduje również to, że ofiara staje się silniejsza, jej strach jest mniejszy niż wcześniej. A kiedy to wszystko nie daje rezultatu, zacząć szukać profesjonalne pomocy na zewnątrz.

Dlaczego przyciągamy przemocowców do swojego życia?

Przyciągamy również wiele innych typów osób. Powinniśmy zadać sobie raczej pytanie: dlaczego pozwalamy im zostać? Odpowiedzi są różne: bo są dzieci, które chcemy by były w pełnej rodzinie, bo jest wspólny kredyt, w imię katolickich wartości: „bo trzeba dźwigać swój krzyż”,”bo mu ślubowałam”, „bo co powie rodzina, znajomi”, „gdzie będę mieszkała, za co żyła” etc etc.

Boimy się zburzyć nasz budowany przez lata świat…I zaczynać wszystko od nowa, w dodatku na emigracji. Trzeba mieć tutaj dużo odwagi.

Tak. Jednak jest to lepsza opcja niż przyzwalanie na zabieranie naszej wolności, przyzwalanie na coś, co nie jest normalne. Kiedy zostajemy w takim nienormalnym układzie, odbieramy tej drugiej osobie szansę na dorośnięcie, na zmianę, podtrzymujemy ten patologiczny stan. Konsekwencją będzie popadanie w depresję, uzależnienia, myśli samobójcze, choroby, głębokie rany psychologiczne. Odczuwanie tych ran będzie się ciągnąć przez pokolenia.

Jakiego rodzaju pomocy może szukać ofiara przemocy na emigracji?

Szukać profesjonalnej pomocy w klinikach psychologicznych, klinikach uzależnień. W Nowym Jorku mamy akurat to szczęście, że w wielu tych miejscach pracują polskojęzyczni terapeuci. Są to między innymi Greenpoint Outreach na Brooklynie czy Unitas na Manhattanie. Jeżeli nie mamy fizycznego dostępu do polskojęzycznych terapeutów, można kontaktować się z nimi poprzez internet, poprzez Zoom czy Skypa. Najważniejsze, żeby zacząć szukać.

W dzisiejszych czasach jest już bardzo dużo informacji na temat przemocy, zachęcam do tego, żeby ich szukać, czytać, doszkolić się w tej wiedzy. Im bardziej rozumiemy ten temat, im bardziej znamy dynamikę tego problemu, rozumiemy, co się z nami dzieje, dlaczego tak reagujemy, daje to nam ogromną szansę na przerwanie przemocy i wyjście z krzywdzącego nas układu.

Bita żona nie będzie lepszą żoną. Zastraszone dziecko nie będzie się lepiej uczyło. Przemoc nic dobrego nie wnosi, powoduje tylko cierpienie. A cisza jest przyzwoleniem.

Bardzo dziękuje za tę rozmowę.

.

Rozmawiała: Marta Kustek

Zdjęcia pochodzą z komiksu „Kwaśne jabłko” autorstwa Jerzego Szyłaka i Joanny Karpowicz.

Kontakt i pytania do Katarzyny Fiority: fioritalmhc@gmail.com

Poprzedni artykułCzytaj z Linguati! 
Następny artykułXVII Konkurs Recytatorski w Trenton, czyli w objęciach motylich skrzydeł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj