Przefrunęła nad naszą ulicą.
Myśleliśmy, że była czarownicą!
Miała wielki garniec na głowie,
Płaszcz szeroki jak morze na sobie,
a jak leciała to był taki hałas
jak z trzech helikopterów naraz.
Lecz spojrzeliśmy uważniej, a ona
była śliczna i zielona!
Podlewała z góry świat konewką,
i chrupała kanapki z rzodkiewką.
Płaszcz jak łąka był – utkany z kwiatów,
w garnku zrobiła gniazdo dla ptaków.
Dokąd lecisz? – zawołaliśmy. – Zostań!
Odkrzyknęła: – Też nie lubię rozstań,
lecz nie mam czasu i jak świat światem
muszę zdążyć ze wszystkim przed latem.
Ale wrócę tu i słowa dotrzymam,za rok, gdy znów skończy się zima.
.
Eliza Sarnacka – Mahoney