Chińczyk z Genewy, NY przyprowadził na zawody pływackie troje wnucząt. Na ich serdeczność, miłość i przywiązanie patrzyłam z nutką zazdrości.
Cała trójka potrzebowała bliskości dziadka. Dzieci przepychały się, żeby móc przytulić się do niego. Kolejno doprowadzał na wyznaczone przez organizatorów miejsce dwoje starszych dzieci. Na ławce pozostawał z najmłodszym, którym cały czas troskliwie się zajmował. Tata dzieci był gdzieś w tle. Pojawiał się na krótko. Rodzina rozmawiała wyłącznie w ich rodzinnym języku.
Chińczyk z niewielkiej, rolniczej Genewy pewnie nie ma czasu na szukanie w internecie stron opisujących więzi dziadków z wnukami. On je po prostu ma.
Oto niektóre fragmenty zaczerpniete z różnych internetowych stron, brzmiące jak piękna poezja.
“Nikt nie jest w stanie zapewnić dzieciom tego, co mogą dostarczyć im dziadkowie: to oni obsują pyłem gwiazd życie swoich wnucząt.”
“Dzięki dziadkom dzieci od najmłodszych lat uczą się dostrzegać różne potrzeby innych ludzi,uczą się tolerancji i szacunku dla drugiego człowieka.Dziadkowie tworzą emocjonalną świątynię z dala od codziennego świata,w której wspólne przebywanie daje poczucie miłości i bezpieczeństwa, a obecność babci w rodzinie sprzyja powstawaniu atmosfery spokoju i pogody.” To tyle cytaty.
Z moją babunią darłam pierze na puchowe poduszki i pierzyny. Nie były to łatwe powojenne lata. Tatuś, oprócz pracy na kolei, zajmował się jeszcze innymi dorywczymi zajęciami, żeby wiązać koniec z końcem. Była nas czwórka rodzeństwa. Z inicjatywy babuni chowaliśmy krowę, którą babunia, gospodarska córka, nazywała żywicielką rodziny. Były też świniaczki, kury Mojej mamie nie bardzo odpowiedaly te wiejskie nawyki babuni, ale miała ona posłuch w rodzinie i niewiele rzeczy działo się bez jej udziału i aprobaty.
Uwielbiałam przebywać w towarzystwie swojej babci, do której zwracaliśmy się babunia. Miała ona 20 wnucząt i w życiu każdego z nas zapisała się jako osoba niezwykła. Miałam to szczęście bycia nastarszą wnuczką. Może właśnie z tego powodu zajmowalam w sercu babuni szczególne miejsce. Jeździła ze mną w odwiedziny po całej rodzinie. Lubiła opowiadać historie ze swojego życia.
Urodziła się w zaborze rosyjskim. Ukończyła szkołę podstawową z wyróżnieniem. Przeżyła Rewolucję Październikową, zesłana do Rosji, a poźniej kolejne wojny: bolszewicką i dwie światowe. Tułała się po świecie. Przeżyla śmierć męża, mojego dziadka. Żałuję, że go nigdy nie poznałam.
Cudem przeżyła okupację, skazana za nielegalne przechowywanie cebuli, która podrzucił do jej komórki przyjaciel syna. Babunia była ofiarna, uczynna. Żyła dla dzieci, wnuków, później prawnuków. Pomagała mi w wychowywaniu mojej córki. Była dla nas wszystkich autorytetem.
Gdy nie wiem jak zyskać przychylność moich wnuków, i jak budować z nimi więzi, jak przekazywać wartości, pytam babunię o radę. Wiem,że mnie słyszy i wspiera modlitwą. Była bardzo religijna.
Kilka razy próbowałam wnuczce Zuzi opowiedzieć o mojej Babuni, o mojej miłości, przywiązaniu i szacunku do niej. Nie było ku temu odpowiedniej atmosfery. Aż przyszła chwila, wydawala mi się sprzyjająca do zainteresowania wnuczki swoją praprababcią. Przygotowywałam się do tej rozmowy starannie, nastawiłam się emocjonalnie. Oczyma wyobraźni widziałam siebie i Zuzię zasłuchaną w treść historii. Serce biło mi mocno.
– Zuziu, bardzo chciałabym opowiedzieć ci o mojej babci – zaczynam rozmowę.
Dziewczynka nie reaguje. Próbuje raz jeszcze. Tym razem po angielsku, myśląc, że może mnie nie zrozumiała.
W odpowiedzi słyszę:
– Co ty mówisz?
Nie dałam za wygraną i uparcie drążę.
– Dlaczego nie chcesz słuchać?
-To nudne.
Bożena Chojnacka