Top-10-in-2013-Amanda-Ripley

W książkę Amandy Ripley pt. „The Smartest Kids in The World” (pol.: Najmądrzejsze dzieciaki na świecie”) wpadłam z głową i nie odłożyłam, aż nie dotarłam do ostatniej strony. Nie tylko dlatego, że miałam niewiele czasu na przygotowanie się do wywiadu z autorką, lecz dlatego, że pani Ripley to ktoś, kto głosi … moje własne poglądy!

Po pierwsze i najważniejsze „rzeczniczka najmądrzejszych dzieciaków” uspokaja mnie, że:

Primo)
wcale nie jestem dziwadłem, jeśli kwestionuję ideologię, iż absolutne i niepodważalne prawo ucznia do tkwienia
w niewiedzy na temat tego, jak wypada na tle rówieśników z klasy, to metoda chronienia go przed niepotrzebną rywalizacją i katastroficznym dla jego ego odkryciem/poczuciem, iż w czymś nie jest najlepszy.

Secundo)
nie jestem odmieńcem dlatego, iż nie podoba mi się, że praktykując powyższe prawo, współczesna amerykańska szkoła stoi jednocześnie posuniętą do granic niemal absurdu gloryfikacją sportowej rywalizacji i jest to fundament
z żelbetonu. Aprioryczne wykluczanie z tej rywalizacji nie tyle dzieci słabszych, co tych, które na swoje nieszczęście albo nie mają wystarczająco majętnych rodziców, by je zapisali do kosztownych klubów sportowych już od zerówki, ewentualnie posiadają rodziców-gapy zakładających, że 5-latek wciąż ma jeszcze mnóstwo czasu, by do czegoś
w sporcie dojść i załapać się do szkolnej drużyny, jest, w całej przewrotności i brutalizmie tego założenia, obowiązującą normą (gwoli szybkiego objaśnienia o czym tutaj mówię: jest na porządku dziennym w dzisiejszej amerykańskiej szkole, że 11-to latek rozpoczynający naukę w „middle school”, lecz nie przeszlifowany wcześniej
w prywatnym klubie szansy na wejście do szkolnej drużyny nie ma i mieć nie będzie. Żeby nie wiem jakie wyniki osiągał na wuefie. Nigdy nie dorówna „ligowcom od zerówki”).

Tertio)
Amanda Ripley nie uważa, że jestem imigrantką, która dla własnej szkody odmawia integrować się
z amerykańskimi ideami. Jestem po prostu – Matką-Europejką!

Dalej – nie ma co ukrywać, że wielce ucieszył mnie fakt, iż za przykład kraju, gdzie w edukacji dzieje się wiele dobrego autorka uznała … naszą własną ojczyznę. Serce rośnie, jak czyta się pod adresem Polski tyle miłych słów! Nie ujawnię szczegółów, bo szczerze zachęcam Państwa do własnej lektury tej książki.

Wreszcie – rozmawiałam o książce z córkami i odkryłam niezamierzoną chyba przez autorkę, a jakże wielką zaletę tej lektury z perspektywy rodzica dzieci dwujęzycznych. Kierując swój peryskop na historię i wartości polskiej edukacji Amanda Ripley staje w niej po stronie Polski w oczach naszych własnych dzieci!

O co chodzi. Nie żyjemy w łatwych czasach. Od dawna twierdzę, że jako emigranci z kraju nad Wisłą mamy dziś pod wieloma względami – emocjonalnymi, psychologicznymi, nawet patriotycznymi – ciężej niż pokolenia przed nami. Nie posiadamy, jak nasi rodzice i dziadkowie, buforu „złego systemu”, na który można bez końca zwalać winę i wytykać palcem przy każdej złej okoliczności. Orzeł jaki dziś jest, każdy widzi, lecz jego choroby i cherlawości nie da się tłumaczyć kajdanami żadnego niepożądanego systemu. Ludzi zawiadujących Polską sami sobie wybieramy w wolnych wyborach. Tłumaczenia, że zwykły człowiek na nic nie ma wpływu, straciły na nośności. Jeżeli Polska nie jest krajem, jakim nam się marzył, wina leży w każdym z nas z osobna i wszystkich grupowo.

Nie raz w czasie rozmów ze znajomymi w Polsce o tym, jak uczę córki języka polskiego słyszałam, że jestem chyba ostatnią patriotką na ziemi, która widzi w tym kraju sens i wartość! Ten kraj zszedł na psy, ten kraj się wali. Stąd trzeba tylko uciekać! – to tylko kilka z dyżurnych argumentów. Smutne to niepomiernie. Tym bardziej, że każdy taki komentarz wypowiedziany w obecności moich dzieci czyni moją rolę matki emigrantki wychowującej dwujęzyczne dzieci, tym trudniejszą. Bez względu na to, co sama myślę o stanie współczesnej Polski, nie przestaję, dla osiągnięcia celu, szukać w zbiorczym worze zwanym „Polska” tego co najlepsze, wartościowe, unikalne. Fakt więc, że w bestsellerowej książce mowa jest o polskim systemie edukacji jako modelu z elementami wartymi powielania, przydaje mojej pracy, wysiłkom i opiniom nowej witalności. Oto żywy polski ideał, z którego można i trzeba być dumnym. Jak powiedziałaby znana reklama: zewnętrzna, niezależna od nas konwalidacja naszego rodzicielskiego światopoglądu w oczach naszego dziecka – BEZCENNA!

Amanda Ripley zyskała moją sympatię z jeszcze jednego powodu. Jako matka też jest wyznawczynią teorii, że nie ma nauki bez wysiłku i czasu, nie ma sukcesów bez stresu i są w edukacji pewne standardy, których nie należy demontować. Miejsce zamieszkania czy zamożność szkoły nie mają tu nic do rzeczy. Następnym razem, gdy dopadną mnie wyrzuty sumienia, że „może jednak przesadzam” przerabiając z córkami, prócz zagadnień językowych z książek do polskiego, także polskie podręczniki do historii, odpędzę je (te wyrzuty!) pogrzebaczem jak złe duchy. Jeśli amerykańska szkoła nie ma w programie dziejów epoki Oświecenia, ani wojen napoleońskich, moje córki dowiedzą się o nich właśnie z polskich podręczników. Tych, które dla rosnącej rzeszy także amerykańskich rodziców, stają się wzorem do naśladowania.

Eliza Sarnacka-Mahoney

Amanda Ripley: The Smartest Kids In The World, wyd. 2013
wywiad z Amandą Ripley w „Dzienniku Gazecie Prawnej” (www.dziennik.pl), wyd. 22-23 lutego 2014 r

Poprzedni artykuł„Z Julianem Tuwimem lokomotywą przez wiersze dla dzieci” – scenariusz zajęć.
Następny artykuł„Mapa zdrowia w naszych oczach”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj