„Rzeźbiarz dziecięcych dusz” – dla polonijnych szkół

458

Janusza Korczaka nikomu przedstawiać nie trzeba. Prekursor swoich czasów, wielki człowiek i utalentowany pisarz, największy orędownik praw dzieci jakiego wydała polska ziemia. Bohater, który powędrował ze swymi wychowankami do komory gazowej wysyłając tym samym w świat sygnał, który stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli Holocaustu. Męczeńska śmierć z wyboru, najwyższa ofiara, jaką można złożyć w obronie życia i prawa do życia z nadzieją, że na kanwie naszych czynów przyszłość dokona właściwego rachunku sumienia.

„Rzeźbiarz dziecięcych dusz” Marcii Talmage Schneidera to polski przekład wydanego w 2015 r. zbioru wspomnień o przedwojennym Domu Sierot w Warszawie, w której autorka oddała głos dziesięciu jego wychowankom i wychowawcom, którzy tam pracowali. Relacje zarejestrowała w 2001 r. podczas czasie swojej podróży do Izraela. Wszyscy z rozmówców byli już wtedy w mocno zaawansowanym wieku. Kilka lat później, a książka nie mogłaby powstać już w ogóle.  

Dla społeczności polonijnej książka jest ważna podwójnie. Po pierwsze, bo inicjatywa wydawnicza wyszła ze strony organizacji The Janusz Korczak Association of the USA. Po drugie – bo lwią część pracy nad przekładem wykonali polonijni uczniowie i studenci prowadzeni przez swoich nauczycieli oraz rodziców, wkładając w projekt  czas, serce i talent, i wnosząc coś bardzo ważnego i realnego do historii polskiej literatury. Praca nad przekładem, prócz niezwykłych wartości edukacyjnych i językowych dla polonijnej młodzieży i ich literackich opiekunów stała się tym pięknym moment konwergencji, kiedy to zniknęły podziały, granice oraz geograficzne szerokości, a pozostała jedynie nasza wspólna płaszczyzna dziedzictwa historii i kultury, wobec której jesteśmy sobie równi. Na równi ważni i potrzebni.

Ogromne podziękowania należą się wszystkim, którzy się przyczynili do powstania polskiego przekładu. Poniżej lista autorów i opiekunów prac przekładowych z uwzględnieniem wieku młodzieży podczas tłumaczenia:

* uczniowie szkoły im. Kazimierza Pułaskiego w Garfield, NJ: Emilia Kozioł (16), Ada Rembisz (14), Julia Wójcik (16), Alexandra Seremak (16 lat), Kimberly Pienkawa (18), studentka Skidmore College w Saratoga Springs, NY, opiekunka grupy Danuta Świątek.

* uczniowie szkoły im. Kazimierza Pułaskiego w Garfield, NJ: Emilia Kozioł (16), Ada Rembisz (14), Julia Wójcik (16), Alexandra Seremak (16 lat), Kimberly Pienkawa (18), studentka Skidmore College w Saratoga Springs, NY, opiekunka grupy Danuta Świątek.

* uczniowie szkoły im. Stanisława Moniuszki w Rockaway Beach, NY: Melania Bartoszek (15 lat), Julia Przybylo (15 lat), Adam Wojtas (16 lat), opiekunka grupy Karina Bonowicz.

* uczennica szkoły im. Juliana Ursyna Niemcewicza w Plainfield, NJ: Sylvia Joanna Gredzinski (16 lat), opiekunka, dyrektor Beata Benewiat.

* uczestnicy obozu Korczakowo 2022 (w wieku 14-16 lat): Pola Sułek, Patrycja Misiak, Tomasz Mrozek, Błażej Skuza, Filip Kula, Maciej Kowal, Karol Kazula, Milena Mielcarek, Zuzanna Wojdowska, opiekunka grupy i tłumaczka Anna Rutkowska Ewa Łukowicz- Oniszczuk, była konsul RP w NYC czuwała nad ostatecznym tłumaczeniem i autorka przedmowy do książki.

* Marta Ciesielska, kustoszka pracowni Korczakianum w Muzeum Warszawy, zadbała o prawdę historyczną w publikacji.

* Okładkę zaprojektował Tomek Bogacki.

Nie byłoby tej książki, gdyby nie Mariola Strahlberg, przewodnicząca Janusz Korczak Association of the USA, która prowadzi od wielu lat działalność na rzecz propagowania idei Doktora Korczaka w amerykańskich i polonijnych szkołach.

Nie będę ukrywać. Korczaka znałam tylko od tej strony szkolnej, tendencyjnej. Może to wstyd? Trudno. W dorosłym życiu powrócił na mój osobisty radar właściwie tylko trzy razy. Pierwszy – za sprawą lektury „Króla Maciusia Pierwszego”, którą mam w domowej biblioteczce i czytałam córkom na dobranoc. Drugi raz, gdy pojechałam ze starszą córką odwiedzić obóz w Treblince. I trzeci, gdy z obiema córkami poszłyśmy Traktem Pamięci Męczeństwa i Walki Żydów w Warszawie, finiszując przy pomnik Umschlagplatz, gdzie w 1942 r. Korczak wsiadł ze swoimi podopiecznymi do pociągu, by pojechać na spotkanie końca.  Co jeszcze było do powiedzenia o odważnym doktorze, zastygłym w pamięci pomniku? Sztywnym w formie, wytłumaczonym w symbolach, nietykalnym świętym. 

Po książkę „Janusz Korczak. Rzeźbiarz dziecięcych dusz” Marcii Talmage Schneider sięgnęłam z obawami. Zgodziłam się ją zrecenzować, ale bez entuzjazmu. Tym bardziej, że była tłumaczeniem z języka angielskiego, efektem pracy amerykańskiej badaczki Holocaustu. Czytałam w życiu takich książek już kilka. Pisane pod czytelnika, który Holocaust musi sobie od początku do końca wyobrazić, bo nic w historii jego kraju nie może mu posłużyć za porównanie, nie w takiej skali, nie w takiej formie. Spodziewałam się, że książka będzie istotna raczej ze względu na to, jakie były okoliczności jej przełożenia na język polski, niż to, co konkretnie wniesie do wiedzy o historii tych konkretnych czasów i tego konkretnego człowieka, który stawiał im czoła. 

Wystarczyła lektura wstępu i kilkunastu pierwszych stron, żeby dotarła do mnie niewygodna prawda. Jak zarozumiałe było moje myślenie, że to, co można było o Korczaku powiedzieć już zostało w sposób zadowalający  powiedziane. I druga, że opowieść o tym, co stworzył i czym żył, padła w naszej, polskiej kulturze zaszufladkowaniu, choć przyczyny tego zjawiska są złożone i nikogo za to winić nie można. Jesteśmy w końcu krajem, na którym druga wojna światowa odcisnęła wyjątkowe piętno, a ludobójstwa odbywało się u nas na tylu różnych grupach, do tego nie tylko z rąk faszystów, że gdy udało nam się opowiedzieć w jakimś dostatecznym stopniu o jednym, trzeba było zacząć opowiadać o kolejnym. Oddać sprawiedliwość i pamięć innym, którym też się należała. Nie dziwi wcale, że studia nad Korczakiem mogły nawet pozostawać bardziej żywe poza granicami Polski i owocować książkami, które w Polsce pozostawały całkowicie nieznane.

Z opowieści wyłaniają się obrazy, niemal fotografie, codziennego życia dzieci w tej instytucji i równolegle osobiste odczucia opowiadających wobec niebywałego jak na tamte czasy eksperymentu społecznego i pedagogicznego, jakim były realizowane tam metody wychowania. Kto bowiem słyszał, by dzieci były współodpowiedzialne za zarządzanie sierocińcem i sądziły, jeśli trzeba, zachowanie dorosłych? By pisały artykuły do własnej gazety? Jeździły na zorganizowane letnie kolonie, gdzie miały możliwość poszerzać swoje horyzonty na inne sposoby. Wreszcie, by ich zachowanie modelować nie karą, a nagrodą?  A nad tym wszystkim postać „starego doktora”  większa niż samo życie i refleksje, w jaki sposób jego idee i filozofia wychowawcza nadały kierunek ich całemu życiu. 

Ale w wspomnieniach, w każdych bez wyjątku, obok Korczaka staje równa mu  postać Stefanii Wilczyńskiej – pani Stefy. W większości not biograficznych o Stefanii Wilczyńskiej do dziś przeczytamy: współpracowniczka Korczaka, pomagała mu prowadzić Dom Sierot. Tymczasem głosy bohaterów książki przemawiają zgodnym chórem: Pani Stefa nie była współprowadzącą tej instytucji. Ona była pod wieloma względami jej istotą, fundamentem fizycznym i duchowym. Bez niej Domu Sierot być może nie byłoby wcale, a kto wie kim byłby i sam Korczak, może kimś innym, niż człowiek patrzący na nas z kart historii dzisiaj. Jeden z rozmówców powie, że pani Stefa opiekowała się domem, ale i samym doktorem, przejmując na siebie całą odpowiedzialność administracyjną za funkcjonowanie placówki oraz ciężar owej codziennej, domowej krzątaniny rodzica, bez której żadne życie rodzinne nie może sią harmonijnie toczyć. Bez obecności i pracy Wilczyńskiej Korczak nie byłby w stanie prowadzić swojej rozległej działalności naukowej, rozwijać swojego pisarstwa, propagować swoją „korczakowską szkołę wychowawczą” w mediach (był płodnym publicystą oraz osobowością radiową). Można, a nawet trzeba podejrzewać – wspomnienia bohaterów Marcii Talmage Schneider wyraźnie to implikują – że Stefania Wilczyńska, która z zamiłowania i wykształcenia też przecież była pedagożką, wywierała istotny wpływ również na rozwój myśli naukowej Korczaka. 

Nie wiem, czy takie było zamierzenie autorki, tytuł nadany książce wskazywałby, że niekoniecznie, ale to, co naprawdę oddała nam do rąk, to, oprócz cennych wspomnień o Korczaku, równie cenna „herstory”. Uzupełnienie opowieści, którego brakowało. Gdy w trakcie lektury odpalałam google’a, żeby sprawdzić, czy niektóre z poruszanych tam wątków mają może  rozszerzenie gdzie indziej, odkryłam ku mojej wielkiej radości, że „herstory” pani Stefy jednak zaczyna w ostatnich latach głośniej wybrzmiewać. Próba wyciągnięcia Wilczyńskiej i innych ludzi zaangażowanych w działalność Domu Sierot z cienia Korczaka pojawiła się w 2011 r. w książce pt. „Janusz Korczak. Próba biografii” autorstwa Joanny Olczak-Ronikier, pierwszej od bardzo dawna biografii doktora wnoszącej do korczakianów trochę nowości. Warto bowiem przypomnieć, że choć książki o Korczaku ukazywały się od czasu zakończenia wojny i w Polsce, i za granicą, to jednak, jak dobrze ujął to we własnej pracy o Korczaku Aleksander Lewin („Korczak znany i nieznany”, wyd. 1999r.) „książkami-matkami, które wydały na świat liczne potomstwo” i „tworzą do dziś jakiś kanon, fundament bardzo użytecznej wiedzy” pozostawały przez dziesięciolecia właściwie tylko trzy prace: biografia pt. „Janusz Korczak” autorstwa Hanny Mortkowicz-Olczakowej (wyd. 1949 r.), powieść biograficzna pt. „Żywe wiązanie” Igora Newerly (wyd. 1966 r.) oraz wspomnienia Idy Merżan publikowane w książkach i prasie. 

Recenzując pracę Olczak-Ronikier dla Dwutygodnika Eliza Szybowicz w tekście pt. „Zapomnij o świętym Korczaku” tak zakończyła swoje refleksje: „(…) koniecznie musi powstać biografia Stefanii Wilczyńskiej – jej życie i wybory, choć podobne do Korczakowskich, przez to, że była kobietą, były pod wieloma względami trudniejsze.” Zbiór „Rzeźbiarz dziecięcych dusz”, w końcu dostępny po polsku na pewno stanie się ważnym tekstem źródłowym dla tego przedsięwzięcia. 

Książka „Janusz Korczak. Rzeźbiarz dziecięcych dusz” dostępna jest w księgarniach oraz przez Amazon.com

Czytelników gorąco zapraszamy do lektury, książka wspaniale nadaje się do wykorzystania na lekcjach w szkołach polonijnych.  

.

Eliza Sarnacka-Mahoney

Poprzedni artykułKlub Polonijnego Maturzysty: Fryderyk Chopin – poeta fortepianu.
Następny artykułKlub Polonijnego Maturzysty: Kazimierz Przerwa -Tetmajer – „Mów do mnie jeszcze”
Eliza Sarnacka-Mahoney
Dziennikarka i pisarka, przeważnie mieszka w Kolorado, chyba że podróżuje. Współpracuje z mediami w Polsce oraz z Nowym Dziennikiem, autorka powieści, zbiorów ciekawostek i książek publicystycznych o Ameryce. Mama Natalii i Wiktorii, które każdego dnia utwierdzają ją w przekonaniu, że to, co niemożliwe jest jak najbardziej możliwe, trzeba tylko szczerze chcieć. Na portalu autorka rubryki “Przystanek Babel”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj