18 stycznia przypada 18 rocznica śmierci księdza – poety Jana Twardowskiego, zwanego często Księdzem Janem od Biedronki. Sam o sobie powiedział: Nie lubię mówić, że jestem poetą. Jestem księdzem, który pisze wiersze.

To, że powstało tak wiele wnikliwych opracowań jego poezji, że udało się odtworzyć tak wiele śladów dokumentujących życie księdza Twardowskiego, zawdzięczamy głównie towarzyszącemu księdzu – poecie krytykowi literackiemu, Waldemarowi Smaszczowi. To on przez ponad 20 lat propagował i propaguje jego poezję. Nie tylko, że zna wszystkie wiersze księdza, ale o każdej linijce, frazie, myśli, może opowiadać bez końca, wtrącając dodatkowe historiograficzne detale i ukraszając to wszystko smaczkami w postaci najróżniejszych anegdotek. W ten sposób sprawia, że czas się jakby nagle zatrzymuje, a słuchającym wydaje się, że rozumieją poezję księdza Twardowskiego na wskroś. Pan Smaszcz organizował za życia księdza spotkania autorskie z nim i można śmiało powiedzieć, że był jego prawdziwym przyjacielem. Tak, jak dzieci zbierają muszelki, tak on zbierał i ocalał od zapomnienia wszelkie wspomnienia, okruchy pamięci, miejsca, szlaki ks. Twardowskiego, nawet te, przez samego księdza Twardowskiego zapomniane, czy też uznane za takie już nie do odtworzenia.

Książki o księdzu Twardowskim autorstwa Waldemara Smaszcza


Można dziś śmiało powiedzieć, że pewne sformułowania Jana Twardowskiego na zawsze już weszły do kanonu naszych polskich, ponadczasowych złotych myśli, którymi, jak skrótami myślowymi Polacy porozumiewają się między sobą, opisując pewne specyficzne stany ducha.
 
Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy.

Dlaczego dom rodzinny widać choć go nie ma
i lampę co zgaszono trzydzieści lat temu.

Miłość nigdy nie jest za coś, jest pomimo wszystko.

Boga się nie udowadnia. Boga się poznaje.

W życiu jest nam dobrze i źle.
Kiedy jest nam tylko dobrze – to niedobrze.

Wierzyć to znaczy ufać, kiedy cudów nie ma.

Wszystko jest wtedy, kiedy nic dla siebie.

Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna.

Jest taka miłość która nie umiera
choć zakochani od siebie odejdą.

A śmierć tak bardzo ważna bo się nie powtórzy
i smutek jak sprzed wojny ostatnia choinka.

Można odejść na zawsze, by stale być blisko.

Miłość trzeba pielęgnować jak dziecko, aby się nie zaziębiła, nie zwariowała,
nie wyleciała przez okno jak ptak.

Matka moja tak święta
że tylko przez skromność w naszym domu nie czyniła cudów odeszła- czuwa niewidzialna.

A nieszczęście – to szczęście lecz na razie inne.

I zapomnij że jesteś, kiedy mówisz że kochasz.



Ksiądz zostawił po sobie 1123 wiersze, opowiadania dla dzieci i zbiory anegdot. Miał zawsze dystans do siebie samego i ogromne poczucie humoru.

Nie boję się już kobiet, ascety najchudszego
boję się jeszcze – wszystkiego najlepszego.


Z dzieciństwa swego wspomina : …kiedy nie mogliśmy się nadziwić, że można po spowiedzi zjeść całego Boga… 
A u schyłku życia mawiał: Przytrafiła mi się przewlekła młodość.

Urodził się 1 czerwca 1915 roku w Warszawie, w Dniu Dziecka, gdy tego dnia jeszcze nie ustanowiono świętem dzieci. Urodził się w rodzinie o ziemiańskich korzeniach. Ojciec Jan Twardowski zmarł w 1945 roku, a matka -Aniela z Konderskich zmarła w 1971 roku. Jan Jakub (bo tak go ochrzczono) miał 3 siostry. W latach 1927-1935 uczęszczał do Gimnazjum im. Tadeusza Czackiego. Rodzina mieszkała na ulicy Elektoralnej pod numerem 49.


Z mojego domu, który spalił się w czasie Powstania, ocalały tylko lampa z abażurem, stolik z lirami w stylu biedermeier oraz sekretarzyk z ukrytymi szufladami, w których znalazłem dwie srebrne łyżeczki i list miłosny stryja.

Zdjęcia mamy księdza Twardowskiego

Jan studiował polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim w latach 1935-1939.
Do Warszawy wróciłem w pierwszą rocznicę wybuchu Powstania i nie mogłem odnaleźć się w ruinach. Przeżywałem ból, czułem się upokorzony. Miałem poczucie winy, że nie zginąłem. Z poczuciem winy wielu nie mogło sobie poradzić, wielu wstępowało do zakonów… W czasie okupacji, a nawet wcześniej, miałem już myśli o wstąpieniu do seminarium duchownego, ale dopiero po upadku Powstania, dojrzałem do tej decyzji.

4 lipca 1948 roku Jan Twardowski przyjął święcenia kapłańskie.


W lipcowy poranek mych święceń
dla innych szary zapewne-
jakaś moc przeogromna
z nagła poczęła się we mnie

Jadę z innymi tramwajem-
biegnę z innymi ulicą-
nadziwić się nie mogę
swej duszy tajemnicą

Po święceniach pierwszą jego posadą była posada wikarego w Żbikowie koło Pruszkowa w Państwowej Szkole Specjalnej dla dzieci upośledzonych oraz w pobliskim Państwowym Domu Dziecka, gdzie uczył religii w latach 1948-1952.
Była to niewielka szkoła trzyklasowa, z dobrymi nauczycielami – uczniami Marii Grzegorzewskiej. W tej szkole nie obowiązywały godziny lekcyjne. Jeżeli uczniowie byli zmęczeni, można było przerwać zajęcia, wyprowadzić dzieci na powietrze i wrócić, gdy odpoczęły.
Na lekcjach starałem się mówić językiem obrazowym. Gdy mówiłem na przykład o ptaku, to opisywałem jak wygląda, jakie ma pióra, skrzydła, dziub i nogi. Abstrakcyjne pojęcia nie docierały do nich. Dobro, szlachetność, humanizm – to były słowa już spoza ich wyobraźni. Dlatego dla nich uczyłem się jak wyglądają rośliny, drzewa, zwierzęta i otaczające przedmioty. Tylko w ten sposób mogłem z nimi nawiązać bliższy kontakt. Najbardziej jednak rozumiały język uczuć. Powiedziałem kiedyś do jednego chłopca: kochany Stefanku, a on na to zareagował bardzo żywo: Jak ładnie ksiądz do mnie mówi! Inni do mnie mówią: Ty ośle! albo Zakało rodziny! Były to dzieci zaniedbane, odtrącone przez rodziców, dzieci chorych psychicznie i pijaków.
Wiele zawdzięczam tym dzieciom…

Na kaflach pieca w pokoju ks. Twardowskiego dzieci wypisywały różne teksty
Na kaflach pieca w pokoju ks. Twardowskiego dzieci wypisywały różne teksty


Wiersz : Do moich uczniów
Uczniowie moi, uczenniczki drogie,
ze szkół dla umysłowo niedorozwiniętych,
Jurku, z buzią otwartą, dorosły głuptasie-
gdzie się teraz podziewasz, w jakim obcym tłumie –
czy ci znów dokuczają na pauzie i w klasie –
i kto twe smutne oczy nareszcie zrozumie.

Janko Kosiarska z rączkami sztywnymi,
z noskiem co się tak uparł, że został króciutki –
za oknem wiatr czerwcowy z pannami ładnymi –
a tobie kto daruje choć uśmiech malutki.

Pamiętasz tamtą lekcję, gdym o niebie mówił,
te łzy co w okularach na religii stają –
właśnie o robotnikach myślałem z winnicy,
co wołali na dworze – nikt nas nie chce nająć.
Janku bez nogi prawej, z duszą pod rzęsami –
grubasku i jąkało – osowiały, niemy –
Zosiu coś wcześnie zmarła, aby nóżki krzywe
szybko okryć żałobnym cieniem chryzantemy.

Wojtku wiecznie płaczący i ty coś po sznurze
drapał się, by mi ukraść parasol, łobuzie –
Pawełku z wodą w głowie i ty niewdzięczniku
coś mi żaby położył na szkolnym dzienniku.

Czekam na was, najdrożsi, z każdą pierwszą gwiazdką –
ze srebrem betlejemskim co w pudełkach świeci –
z barankiem wielkanocnym. – Bez was świeczki gasną –
i nie ma żyć dla kogo.
                                         Ten od głupich dzieci.

Ksiądz z piecem u węzgłowia

W 1952 roku został ksiądz Twardowski przeniesiony do Warszawy. Najpierw pracował w Kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, potem u Matki Bożej Nieustającej Pomocy na Saskiej Kępie, następnie w Kościele Wszystkich Świętych przy Placu Grzybowskim, a od 1959 roku został rektorem kościoła Sióstr Wizytek na Krakowskim Przedmieściu. Pełnił tę funkcję przez prawie 50 lat.

Cytowane powyżej wypowiedzi księdza Jana Twardowskiego pochodzą z  książki – katalogu z wystawy o życiu i twórczości przygotowanej z okazji jego 90 urodzin w 2005 roku w Płocku, wydanej rok przed jego śmiercią. Nosi tytuł:  Moje szczęśliwe życie. Życie i twórczość księdza Jana Twardowskiego.

Zapalmy świeczkę w rocznicę jego śmierci.

.

Elżbieta Kulec

Zdjęcia: Archiwum prywatne autorki tekstu






Poprzedni artykułBajkowe Jasełka u Brzechwy
Następny artykułKlub Polonijnego Maturzysty: „Tak by het gdzieś gnało, gnało…” – 165 rocznica urodzin Stanisława Wyspiańskiego
Elżbieta Kulec
Absolwentka prawa, była nauczycielka akademicka. Rozkochana w literaturze polskiej za sprawą mamy - polonistki i bibliotekarki. Od 30 lat mieszka w Nowym Jorku. Autorka tomików poezji "Wyspy przeznaczenia", "Wyrwane z przemijania" i "Rozproszone myśli schwytane w sieć strofy", fraszek i aforyzmów "Tak, jak leci czyli coś dla starszych dzieci" z ilustracjami Angeliki Detyny oraz wierszyków dla dzieci "Od wieków jajeczko przekomarza się z kureczką" ilustrowane przez nią i 6 letniego wtedy synka. Zbiór poezji "Wyrwane z przemijania" wydany został w wersji polsko - angielskiej, w tłumaczeniu Mariana Polaka oraz pięknymi ilustracjami Rafała Olbińskiego. Z kolei "Wyspy przeznaczenia" trafiły w ręce śp. księdza Jana Twardowskiego, i jak sam napisał, bardzo mu się podobały.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj