Rozmawiam z Hanną Polak, reżyserką „Something Better to Come”, dokumentu pokazywanego podczas Hollywood Film Festival
Skąd wziął się pomysł na tematykę Twojego nowego filmu „Nadejdą lepsze czasy” – albo też, jak funkcjonuje on w USA – „Something Better To Come”?
Hanna Polak: Od wielu lat pomagam bezdomnym dzieciom. 14 lat temu trafiłam z fundacją pomocową na wysypisko śmieci i zobaczyłam, jak żyją tam ludzie, w tym dzieci. Postanowiłam opowiedzieć ich historię. Cały czas szukałam sposobu na to, jak ją pokazać; nie chciałam tylko powielić „Dzieci z Leningradzkiego”. Zależało mi na tym, żeby „Something Better To Come” było inną opowieścią. I tak naprawdę dopiero wtedy, kiedy życie mojej bohaterki diametralnie się zmieniło, wpadłam na pomysł, żeby przedstawić opowieść o przemianie, która zachodzi w człowieku. Żeby stworzyć film o dorastaniu w najgłębszym sensie tego słowa – o dojrzewaniu do odpowiedzialności i do wzięcia losu w swoje ręce. O tym, że nawet w najtrudniejszych warunkach możemy sami stanowić o swojej teraźniejszości i przyszłości.
Czy nie obawiałaś się tego, że temat jest bardzo trudny? Nie myślałaś, że robisz film, którego ludzie mogą nie chcieć oglądać?
Hanna Polak: Tak samo jak wcześniej, w przypadku „Dzieci z Leningradzkiego”, pukałam do różnych drzwi, odwiedzałam rozmaite telewizje, proponując realizację tego tematu i spotykałam się ze stwierdzeniem, że takie filmy już robiono i że są to zbyt trudne tematy. W obydwu przypadkach było tak samo – do momentu, dopóki filmy nie powstały. Bo wtedy nagle okazywało się, że są to unikalne projekty, a ludzi obchodzi los dzieci, będących ich bohaterami. Pewnie jednym z powodów sukcesu filmu „Nadejdą lepsze czasy” jest fakt, że jest to opowieść o nadziei, marzeniach, ale również o sile, która drzemie w każdym z nas. Ekstremalnie trudne warunki egzystencjalne są „zmiękczone” przez bohaterów, którzy są niezwykle ciepłymi, życzliwymi i inteligentnymi ludźmi, o dużym poczuciu humoru. Po pokazach słyszę komentarze, że część widowni się z nimi utożsamia, że ich polubiła. Ludzie chcą po obejrzeniu tego filmu o nim rozmawiać, dzielić się przemyśleniami i emocjami. Widać, że nie pozostawia widzów obojętnymi.
Jak wyglądał początek zdjęć – jak udało Ci się zaprzyjaźnić z mieszkańcami Svalki, poznać Julę?
Hanna Polak: Nie przyjechałam na wysypisko kręcić film, ale z zamiarem niesienia pomocy. Przywoziłam lekarstwa, przemycałam ludzi do szpitali, starałam się umieścić dzieci w domach dziecka. Pomagałam w każdy możliwy sposób. Zdałam też sobie sprawę, że istnieje morze potrzeb, a to, co ja mogę zrobić, to zaledwie kropla. Tak powstała idea zrobienia filmu – przekazania światu tego, co ja widzę, czego doświadczam. Chciałam dać ludziom z wysypiska możliwość opowiedzenia o sobie i oni to rozumieli. Chcieli, żeby ktoś ich posłuchał, poświęcił im uwagę; chcieli poczuć się ważni. Myślę, że reprezentowałam dla nich zewnętrzny świat, który utracili, który ich odrzucił, a za którym jednocześnie każdy z nich tęsknił. Chyba wszyscy mieli nadzieję, że jakimś cudem uda im się kiedyś wrócić do normalności.
14 lat to bardzo długo – czy koncepcja Twojego filmu mocno ewoluowała w trakcie zdjęć? Czy było to związane z tym, jak Ty się zmieniałaś, jak się zmieniała Twoja bohaterka?
Hanna Polak: Nie planowałam tego, że realizacja tego filmu zajmie aż tyle czasu. Z powodu pracy nad „Dziećmi z Leningradzkiego” i związanej z nim intensywnej promocji, nie miałam szansy ukończyć filmu o wysypisku. A później każda próba dokończenia tego projektu w jakiś magiczny sposób kończyła się fiaskiem. Doszłam do wniosku, że muszę pozwolić temu, niezrozumiałemu początkowo, procesowi znaleźć własne dopełnienie. Pierwszą wersję filmu zmontowałam o samej Julii, ale czułam dziwną pustkę, tak, jakby film nie miał być o tylko niej, chociaż to ona była główną bohaterką. Później zmontowałam wersję z wieloma bohaterami, ale wtedy Julka zgubiła się wśród nich i powstał kolaż. Nadal więc czułam, że to nie jest właściwy film i tworzyłam nowe wersje. Aż wreszcie wspólnie z montażystą, Marcinem Kotem Bastkowskim, zdecydowaliśmy, że zmontujemy film tak, aby poprzez Julę opowiedzieć o całej społeczności ludzi na wysypisku, a z kolei inni ludzie odzwierciedlaliby los Julki. W ten sposób zbudowaliśmy wszechświat, w którym istnieje i współistnieje nasza główna bohaterka.
Jak znajomość z Tobą wpłynęła na życie bohaterów Twojego filmu?
Hanna Polak: Niedawno Jula powiedziała mi, że oni mnie pokochali; że ludzie tam wciąż pytają o mnie, zaakceptowali mnie, tęsknią za mną i że jak ona tam była, to wciąż zadawali jej pytanie: „Kiedy Hanna przyjedzie?”. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że byłam dla nich tak ważna. Ja też ich polubiłam. Nasza znajomość czasem ratowała im życie; wiele razy interweniowałam w krytycznych sytuacjach, wyrywając ich śmierci.
Ludzie na wysypisku mieli ogromny kompleks tego, że są wyrzutkami społeczeństwa; że w oczach innych są jak robaki i nie są już ludźmi. A ja widziałam ich piękne cechy. Widziałam ludzi, którzy zachowali czyste serce. W wielu z nich było coś niezwykle szlachetnego, ludzkiego. To właśnie chciałam pokazać i mam nadzieję, że mi się to udało.
Jak znajomość z nimi wpłynęła na Twoje życie?
Hanna Polak: Zaznałam od nich wiele ciepła; przeżyłam wiele pięknych i wzruszających momentów. Bardzo mnie to wzbogaciło wewnętrznie. Zrozumiałam, że człowieczeństwo może być w jakimś sensie nieskończone – że nawet w takich okropnych warunkach ludzie na przekór wszystkiemu pozostają ludźmi, dzielą się ostatnim kawałkiem chleba, pomagają sobie wzajemnie. Czasem myślę, że dali mi więcej niż ja byłam im w stanie dać. Podzielili się ze mną swoją przyjaźnią, otworzyli przede mną serca.
Co najbardziej Cię ujęło, jeśli chodzi o życie Twoich bohaterów?
Hanna Polak: Życie na wysypisku jest ekstremalne, warunki są niewiarygodnie trudne, odbywa się ciągła walka o przetrwanie. Ludzie nie mają czasu na rzeczy nieważne, a przez to stają się bardzo bezpośredni. Ale też mają w sobie dużo wyrozumiałości, bo bardzo dużo przeszli. Najbardziej jednak ujęło mnie to, kiedy zobaczyłam, że wolą umrzeć niż być dla mnie ciężarem; że nie chcą sprawić, żebym przez nich doświadczała trudności czy nieprzyjemności. W tym sensie woleli poświęcić własne życie niż narazić mnie na odbijanie się od ściany obojętności społeczeństwa, co często miało miejsce, kiedy próbowałam ich wyrwać z wysypiska.
Co Cię najbardziej zadziwiło podczas pracy nad tym filmem?
Hanna Polak: Najbardziej zadziwia mnie Jula. To prosta dziewczyna, która praktycznie wcale nie chodziła do szkoły, ale ma w sobie mnóstwo poezji i potrafi w niezwykły sposób wyrazić swoje myśli. Jest punktualna, zorganizowana, a cele swoje realizuje bardzo konsekwentnie. Stała się dla mnie inspiracją i często łapię się na tym, że w różnych sytuacjach ją cytuję.
Wiem, że „Something Better to Come” to „dokument inny niż wszystkie”, wielki epicko – poetycki esej dokumentalny, z kadrami niczym z innej planety, z pozytywnym i głęboko humanistycznym przesłaniem. Film zdobywa nagrody na międzynarodowych festiwalach, ma świetne recenzje amerykańskich krytyków filmowych i wystartował do kampanii przedoscarowej. Jak czujesz się teraz, gdy jest już ukończony i zaczyna zbierać laury?
Hanna Polak: Obecnie intensywnie angażuję się w działania promocyjne filmu. Wiem, że to jest to ważny i poruszający film, który ma nadal swoją misję do spełnienia. Bardzo mnie cieszą nagrody, ale też zdaję sobie sprawę z ogromu pracy, jaką trzeba włożyć w to, aby film zobaczyła widownia na całym świecie.
Jak można pomóc pokazać Twój film światu – wesprzeć jego kampanię promocyjną w USA?
Hanna Polak: Bardzo zależy nam na pokazaniu tego dokumentu tak szerokiej publiczności, jak to tylko możliwe. Wiemy, że powodzenie filmu przed bardzo wymagającą widownią amerykańską spowoduje, że tematyką zaczną się interesować ludzie na całym świecie.
Film zdobył już 22 nagrody na międzynarodowych festiwalach filmowych, co znacząco zwiększa zainteresowanie naszym projektem. W najbliższych dniach planujemy zorganizować pokazy dla widowni amerykańskiej, jak również staramy się dotrzeć do amerykańskich mediów i krytyków filmowych. Pojawiły się już świetne artykuły w „LA Times”, „Village Voice”, zaś amerykański „Newseek” nazwał „Something Better To Come” jednym z najlepszych filmów dokumentalnych roku. Wiemy, że bardzo ważny jest obecnie Internet i dlatego myślimy o zbudowaniu obecności filmu w mediach społecznościowych. Jednym z elementów promocji jest kampania oskarowa. Film uzyskał kwalifikację, ale przebicie się do czołówki wymaga szerokiej promocji. Każdy głos się liczy i wiemy, że nie uda się nam zapewnić sukcesu bez pomocy i wsparcia innych osób.
Obecnie zbieramy środki na zwiększenie naszej aktywności promocyjnej – uruchomiliśmy działania crowdfundingowe na stronie:
https://www.kickstarter.com/projects/1383805665/something-better-to-come
Każdy może tam wesprzeć nasz film i sprawę, w imieniu której przemawia.
Zainteresowanie Twoim filmem wyrażali już również dyrektorowie szkół polonijnych w USA. Mam nadzieję, że projekcja 10 października podczas Polish Bilingual Day w Szkole Języka Polskiego im. Jana Pawła II w Bostonie zbierze dużą publiczność i pozwoli wielu osobom na zapoznanie się z Twoim niezwykłym dokumentem. Dziękujemy!
Hanna Polak: Cieszy mnie zainteresowanie widzów na całym świecie, w tym szczególnie Polaków na całym świecie.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Lidia Russell
Fot.: Archiwum Hanna Polak
Trailer filmu (długi i krótszy):
https://vimeo.com/38980935
Hanna Polak – ur. w 1967 r. w Katowicach. Studiowała w katowickiej i warszawskiej szkole aktorskiej w latach 1989–1991. Zawodowe życie związała z filmem dokumentalnym i Moskwą, gdzie w latach 90. zetknęła się z bezdomnymi dziećmi zamieszkującymi stacje metra. W 2002 r. nakręciła „Dworcową balladę”. Późniejszy jej film o podobnej tematyce, „Dzieci z Leningradzkiego”, w 2005 r. nominowano do Oscara w kategorii najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny. W 2005 r. „Dzieci z Leningradzkiego”, oprócz nominacji do Oscara, otrzymały dwie nominacje do nagród Emmy (w kategoriach: Najlepszy Film Dokumentalny i Najlepszy Montaż) oraz nagrodę Międzynarodowego Stowarzyszenia Dokumentalistów. W 2006 r. Hanna Polak otrzymała trzecią nagrodę w konkursie UNICEF International Photography Competition: Photo of the Year. Współpracowała z innymi dokumentalistami, m.in. z Krzysztofem Kopczyńskim, stając za kamerą filmu „Kamienna cisza”. W 2002 r. nakręciła krótki dokument o Albercie Mayslesie, legendarnym twórcy filmów dokumentalnych. Film otwierał Krakowski Festiwal Filmowy. W tym samym roku rozpoczęła naukę w szkole filmowej w Moskwie, gdzie od 1995 r. pracowała w organizacjach charytatywnych. W 1997 r. utworzyła własną fundację Active Child Aid, która współpracowała m.in. z UNICEFEM.