tychy

Zadźwięczał ostatni dzwonek, nastąpiły podziękowania i pożegnania. Miłym akcentem były kwiaty i słowa wdzięczności dla dyrektorów, nauczycieli, wychowawców, katechetów. Pożegnano szkolne mury na długie dwa miesiące. Rozpoczęły się upragnione wakacje.

W kościołach parafialnych odprawiane były Msze Święte dziękczynne za Boże łaski i opiekę podczas roku szkolnego. Proszono także Boga i Jego Najświętszą matkę Maryję o opiekę i błogosławieństwo na nadchodzące wakacje.

Na pochwałę i uczniowską wdzięczność obok kadry nauczycielskiej w pełni zasłużyli niestrudzeni rodzice. To oni każdego ranka znoszą humory swoich milusińskich, opanowują ich niechęć do wstawania
i porannych czynności. W pośpiechu i gonitwie pomagają w ubieraniu, wciskają śniadanie, drugie śniadanie, odprowadzają, odwożą pociechy, sami śpiesząc się do pracy. Pilnując jej, bo brak zatrudnienia, to widmo nieszczęścia dla całej rodziny.

Przed tygodniem uczestniczyłam w zakończeniu roku szkolnego u przedszkolaków. Podobało mi się, że tę ceremonię połączono z Dniem Ojca, a także Dniem Matki. Była to doskonała okazja pokazania umiejętności zdobytych przez cały rok, a także sposobność do wyrażenia wdzięczności właśnie rodzicom, dziadkom za opiekę, za wsparcie, za beztroskie szczęśliwe dzieciństwo.

Nie było to typowe przedszkole, takie, jakie pamiętam z okresu swojego dzieciństwa. W pamięci
z przeszłości zapisały mi się sceny, niestety, nie najlepsze. Wieszanie się na metalowym drążku umieszczonym na betonowym podłożu i siniaki na głowie po upadku z takiego przedszkolnego przyrządu. Dzisiaj przedszkola prześcigają się w propozycjach programowych, autorskich programach, bogactwie zabaw i rozrywek dla dzieci.

Lubię Śląsk. Ucieszył mnie wpis na Facebooku prelegenta zjadów nauczycielskich promującego dwujęzyczność dzieci mieszkających poza granicami Polski, który podobnie jak ja lubi ten region. Lubię gościnność, czystość, porządek mieszkańców Śląska. Za każdym przyjazdem dowiaduję nowych ciekawostek.

Odwiedziłam Przedszkole nr 14 w Tychach, miasta leżącego na Śląsku, znanego m.in. z piwa”Tyskiego” czy produkcji Fiata. Placówka realizuje pedagogikę Marii Montessori. Była ona pierwszą kobietą we Włoszech, która ukończyła studia medyczne i otrzymała dyplom lekarza medycyny. Po uzyskaniu doktoratu z psychiatrii oddała się pracy pedagogicznej. Dzięki staraniom dyrektorki placówki przedszkole otrzymało imię tej wielkiej włoskiej uczonej. To było marzenie i główny cel działań Danuty Durbas od kiedy objęła kierownictwo placówki. Oczywiście bez włączenia się, aktywnego zaangażowania wszystkich pracowników, bez ich zapału i entuzjazmu zrealizowanie tego celu nie byłoby możliwe.

Święto nadania imienia przypadło również na zakończenie roku szkolnego. W imprezie nie uczestniczyłam, ale oglądając wcześniejsze występy sześciolatków, żegnających swoje przedszkole, mogę być pewna, że występy dzieci podobały się gościom tej wielkiej gali.

Wracam do tych pożegnalnych spotkań. Wszystkie miały uroczysty charakter. Rodzice przyszli z młodszymi pociechami, dzieci były odświętnie ubrane. W uroczystościach wzięła udział duża grupa tatusiów. W tle czekał poczęstunek, na który udano się po zakończeniu programu artystycznego.

„Tygryski”,”Puchatki, „Żółwiki” w wieku od trzech do sześciu lat przejęte występami, nieco zdenerwowane. Widać było, że dzieciom zależało na tym, żeby dobrze wypaść. Oglądam występy „Żółwików”. Trzymają w ręku różne instrumenty; drewniane, i metalowe bębenki, grzechotki, kołatki. Wybijają przy ich akompaniamencie rytm. Kołyszą się miarowo, śpiewają. Ich opiekunka Ilona Zając przejęta nie mniej niż dzieci. Wykonuje z nimi wszystkie pląsy.

„Jest na świecie tylko jedna, moja mama czarodziejka”- śpiewają i deklamują dzieci, obejmując swoje mamy, tuląc się do tatusiów.

Występ dzieci jest bardzo ciekawy, a dowiaduje się, że to była jedna ze słabszych grup. To jak prezentują swoje umiejętności ci najlepsi?

„Nasi absolwenci 20113/2014 rok” i wypisane imiona dzieci, są serduszka, kwiaty, wesoło, barwnie, ciepło. Podobna dekoracja służy pozostałym absolwentom opuszczającym przedszkole, zmieniają się tylko imiona dzieci. Na pożegnanie dostają upominek, a także przybranie na głowę, takie jakie wkładają absolwenci szkół średnich i studiów.

„Robimy krok naprzód. Opuszczamy przedszkole i od września rozpoczynamy naukę w szkole”- padają słowa.

„Mieliśmy szczęśliwe dzieciństwo” – podkreślają dzieci, dziękując dyrekcji nauczycielom, kucharkom, pani intendentce Danieli, pracującej w tym przedszkolu od 30 lat. Następnego dnia pani Daniela przeżywa ogromne wzruszenie, gdy jedna z mam skrzypaczka zagrała dla niej dedykowany, ulubiony utwór.

Takie jest to przedszkole. Rodzice sześciolatków, jak ich nazywano „wspaniali rodzice” otrzymali dyplomy z pięknymi dedykacjami i wzruszającymi wpisami. Wymagało od nauczycieli nieco szperania, żeby wynaleźć takie perełki, piękne maksymy, cieszące duszę.

Beata, mama 3-letniego Ksawiera i sześcioletniej Wiktorii ocenia, że jest bardzo zadowolona z tej placówki.
„Moja córka z każdym rokiem staje się grzeczniejsza, bardziej opiekuńcza dla młodszego braciszka.”

„Jak pani widzi”- tłumaczy – „w grupach są dzieci małe ze starszymi, one wspólnie uczą się, małe naśladują starszych, a starsze maja okazje wykazać się w roli troskliwych opiekunów”- na przykładzie swoich dzieci udawadnia, że pedagogika Marii Montessori przynosi konkretne korzyści wychowawcze.

„Gdy oddawałam swojego trzylatka do przedszkola obawiałam się, że maluch nie będzie chciał zostać w placówce. Trzy lata był tylko ze mną. Stało się inaczej, szybko polubił nowe miejsce. Bardzo się z tego cieszę”.

Zerkam na wyposażenie klas. Na wszystkich drzwiach tabliczka z napisem: Kids Montessori. Zabawek typu lalki, misie, samochodziki, jak na lekarstwo. Lalki i inne zabawki leżą w kąciku.

„Używane są tylko na chwilę. Przez cały dzień zajmujemy się tworzeniem, lepieniem, układaniem, po prostu pracujemy. Taka jest specyfika przedszkoli pracujących według programu Marii Montessori” – wprowadza mnie w pedagogikę włoskiej działaczki wychowawczyni, która poznałam podczas udanego występu jej grupy.

„Dziecko ma szansę wszechstronnego rozwoju: fizycznego i duchowego oraz kulturowego i społecznego. Wspierana jest jego spontaniczność i twórcza własna aktywność. Praca z dziećmi według programu Marii Montessori pomaga w rozwijaniu indywidualnych cech osobowości, w formowaniu prawidłowego charakteru, zdobywaniu wiedzy, umiejętności. Dzieci pracują swoim rytmem, poznają swoje możliwości” – czytam informacje w znalezionym materiale.

Pani Ilona Zając wciąż się kształci. Kontynuuje kolejne studia podyplomowe. Na pewno trzeba być dobrze przygotowanym merytorycznie, żeby spełnić wszystkie wymagania tego programu, który zakłada wielkie cele wychowawcze i edukacyjne.

Począwszy od rozwijania samodzielności i wiary we własne siły, wypracowania szacunku do porządku i do pracy, zamiłowania do ciszy, poprzez osiąganie długotrwałej koncentracji nad wykonywanym zadaniem, uniezależnieniu od nagrody, aż do formowania postaw wzajemnej pomocy bez rywalizacji, szacunku dla pracy innych, rozwijania indywidualnych uzdolnień i umiejetności.

Gratulacje dla dyrekcji, nauczycieli, rodziców, przedszkolaków Przedszkola nr 14 w Tychach za podjęcie tak ważnych i trudnych zadań.

Zięć znajomej wprowadził mnie w różne regionalne antagonizmy na Śląsku. Nie wiedziałam, że w tym regionie troszkę na uboczu stawiane jest jedno z miast. Gdy zięć znajomej starał się o rękę dziewczyny, która jest jego żoną od 12 lat, zatroskany tata zapytał, czy aby nie pochodzi właśnie z tego nielubianego miasta?

Nie wiem, z jakiego miasta pochodzi proboszcz parafii błogosławionej Karoliny Kózkówny w Tychach, ale patrząc, jak prowadzi parafię, można pozazdrościć zmysłu organizatorskiego i sztuki dobrego gospodarowania.

Parafianie zachęceni aktywnością swojego pasterza, naprawdę dużo robią na rzecz parafii. Kościół pucują dwa razy w tygodniu. Lśni on od czystości. Parafia prowadzi bibliotekę, salę rekreacyjną, jest grota solna, biedniejsi parafianie korzystają z bezpłatnych posiłków. Piękny jest ogród różańcowy, dzieci mają swój plac zabaw.

Przy parafii prężnie działają liczne wspólnoty. Przypadek zrządził, że uczestniczyłam w jednym ze spotkań świeckiego zakonu Franciszkanów. Należy do niego 95 letnia Anna, która jest obecna na każdym spotkaniu. Mówi się, że Amerykanie żyją długo, że potrafią zadbać o swoje zdrowie. Okazuje się, że w Polsce też mamy przykłady długowieczności, tym dowodem jest parafianka Anna, właśnie ze Śląska.

I tak można długo jeszcze wymieniać dobroci śląskiego regionu. Tychy mają dobrego gospodarza i idą do przodu. Nieco w tyle są Katowice, nic się tam nie zmienia, wszystko po staremu, czyli siermiężnie, za wyjątkiem nowoczesnego dworca kolejowego. Budowano go długo, ale jest ładny. Ale jak tu zaprosić na dworzec jakiegoś zagranicznego gościa, łamie głowę zięć znajomej, prezes jednej ze spółek. Nie ma gdzie zaprosić gości w Katowicach, a tymczasem inne polskie miasta tak mocno rozkwitły, w czołówce Wrocław, Poznań, a także ostatnio Rzeszów, a co z Katowicami i Warszawą?

Bożena Chojnacka

Poprzedni artykuł„To będzie najważniejszy dzień mojego życia!”
Następny artykułXIII Zjazd Nauczycieli Polonijnych i Komitetow Rodzicielskich w Nowym Jorku

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj