Jaskółki fruwają nad stajnią. Dziewczynki robią woltyżerkę na koniu. Gdy jedne z nich spadają na piasek, drugie śmieją się. Balczewo jest na pozór takie samo, jak w czasie ubiegłorocznych wakacji. Wydaje mi się, że za chwilę wyjdzie 28-letnia Nina ze stajni. Ale o niej są tylko rozmowy.
– Byłam na jej pogrzebie – opowiada jedna z matek, które przywiozły dzieci na lekcje jazdy konnej. – Ciągle nie mogę uwierzyć, że już jej nie ma.
Nie ma jej fizycznie, ale każdy, kto przyjeżdża do Balczewa myśli o Ninie, która w czerwcu tragicznie zginęła
w wypadku z koniem.
Wypadek wstrząsnął każdym, kto znał pogodną Ninę. Przypomniał, że koń może być niebezpiecznym zwierzęciem.
– To, co się zdarzyło można porównać do tragicznego wypadku samochodowego. Wielu ludzi jeździ samochodami i co jakiś czas ktoś ginie – tłumaczy mi jedna z instruktorek w Balczewie. – Czy to znaczy, że powinniśmy przestać jedździć samochodami? Nie.
Ma rację. Ale nie tylko serce Natalie ściska się z emocji i córka płacze, gdy wchodzimy do stajni…
Po lekcji, Natalie i Kimberly wracają zadowolone, chociaż mają startą skórę do krwi na kolanach od przyciskania ich do siodła.
A potem odwiedzamy Ninę na cmentarzu. Jej grób tonie w białych begoniach. Cisza. Trzeba ją zaakceptować.
Danusia Świątek
Fot. ze strony www.balczewo.pl