Marta Lazarowicz jest nauczycielką języka polskiego w Szkole Polskiej w Rzymie i w Ostii. Pracuje również w bibliotece. Prowadzi też zajęcia z języka polskiego jako obcego. W pracy dydaktycznej przywiązuje dużą wagę do propagowania poezji. Jej uczniowie otrzymują nagrody w konkursach literackich, w tym na naszym portalu Dobra Szkoła Nowy Jork.

Irena Biały: Minął szesnasty rok Pani pracy w Szkole Polskiej w Rzymie. Był to rok bardzo szczególny ze względu na pandemię. Jakie metody pracy sprawdziły się w nauczaniu?

Marta Lazarowicz: Odkryłam, że swobodnie mogę uczyć zdalnie studentów języka polskiego jako obcego, ale z uczniami polskiej szkoły jest inaczej. Tutaj najważniejsze okazało się stworzenie wspólnej przestrzeni emocjonalnej, przede wszystkim z młodszymi uczniami. A to umożliwia nauczanie stacjonarne. W trudnym czasie, kiedy jednak można było przychodzić do szkoły, podziwiałam rodziców. Przywozili dzieci, często w nich wtulone, przestraszone tą dziwną rzeczywistością. Zamykały się drzwi i my, nauczyciele zostawaliśmy z nimi sami. I tkaliśmy nić porozumienia, nadwątloną przez to, co  działo się na zewnątrz. Przez czas zagrożenia. Dopiero w nastepnej kolejności była ważna metodyka nauczania. 

Miałam wtedy taki sen: siedziałam z czwartą klasą w pomieszczeniu, z którego zaczęto wynosić ławki na polecenie kogoś z zewnątrz. Dzieci pierzchały na wszystkie strony, nie mogłam zebrać ich w grupę. Obudziłam się i pomyślałam,  że trzeba na nowo zaprosić uczniów do szkoły, bo ich stracimy. Ale oczywiście, że należało pamiętać o zachowaniu  środków ostrożności. 

Nigdy nie zapomnę dziewczynki, która z radością podbiegła do koleżanki. Nagle metr przed nią zatrzymała się jak wryta, bo przypomniała sobie o Covidzie. I ta rozpacz. 

Niektóre traumy będziemy długo leczyć. Poprzednie metody pracy z dziećmi raczej niewiele tutaj mogą pomóc. Trzeba będzie wypracować nowe. Tak naprawdę, jestem teraz na etapie poszukiwań i wyciągania z tego, co się zdarzyło, jakiegokolwiek dobra. 

IB: Do czego zatem służy zdalne nauczanie? 

ML: Jak już wspomniałam, sprawdza się w przypadku starszych uczniów. Służy do przekazywania wiedzy. Ale jak nauczyć umiejętności? Raz udało mi się tak naprawdę, ucząc zdalnie, zintegrować klasę. Były święta. Każda grupa dostała po jednej strofie wiersza Ernesta Brylla. Mówili, patrząc w przestrzeń, jednak odnaleźli się wspólnie w poezji.  

IB: Czy te filmiki zostały gdzieś opublikowane?

ML: Nie, nigdzie, bo były bardzo intymne. Trudno mówić o intymności w internecie. Ale poezja i tam potrafi czynić cuda. Mam nadzieję, że kultura, literatura, sztuka, muzyka potrafią obudzić w nas to coś, co sprawi, że wyjdziemy z  trudnego, pandemicznego doświadczenia silniejsi, mądrzejsi, bardziej ludzcy. A piękno zaprowadzi nas tam, gdzie już byliśmy i gdzie znowu być możemy. 

IB: Miejmy nadzieję, że z tego przesłania skorzystały Pani dwie maturalne klasy. Jak przebiegała w nich nauka w minionym roku szkolnym? 

ML: Licealiści najlepiej sobie radzili ze zdalnym nauczaniem. Przez dwanaście lat zżyli się ze sobą i spotkania on-line nie były dla nich aż tak trudne, ale sygnalizowali, że brakuje im przyjazdów do szkoły. Spotkań koleżankami, z kolegami, z nauczycielami też…  

IB: Jak wygląda matura w Waszej szkole?

ML: Licealiści z Rzymu i z Ostii przygotowali prezentacje. Dotyczyły one tematu: “2 Korpus Polski – Mała Polska”. Temat żołnierzy Armii Andersa jest w naszej szkole zawsze aktualny. Prezentacjom przysłuchiwali się znamienici goście. To był rodzaj naszej wewnętrznej  matury. 

IB: Ale też bardzo ważna w procesie dydaktycznym, propagowanym przez Panią, jest rola poezji. Dlaczego?

ML: Poezja to jest cały nasz świat: zachwyt, niepewność, zranienie, odradzanie się, wstawanie. Można zawrzeć to w kilku wersach. Tylko poeci to potrafią. Poezja pozwala przypatrzyć się słowu, wyzwala wyobraźnię, uczy języka. W sensie dosłownym i przenośnym. Jej zaletą jest zwięzłość. Polonijni uczniowie niezbyt chętnie czytają długie teksty prozą. Natomiast w poezji (współczesnej) mogą chwycić się jednego, kilku słów i tworzyć całe poematy. 

IB: Pani uczniowie zdobyli wiele nagród w konkursach literackich, poetyckich. To znaczy, że bardzo dobrze poruszają się w świecie wierszy. I nie tylko. Jak to się Pani udało?  

ML: W procesie poznawania poezji bardzo ważne jest kształtowanie wyobraźni. Najpierw patrzymy na świat, potem na siebie nawzajem. W końcu w głąb siebie. Zaczynamy od krótkich, prostych wierszy. Czytamy, analizujemy. Kiedyś przeczytałam w klasie kilka wierszy prawie nieznanej Ewy Najwer. Prostota i zwyczajność. Tak postanowiłam nauczyć pisać moich uczniów.

IB: Ale wiersze Pani uczniów nie są ani proste, ani zwyczajne. 

ML: To już jest ogrom pracy, związanej z interpretowaniem, analizowaniem wierszy. Wbrew pozorom właśnie to rozbudza, kształtuje wyobraźnię. Można swobodniej się poruszać  w świecie poezji. 

IB: Co ukształtowało Pani wrażliwość na ludzi i świat? 

ML: Szkoła muzyczna, wędrówki po górach, tradycje nauczycielskie w rodzinie. Walka o wolność Polski, w której brali udział moi krewni. A także spotkania z mądrymi ludźmi. I książki. Na przykład na studiach polonistycznych duże wrażenie wywarło na mnie podejście do nauczania współczesnej poezji prof. Stanislawa Bortnowskiego. A na studiach podyplomowych podobne podejście do tematu prof. Jolanty Tambor.

IB: Jeszcze do tego dochodzą konferencje, szkolenia, kursy. Tak?

ML: Tak. Taka wiedza zawsze pomaga w nagłych, niezgłębionych sytuacjach, związanych z nauczaniem. Na przykład w pandemii. Jest dobrą bazą.

IB: Polacy, mieszkający za granicą, przybierają rożne postawy. Jedni np. integrują się z danym społeczeństwem, inni starają się zasymilować. Co jest Pani bliższe?

ML: Zdecydowanie integracja. Daje większy wybór, niż asymilacja. Dzięki, korzeniom, których nie usuwamy, w naszym przypadku polskim, możemy zachować równowagę ducha i serca. Poza tym łatwej jest wtedy wrócić  do ojczystego kraju lub osiąść w kraju rodziców. Nasi uczniowie, absolwenci, którzy zdecydowali się wyjechać do Polski, aby tam rozpocząć dorosłe życie, rzadko kiedy wracają do Włoch. Znajdują w Polsce pracę. Są zadowoleni. We Włoszech łatwo jest dostać się na studia, nietrudno je skończyć, ale z pracą są kłopoty.  

Kiedy myślę o życiu Polaków, emigrantów za granicą, to w wyobraźni widzę mrówkę i walec. Mrówka to Polak ze swoim językiem, pochodzeniem, kulturą, a walec to kraj, w którym mieszka. Czy mrówka da radę walcowi? Podobnie też postrzegam pracę nauczyciela na emigracji. Naszą mrówczą pracę, żeby uczniowie owszem, integrowali się z krajem, w którym urodzili sie, mieszkają, ale żeby nie przejechał po nich walec asymilacji, czyli innego języka, innej kultury, innej mentalności. Czerpać przecież można z tych dwóch krajów, kształtując w ten sposób swoją osobowość. 

IB: Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę powodzenia we wszystkich przedsięwzięciach. I owocnej integracji!

ML: Bardzo dziękuję!

.

Rozmawiała: Irena Biały

Poprzedni artykuł„Dawka radości i słodkości była nam potrzebna!”
Następny artykułZakończenie roku w Polskiej Szkole w Soignies, w Belgii

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj