Wiele rodzin żyjących w Polsce, którzy mają swoich bliskich za oceanem, uskarża się na zanik bliskich więzi emocjonalnych.
Są sytuacje, że rodzice, siostry, bracia niewiele wiedzą o życiu swoich bliskich. Bo u nich zawsze wszystko jest OK.

Nie mogą się jednak doczekać przyjazdu bliskiej sercu osoby, która każdorazowe pytanie o termin odwiedzin rodziny kwituje krótko „pracuję nad tym”. Pochłonięci zdobywaniem sukcesu i kariery tracą najcenniejsze wartości bliskość, zażyłość, duchową więź.

Przestaje doskwierać tęsknota i potrzeba bliskiego kontaktu, dotyku przytulenia, czego nie zastąpi najdłuższa nawet rozmowa przez telefon czy przez Skype.

Znajoma podzieliła się smutnym doświadczeniem z pewnego etapu kariery zawodowej. Jeździła na różne treningi, gdzie wtłaczano jej w głowę sposoby osiągnięcia sukcesu.

Na tej drodze wszystko, oprócz upragnionego celu, czyli sukcesu, nie miało wartości ani znaczenia. Więcej, wszystko, co oddalało od niego, przeszkadzało, było eliminowane. A więc bez sentymentów, słabości, straty czasu na sprawy uczuciowe.

„Uciekłam z tego towarzystwa, to nie było dla mnie. Na tych treningach myślałam, że oszaleję, to było coś okropnego. To są prawdziwe sekty. Jak różnymi technikami można człowieka zbałamucić, omamić, uzależnić, pozbawić spokoju.” – dzieliła się doświadczeniami sprzed lat.

Czy dzięki temu wyjaśnieniu mniej bolesna będzie tęsknota za tymi, których nie widzi przez lata, bo pochłania ich zdobywanie sukcesu?

Są zwolennicy i przeciwnicy szczerości w kontaktach.

Polacy, a zwłaszcza ci wcześniej urodzeni, serce mają jak na dłoni. Gdy coś doskwiera, boli, nie ukrywają tego pod dyżurnym uśmiechem, ale opowiadają, często nawet w szczegółach, o swojej boleści. Gdy w rodzinie jest jakiś problem, nie unikają tego tematu, ale dzielą się nim z innymi.

Czasami ta szczerość jest dość uciążliwa i męcząca, bo wokół słychać jedynie lamenty i biadolenia. Jest też w tym cierpiętnictwie sporo przesady.

Doświadczam tej polskiej szczerości, korzystając z zabiegów na dziennym oddziale rehabilitacyjnym.
Szukam cichego miejsca, żeby chronić się przed przesadnym gadulstwem.

Ileż w tych zwierzeniach jest ludzkich dramatów, ileż biedy, niedostatków i chorób, ileż pesymizmu
i beznadziei.

Wierzę, że to też pewien rodzaj terapii. Obok regulaminowych, masaży, prądów, kapieli ludzie wyrzucają z siebie to, co im ciąży, „leży na wątrobie”. Być może to też przynosi ulgę.

A jak z problemami, ze stresem, radzą sobie rodacy mieszkający za oceanem?

Jak wiemy z doświadczenia, z filmów, nie ma w tym kraju mody na użalanie się nad sobą.
Na pytanie „co słychać” pojawia się uśmiech i szybka odpowiedź „u mnie wszystko ok.”

Chwalić, krytykować czy współczuć?

Bożena Chojnacka

Poprzedni artykuł„Nagroda za katastrofę”
Następny artykuł„Rozdanie nagród i spotkanie z laureatami w galerii Kuriera Plus”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj