Julia Hartwig. Fot. Mariusz Kubik

Biegła szybciej niż łzy

biegła przed siebie

nie było przed nią żadnej granicy
nikt jej nie ścigał
nikt nie szedł z nią w zawody
świetlista przestrzeń czekała
by wziąć ją w objęcia

Wiersz „Daleko”, autorstwa Julii Hartwig

***

Julia Hartwig urodziła się 14 sierpnia 1921 w Lublinie, a zmarła w nocy z 14 na 15 lipca 2017 w Gouldsboro w Pensylwanii, w USA. Była obok Szymborskiej najbardziej znaną na świecie polską poetką. Była także eseistką i tłumaczką literatury pięknej, a nawet autorką książek dla dzieci. Czesław Miłosz nazwał ją „damą polskiej poezji” i „poetką wykwintną”.

Rodzice Julii Hartwig osiedlili się w Lublinie po ucieczce z Moskwy przez bolszewikami. Jej mama była Rosjanką. Rozłąka z ojczyzną i bliskimi okazała się dla niej bardzo trudna. Popełniła samobójstwo, skacząc z okna, gdy Julia miała 9 lat. Hartwig wspomina, że jako dziecko chodziła i do kościoła, i do cerkwi – nigdy potem nie miała problemu z równouprawnieniem różnych religii. Poza tym, jako osoba wychowana w wielokulturowym wówczas Lublinie, nie miała również problemu z równouprawnieniem kultur. Poetka zadebiutowała jako młoda dziewczyna w licealnym piśmie wierszem „W słońce”. W czasie okupacji była łączniczką AK, działała w konspiracji i studiowała na tajnym Uniwersytecie Warszawskim, za profesorów mając takie późniejsze sławy literaturoznawstwa i filozofii, jak prof. Julian Krzyżanowski i Władysław Tatarkiewicz.

W latach 1947–1950 poetka mieszkała we Francji, gdzie na stypendium rządu francuskiego studiowała literaturę francuską. W tym czasie pracowała w Ambasadzie Polskiej w Paryżu i zbirała materiały do swoich biografii francuskich pisarzy: Apollinaire’a i Nervala. Potem wielokrotnie przebywała na stypendiach we Francji i Stanach Zjednoczonych. Były to kraje, z którymi – a także z ich literaturą, którą wspaniale tłumaczyła, m.in. z mężem Arturem Międzyrzeckim, który podzielał jej miłość do francuskiej i amerykańskiej poezji – czuła się mocno związana.

W recenzji jej „Dziennika amerykańskiego” Czesław Miłosz napisał o Hartwig: „Osobą, która opowiada, jest kobieta z polskiej inteligencji, mająca za sobą doświadczenia lat wojny, dużo podróżująca, o znacznej wiedzy o sztuce, wyposażona w znajomość obcych języków, zadomowiona w trzech miastach: Warszawie, Paryżu i Nowym Jorku. Osoba ta jest też poetką, szukając określenia, wybrałbym przymiotnik: wykwintną.” Według Ryszarda Kapuścińskiego, „Dziennik…” to „jedna z najważniejszych pozycji literatury faktu ostatniego wieku. Wspaniała książka o Ameryce, przenikliwa i głęboka”.

Poetka przebywała w USA wraz z mężem w latach 1970-74, na międzynarodowej wymianie pisarzy. Wykładała na uniwersytecie w Iowa i w Stony Brook na Long Island, a potem wygłaszała prelekcje na uczelniach w Kanadzie. „Dziennik” obejmuje głównie okres nowojorski, z odwołaniami do czasów w Iowa. Obok niezwykle wielu ciekawych i aktualnych do dziś obserwacji, młodą amerykańską Polonię oraz polonijnych nauczycieli na pewno zainteresować mogą refleksje Hartwig z nauczania literatury europejskiej amerykańskich studentów na kursach creative writing, o których, jak sama pisze, „żartowano, że zebrałam wszystkie okazy hippisów z całego uniwersytetu”. Oraz jej uwagi na temat relacji między studentami a profesorami czy relacji międzyludzkich w USA w ogóle, np.: „Stosunek studentów do profesorów jest w Stanach zupełnie odmienny niż na europejskich uniwersutetach, gdzie nadal opiera się on na tradycji mistrz-uczeń, nauczyciel-uczeń (nauczyciel w najszerszym zresztą, najpiękniejszym znaczeniu tego słowa) lub po prostu na tradycji niemieckiej hierarchii uniwersyteckiej, która była zawsze tak wyrazista i znalazła odbicie w groteskowej tytułomanii(…) Profesorowie w Ameryce są zazwyczaj po imieniu ze studentami, bo w ogóle mówienie po imieniu jest tu obyczajem językowym. Studenci zwracają się do swoich wykładowców w sposób otwarty i pozbawiony zażenowania czy uniżoności. Ta łatwość zbliżenia jest często pozorna, tak jak pozornie otwarte są stosunki pomiędzy Amerykanami, bo zaczynają się i kończą na tej bezpośredniej formie”.

Sama Hartwig skomentowała wydanie swoich zapisków z pobytu w Stanach Zjednoczonych słowami: „Lubię wspominać tamten czas, tamtejsze życie i szeroki oddech tych przestrzeni, od oceanu po ocean.” Swoje 20 lat podróży po Ameryce, którą odwiedzała także później, podsumowała też poetka w „Wierszach amerykańskich” wydanych w 2002 r. „Throughout this time America was a country without dreams for me. While there, I slept soundly but without dreaming. The days, however, were filled with surprises and were themselves akin to dreams that were tender, sensual, and sometimes nearly poetic in feeling. However, this dream was as if someone else’s, as if extracted from the life of another”, wspominała. Elegancja wyrazu, elegancja myśli, głębia spostrzeżeń, mądrość, dystans i pewien rodzaj czułości współodczuwania, którą sama autorka nazwała w jednym z wywiadów, swoją „czułością dla rodzaju ludzkiego”, są obecne w obu tych książkach, podobnie jak i w całej jej twórczości.

Jej życie, poza podróżami, było raczej ciche i uporządkowane. Jak pisze o Hartwig jedna z jej wielbicielek, znana amerykańska krytyczka Cynthia Haven (m.in. „Washington Post” i „Los Angeles Times”), poetka swoją drogę nazywała mistycyzmem rzeczywistości (reality mysticism), rozciągając swoją akceptację dla świata na wszystkie jego tragedie, a potem poza świat, w transcendencję. „But it’s more than that. Reality mysticism doesn’t abstract or withdraw from the present, or use it for a jumping-off point for dreamy speculations, but holds us steadily there, using it to increase our attention, our presence, and our appreciation.”

Jej utwory nigdy nie były w Polsce tak popularne, jak np. poezja Wisławy Szymborskiej, z którą za sprawą pokoleniowej przynależności często ją zestawiano – Hartwig uważana była raczej za poetkę elitarną, o statusie pokrewnym np. Tadeuszowi Pióro. Była laureatką m.in. Nagrody Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej i Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Jana Parandowskiego, oraz wielu innych nagród literackich; parę jej wierszy trafiło do podręczników. Zarówno proza, jak i poezja Hartwig bardzo miło zaskoczą jednak czytelników, którzy dotąd po nie nie sięgnęli – prostotą wyrazu w połączeniu z niezwykłą kulturą słowa, przenikliwością, empatią i lekkością, także w odniesieniu do tematów trudnych, a nawet tragedii (których w życiu poetki nie brakowało).

W „Dzienniku…” Hartwig wspomina m.in. amerykańskie studia swojej córki, którą nazywa tutaj „Da.” Pisze o tym, jak Da. zatrudnia się w barze w college’u, gdzie pracują wyłącznie dzieci profesorskie; opisuje jej odkrycia artystyczne i fascynację ceramiką.To dla niej napisała wraz z mężem trzy książeczki dla dzieci.

W sierpniu Julia Hartwig skończyłaby 96 lat. Odeszła przy córce, Danielle Hartwig, która o tych ostatnich chwilach mówi: „Mama odeszła wczoraj. We śnie i z uśmiechem na twarzy. Odeszła spokojnie i godnie, tak jak żyła. Jesteśmy w szoku, zapłakani i zdruzgotani. Jednocześnie cieszymy się, że cały, jak się okazuje ostatni rok Mamy życia, byliśmy blisko razem”.

***

Patrzy na ciebie zadarłszy główkę do góry
Jesteś jej niebem i twoja twarz stanowi na tym niebie
słońce i niepogodę
Jest małym pisklęciem które chciałoby usiąść wśród gałęzi twoich ramion
pełna świergotów i tak od ciebie zależna

że wzruszyłoby to nawet serce z kamienia

Już tyle lat minęło a w lustrze w które patrzysz
wciąż jeszcze jawi ci się obraz jej malutkiej
stojącej obok ciebie z zadartą główką
i zapomnianą już dziś prośbą czy pytaniem
na które teraz odpowiedzieć za późno

Wiersz „Czułość”, autorstwa Julii Hartwig

 

Opracowała: Lidia Russell

Poprzedni artykułCzy można polecieć bez skrzydeł?
Następny artykuł„Jesteś perłą w życiu mym”

1 KOMENTARZ

  1. Wiem, że trzeba było się z tym liczyć, ba!, w jakiś sposób na to przygotować ale wciąż ciężko uwierzyć w to, że pani Julii już z nami nie ma. Wydaje mi się to niemożliwe. Przeglądam jej dzienniki, próbuje zapamiętać w wierszach. Ogromny smutek.

Skomentuj Karolina Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj