Tak mówią o Krynicy leżącej na południowych, słonecznych stokach Beskidu Sądeckiego nie tylko przyjezdni, ale także rodowici mieszkańcy. Mnie, dziewczynę z nizin, urzekły góry i wzniesienia pokryte lasami, pasma pól i zielonych łąk, a w dolinach domki z kolorowymi dachówkami i wyłaniające się wieżyczki kościołów i cerkwi.

Już podczas podróży pociągiem z Krakowa do Krynicy wyrywały mi się „ochy” i „achy”, gdy obserwowałam krajobraz mijany po drodze. Przywoływałam swoje przeżycia z wypraw autokarowych po wielu państwach Europy i ze wstydem przyznawałam, że mało doceniałam urok naszej ziemi, zgodnie
z przysłowiem „cudze chwalicie, swego nie znacie..I jakby na przeproszenie zaśpiewać chciałoby się „Piękna nasza Polska cała”.

Współtowarzysz podróży aż ze Szczecina jechał na urlop w rodzinne strony. Przyznawał, że opuścił je
z żalem. Wyjechał za chlebem. Przypomina mi się nowojorska historia mieszkanki tych stron, którą wywiózł za ocean Amerykanin polskiego pochodzenia. Przyjechał w poszukiwaniu żony. Historia, jak to w życiu bywa, nie zakończyła się pomyślnie, ale bohaterka mojego reportażu nadal mieszka w Nowym Jorku.

„Pochodzę z Brodnicy i do niej ciągnie mnie serce, ale trudno nie docenić piękna tej części Beskidu Sądeckiego”– dzieli się opinią miejscowa lekarz stomatologii, do której zgłaszam się o pomoc. Wypadła mi blomba z zęba. Ząb zębem, ale ja chcę jak najwięcej dowiedzieć się o Krynicy. „Ciągnę za język”. Oszczędna w słowach stomatolog kwituje: „urokliwa to ona jest”.

Pijalnie, bulwary, wille…

Pijalnia Jan Józef w Krynicy Zdroju.
Niegdyś dzisiejszą Krynicę pokrywała nieprzebyta puszcza leśna otoczona stromymi górami
i rozlewającymi się strumieniami. Walory zdrowotne miejscowych źródeł wody znane były od wieków. Mówią o tym legendy.

Jedna z nich opowiada o żołnierzu zranionym przez dzikie zwierzę, który trafił w te strony. Jęczącego z bólu i upływu krwi usłyszała pasterka. Przejęta troską o umierającego poprosiła o pomoc Matkę Boską, która wskazała jej źródło wody i poleciła, aby tą wodą przemyła rany żołnierza. Mężczyzna wyzdrowiał.

Krynica pod nieco inną nazwą Krzenycze istniała już od 1547 roku. Rozwój miasta wiąże się z odkryciem w XVII wieku leczniczych właściwości źródeł mineralnych. Rozwój uzdrowiska nastąpił w XIX wieku -„Stało się ono prawdziwą perłą wśród polskich zdrojów”- czytam w poradniku kuracjusza.

„Krynica posiada łagodny mikroklimat. Pogodnych dni jest tu więcej niż w innych rejonach. Powietrze wolne od zanieczyszczeń sprzyja leczeniu niektórych chorób. Olejki eteryczne drzew iglastych mają działanie uodparniające i bakteriobójcze. W uzdrowisku leczy się m.in. schorzenia gastrologiczne, urologiczne, ginekologiczne, reumatologiczne, choroby górnych dróg oddechowych oraz cukrzycę. Pacjentom oferuje się zakres zabiegów z zakresu balneoterapii, wodolecznictwa, fizykoterapii, kinezyterapii i zabiegi borowinowe(peloidoterapia) oraz jedyne w kraju suche kąpiele z naturalnego gazu-bezwodnika węglowego, dla pacjentów ze schorzeniami serca i zaburzeniami krążenia.”

I dalej nieco ciekawostek kto ze znanych osób odwiedzał Krynicę.
„W końcu XIX wieku Krynica była modnym i elitarnym miejscem spotkań sławnych Polaków. Bywali tu m.in. J.Matejko, A.Grottger, H.Sienkiewicz, J.Kraszewski. W latach międzywojennych w Krynicy własna willę „Patria” miał słynny pieśniarz operowy Jan Kiepura. Do pensjonatów zajeżdżali Reymont, Tuwim
i Gałczyński.”

Muzeum „Łuczakówka”

Prywatne Muzemu Przyrodniczo-Łowieckie 'Łuczakówka'w Krynicy Zdroju.
Z tarasu mieszkania położonego na zboczu chłonę piękny widok na leżącą w dole Krynicę.
Z koleżanką, do której przyjechałam, łączą mnie emigracyjne losy. W rozmowach wciąż wracamy do nieprzegadanych jeszcze wątków. Nie możemy się sobą nacieszyć.

Rytm nadjeżdżającego pociągu, który jakby czerwona wstęga przebija ciszę i wbija się w zieleń świerków porastających zbocza gór przerywa nasze rozmyślania. Dźwięk szyn i gwizd pociągu sprowadza na ziemię.

„Deptak w Krynicy z pijalnią wód mineralnych, miejsce spacerów kuracjuszy i wczasowiczów nie jest dla mnie atrakcyjny. Wolę wędrówkę do miejsc położonych wyżej” – wyznaje moja przewodniczka po Krynicy, koleżanka A. –„Zaprowadzę cię w miejsca, gdzie doznasz zachwytu” – kusi propozycją nie do odrzucenia.

Wydeptaną scieżką wśród wysokich traw pniemy się w górę. Spotykamy dwie kobiety, jak się okazuje siostry. Starsza, bardziej rozmowna opowiada, że wracają z lasu. Były na zbieraniu poziomek. Będą piec ciasto przekładane poziomkami. Starsza Tereska pracowała 34 lata w wodociągach. Pierwsze dni na emeryturze były dla niej trudne, ale teraz nie narzeka. Ma własny ogródek. Robi dużo przetworów, soków, dżemów. Najlepsze miody są u pana Józka, który mieszka najwyżej. Właśnie kierujemy się
w stronę domu tego niezwykłego Kryniczanina.

Zanim jednak dojdziemy do jego ogrodu i prywatnego muzeum, nasze przemiłe rozmówczynie opowiadają o Krynicy tej z czasów komunistycznych, kiedy ruch był dużo większy. Pociągi kursowały jeden za drugim, stały na stacji dorożki, które dowoziły wczasowiczów i kuracjuszy. Rozmawiamy też
o Łemkach, narodowości, która jest tu miejszością.

„Do 1989 roku łemkowie nie ujawniali się. Teraz jest inaczej. Mają swoje nabożeństwa w kościele grekokatolickim, obchodzą swoje obrzędy, kultywują tradycje. Są bardzo solidarni, pomagają sobie wzajemnie, trzymają się razem, nie tak jak my, Polacy. To także dobrzy sąsiedzi” – ocenia Teresa.
Jeden z rdzennych mieszkańców tego rejonu wozi turystów bryczką powożoną białymi końmi.

Nie zatrzymujemy dłużej pań, chociaż chciałoby się rozmawiać z nimi dłużej.

Jeszcze dzisiaj zaproszone jesteśmy na koncert zespołu baletowego „Miniatury”, działającego od 25 lat. W zepole tańczy ośmioletnia Martynka, talent i chluba lemkowskiej rodziny. Jej dziadkowi wilgotnieją oczy, gdy patrzy na małą artystkę. Dziadek W. to kawał chłopa zaprawionego nie do jednego, ale o miękkim sercu, uczynnym i oddanym bez reszty swoim najbliższym W. nie doczekał jeszcze wnuka. Ma czterech synów i sześć wnucząt.

Zostawiamy czas dla Józka, który mówi o sobie, że jest „pozytywnie zakręcony”. Mieszka na samej górze w dużym domu z wieżyczką u podnóża szczytu o nazwie Holica. W lesie trzyma pasiekę i produkuje najlepszy miód w okolicy. Józek to złota rączka. Rzemieślnik i po trosze artysta. Sam wybudował dom swoich marzeń, murował, szalował, kładł płytki. Założył ogród z wieloma drzewami owocowymi i krzewami ozdobnymi oraz prowadzi hodowlę Danieli i dzikiego barana Muflony (żyjącego w Karkonoszach).

Sadzonki piccolo, mini kiwi, zdobył z austriackiej firmy. Jest to plącze rozłożystego krzewu z małymi słodkimi owocami wielkości agrestu, z których robi pyszny dżem.

Józek jest zawodowym żołnierzem. Pracował w służbie granicznej. Jego pasją jest myślistwo. Dwukrotnie wziął udział w Safarii. Z zamiłowania jest leśnikiem, ogrodnikiem, zbieraczem ciekawych eksponatów. Założył prywatne muzeum Przyrodniczo-Łowieckie „Łuczakówka”. To muzeum jest niezwykłe. Można oglądać w nim m.in. przeróżne eksponaty wypchanych ptaków i zwierząt uchwyconych w ruchu.

Hotel SPA Dr Irena Eris w Krynicy Zdroju.
Na deptak nie zaglądamy zbyt często. Jest on rozkopany i w remoncie. Schodzę jedynie do Pijalni Głównej na wodę Zubę na żołądek.
Nie jest zbyt smaczna, ale w połączeniu z wodą ze źródła Jan da się wypić bez problemu.
Lubię też wodę Słotwinkę z dużą ilością magnezu łagodzącym nadmierną pobudliwość spowodowaną licznymi przeżyciami jakich dostarcza mi pobyt w Krynicy.

Wczoraj zachwycałam się widokami przepięknego Tylicza i wprost ze źródełka piłam zimną, pyszną wodę. Potem wspięłyśmy się nieco wyżej, jadąc do luksusowego hotelu SPA dr Ireny Eris. Obejrzałyśmy nieco pomieszczeń hotelu, porozmawiałam z usztywnionym recepcjonistą, który poinformował, że najwięcej gości jest w sezonie zimowym. Hotel zlokalizowany jest w sąsiedztwie Jaworzyny Krynicznej, do której prowadzi kolej gondolowa, najdłuższa i najnowocześniejsza tegu typu kolejka w Polsce.

W informatorze biuletynu dr.Eris czytamy: Hotele SPA wcielają w życie ideę „zdrowie przez wodę”
i są doskonałym miejscem dla tych, którzy pragną połączyć wypoczynek w luksusowych warunkach
z odnową biologiczną.”

Wybieram naturalną odnowę biologiczną, spacer w otoczeniu piękna natury.

Bożena Chojnacka

Poprzedni artykuł“Lubię tańczyć” – rozmowa z 11-letnią Alicją Czajkowską ze Staten Island.
Następny artykuł„Nadopiekuńczość”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj