Pączki różnej maści, chruściki, oponki, gniazdka rumowe czy precle serowe, to obowiązkowe słodkości przygotowywane i serwowane z okazji tłustego czwartku. Mało kto w tym dniu liczy kalorie. Należy nam się trochę szaleństwa. Zimowa sceneria, padający śnieg, obsypane białym puchem drzewa i krzewy wtapiają się w atmosferę ostatnich dni tegorocznego karnawału. Niegdysiejsze bale karnawałowe, słynne kuligi z pobrzękiwaniem dzwoneczków przeszły do historii, ale my wciąż mamy karnawał.
Jutro, w tłusty czwartek, będą prawdziwe „żniwa” dla piekarni i cukierni. Mój znajomy piekarz przekłada inne plany i już od dawna mobilizuje załogę na ten pracowity dzień w roku. Przysłowia mówią, że trzeba koniecznie w tym dniu zjeść przynajmniej jednego pączka. Łasuchy na pewno nie poprzestaną na jednym i stąd takie urwanie głowy, pieczenie, przekładanie, posypywanie. Wiele pań domu przygotowuje te rarytasy na własną rękę. Są różne receptury. Lubiłam pączki mojej mamy, potem zamienione na oponki. Też smaczne, ale jak może być inaczej! Wszystko, co kojarzy się z atmosferą rodzinnych uroczystości jest najwspanialsze. A w naszych rodzinach celebruje się tradycje, właśnie tłusty czwartek, ostatnią sobotę karnawału czy wtorkowe ostatki, zwane w niektórych rejonach kraju „śledzikiem”.
Historia Tłustego Czwartku sięga czasów starożytnych, kiedy to w Rzymie bawiono się hucznie, by powitać nadchodzącą wiosnę i pożegnać zimę. Zajadano się tłustymi mięsami i popijano alkoholem, do których spożywano pączki, robione z ciasta chlebowego. Nie były one słodkie, lecz nadziewane słoniną.
A w Polsce? „Powiedział mi Bartek, że dziś Tłusty Czwartek, a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła” – głosi staropolskie przysłowie. W naszej tradycji Tłusty Czwartek to zawsze ostatni czwartek przed Wielkim Postem. Dzień ten był kiedyś początkiem Tłustego Tygodnia, czyli czasu wielkiego obżarstwa. Pozwalano sobie na ogromne ilości tłustych mięs, kapustę ze skwarkami, słoninę. Dlatego też ostatnie dni karnawału nazywano wtedy mięsopustem, zapustami czy ostatkami. Należało najeść się do syta i wybawić przed zbliżającymi się 40 dniami postu, kiedy katolicy powinni zachować wstrzemięźliwość i umiarkowanie także w jedzeniu i piciu.
Inaczej obchodzono Tłusty Czwartek w Małopolsce, czyli tamtejszy Combrowy Czwartek. Według legendy pochodzącej z XVII wieku, w ostatni czwartek karnawału zmarł wójt Combr, który zakazywał handlować przekupkom na krakowskim rynku. W każdą rocznicę jego śmierci handlujące kramarki urządzały wielką i huczną zabawę. Zaczepiały mężczyzn i za krzywdę jaką niegdyś doznawały od wójta Combra, brały na nich odwet, np. ściągając z nich okrycie lub zmuszając do tańca.
Tradycja jedzenia pączków na słodko pojawiła się w Polsce w XVI wieku. Dawniej przygotowując te słodkie drożdżowe ciastka do środka niektórych wkładano orzechy i migdały, a osoba, która trafiła akurat na pączek z „niespodzianką” miała cieszyć się szczęściem przez całe życie. Kulisty kształt pączka pochodzi z XVIII wieku, gdy po raz pierwszy użyto do wypieku drożdży, przez co ciasto stało się bardziej puszyste. Według zeszłorocznych badań Polacy jedzą aż 7 tys. ton pączków w tłusty czwartek. Na ich produkcję zużywa się 500 ton cukru, 500 ton masła, 2,5 tysiąca ton mąki pszennej, 1,3 mln litrów mleka i około 25 mln sztuk jaj. Na jedną osobę przypada ok. 2,5 pączka. W Biedronce paczka będzie można kupić za niecała złotówkę, ale w znanych cukierniach za te słodkości podobno trzeba będzie zapłacić 11 złotych. Jeśli będą z pysznym nadzieniem różanym, to może warto wykosztować się raz w roku.
Smacznego!
.
Bożena Chojnacka