Rozmowa z Marleną Hewitt i Raquel Fornasaro – artystkami pracującymi nad wspólnym projektem „Dziewczęta w nauce”
Scroll down for an English version of the interview
Lidia Russell: Marleno, czy identyfikujesz się z etykietką “polsko-amerykańskiej” malarki?
Marlena Hewitt: Tak, w Polsce. W USA jestem po prostu artystką. W Bostonie jest tyle osób z różnych krajów, że pochodzenie nie ma aż tak dużego znaczenia. Myślę, że większe znaczenie ma Twój pomysł i sposób myślenia. Jako polsko-amerykański artysta myślę o swoim pochodzeniu wtedy, kiedy ono ma znaczenie. Na przykład projekt ” Polka”. Jest to projekt, w którym pracuję nad portretami polskich kobiet: Maria Curie Skodowska, anja Rubik, Natalia Maria Wojciechowska…
W Polsce lepiej jest pokazać swój związek z Ameryką… Czy czujesz, że w Ameryce myśli się o sztuce inaczej niż w Polsce?
MH: Tak. Mamy trochę inną kulturę, bardziej związaną ze sztuką. Tak mi sie wydaje. Sztuka w Europie ma inne znaczenie. Ludzie zapraszają ją do domów. Czują, że jest częścią ich życia; że chcieliby mieć w domu obraz. W Polsce bardzo łatwo jest mi o zlecenia. Zwykle jadę do Polski na trzy miesiące i pracuję non stop albo nad wystawą, albo nad zleceniami.
Czy myślisz, że to dlatego, że w Polsce ludzie widzą w Tobie osobę, która odniosła sukces w Ameryce?
MH: Możliwe. Czuję, że w USA myśli się o sztuce bardziej w kategoriach inwestycji. Podobnie jest z kinem: „Ten film zarobił tyle i tyle”. W Polsce robiłam w szkole plastycznej dyplom z projektowania plakatów filmowych. Najważniejsze było to, o czym film opowiadał, a nie, ile zarobił jako produkcja. Tu na plakacie jest sławny aktor czy aktorka. Bardzo mnie to zdziwiło i zastanowiło, dlaczego tak jest. Co jest tego przyczyną… jaka jest tutaj relacja pomiędzy artystą a społeczeństwem i jaka jest tutaj funkcja sztuki i artysty.
Rachel Fornasaro: Chcesz przez to powiedzieć, że tutaj, w USA, chodzi bardziej o artystę? Bo wydaje mi się, że w Polsce bardziej chodzi o sztukę: posiadanie pięknego dzieła sztuki w domu. Czy powiedziałabyś, że tu sztuka nie ma aż tak wielkiej wartości, jak, powiedzmy, ekscentryczność artysty?
MH: Myślę, że artysta musi zwracać uwagę. Chodzi bardziej o marketing niż o ekscentryczność? Musisz się wypromować i do tego potrzebne jest inne nastawienie. Ja nie lubię „szokowac” swoją sztuką, lubię edukować poprzez sztukę.
Zdecydowanie nie jesteśmy w Polsce tak zorientowani na biznes, jak to jest tutaj… Czy łatwo jest tu być artystą?
MH: Łatwiej jest w Nowym Jorku. Choć w Bostonie sytuacja się poprawia…
RF: W USA są trzy centra: Miami, Kalifornia i Nowy Jork. Jeśli jesteś poza nimi, to im dalej, tym mniejsze zainteresowanie sztuką.
To także zasługa lokalnych władz, które w Bostonie wreszcie obudziły się i dostrzegają, ile korzyści sztuka może przynieść miastu.
MH: Tak, jeśli zainwestujesz w sztukę, murale, instalacje, ludzie przyjadą to zobaczyć.
Wydaje mi się, że nasza edukacja artystyczna jest ogólnie lepsza, ale nie wychodzimy poza drugą połowę XX wieku.
MH: To prawda.
Cała sztuka współczesna, z którą stykamy się tutaj, w Polsce poza kręgami artystycznymi jest zupełnie nieznana. Ludzie nie myślą w ten sposób o sztuce, nie znają za bardzo sztuki publicznej.
MH: Tak. Istnieją różne rynki i różne rodzaje zapotrzebowania na sztukę. Pomyślałam więc, że jeśli chodzi o Boston, połączenie sztuki z nauką będzie idealne. Myślę, że będzie to też wspaniałe miejsce do promowania dziewczynek w nauce. Kiedy studiowałam tu sztuki wizualne, zlecenie dla MIT zainspirowało mnie do zmiany kierunku studiów na architekturę. Pracowałam z pewnym matematykiem nad serią rysunków będących interpretacją wymiarów. Matematyka ma w sobie coś duchowego; jest językiem i bardzo często absrakcyjnym konceptem. Bardzo dobrze pasuje do abstrakcji w malarstwie.
Hm, matematyka jest podstawą sztuki tak w ogóle. Architektura się na niej opiera; w malarstwie jest zasada złotego podziału, mamy proporcje…
RF: I kiedy patrzysz na obraz, możesz wyśledzić trójkąty, kwadraty, perspektywę. Nawet jeśli nie myślisz o matematyce, malując, tak wiele z niej jest w twoich obrazach.
MH: Poznałam matematyka, który w wieku 20 lat został profesorem na Harvardzie. Bardzo niezwykłe. Nazywa się Edward Frenkel i napisał książkę o matematyce i miłości. Nie podoba mu się sposób, w jaki uczy się matematyki. Wg niego to jak nauka malowania płotów. A powinno się uczyć malowania obrazów Van Gogha. On sam uczy teraz w Berklee; namalowałam kilka obrazów na podstawie jego książki. Podróżuje też po całym świecie i daje wykłady razem ze współczesnymi filozofami.
Tak, matematyka to nie tylko biznes i liczby. Może mieć związek ze sztuką, filozofią, duchowością…
MH: Tak. I w ten sposób dochodzimy do większej idei. To już nie jest sztuka czy nauka. To pytanie: „O co w tym wszystkim chodzi?”.
RF: I ciężko jest nie zobaczyć wzorów, które pokazuje ci matematyka i wszechświat. Jeśli zaczniesz więc cokolwiek rozumieć, jak możesz się zatrzymać? Chcesz zrozumieć więcej.
Weźmy na przykład fizykę kwantową: byłoby interesujące przedstawić w sztuce takie idee.
MH: Nigdy nie myślałam o matematycznych rysunkach jako o czymś ciekawym.
Tak, w szkole średniej byłam w klasie matematyczno-fizycznej i uwielbiałam te pytania, o których tak naprawdę jest matematyka i fizyka: czym jesteśmy, jak ten świat jest zbudowany, jak on działa? To są filozoficzne pytania i sztuka też je zadaje.
MH: I myślę, że to wspaniały pomysł, jeśli użyję sztuki do promowania nauki… może zainteresować nauką innego rodzaju osoby.
Może mogłybyście opowiedzieć trochę o Waszej współpracy nad projektem „Dziewczęta w nauce”?
RF: Pierwszym projektem , który zrobiłam po powrocie do sztuki, był projekt związany z astrofizyką. Główną ideą było zwizualizowanie i wyobrażenie sobie, czym byłoby życie poza tą planetą. Miałam zdjęcia NASA, Marsa i z teleskopu. Użyłam ich do przetworzenia razem ze zdjęciami, które zrobiłam moim dzieciom i nie tylko. Projekt przedstawiał możliwą rzeczywistość alternatywną. Możliwe niemożliwości. Marlena przyszła na moją wystawę, którą miałam w grudniu, i zaczęłyśmy rozmawiać o sztuce. Zobaczyła w moich pracach ten związek z nauką, który sprawił, że poczuła większą ekscytację na myśl o naszej kolaboracji. A kiedy opowiedziała mi o swoim pomyśle, pomyślałam, że jest błyskotliwy. Obie mamy dzieci i widzimy, jak fascynuje je nauka. Są tak ciekawe świata. Zawsze chcą wiedzieć więcej i więcej. I kiedy widzisz, jak się starają w szkole, ale zadawanie zbyt wielu pytań destabilizuje pracę klasy…. Dobrze jest dostrzec, że jesteśmy w trakcie tego procesu kwestionowania STEM (program Nauka-Technologia-Inżynieria-Matematyka w amerykańskich szkołach – przyp. red.) i próby zrozumienia przez szkoły, dzieci i przede wszystkim rodziców, jak ważna jest świadomość tego, co się dzieje na pewnych etapach rozwoju dziecka i nieucinanie całej tej dziecięcej ciekawości. Bo w szkole w pewnym momencie nauka staje się zapamiętywaniem, a nie rozumieniem. Dzieci nie myślą, powtarzają tylko pewne formuły, posunięcia; nie używają tak naprawdę mózgu. Musimy nauczyć dzieci, jak zadawać pytania i szukać odpowiedzi na nie.
MH: Tak, czuję, że to dobry czas na promocję nauki, ale inaczej postrzeganej: nauki jako miłości do zadawania pytań.
RF: Zwłaszcza, ze żyjemy w erze, która jest anty-naukowa.
MH: Nauka w Stanach nie jest na bardzo zaawansowanym poziomie. Co właśnie jest zmieniane poprzez wprowadzanie w szkołach programów STEM i STEAM. Na szczęście w Massachusetts, mamy ludzi nauki z całego świata. Ale dziewczęta to tylko niewielki procent z nich. Myślę, że około 30 proc. studentów wybiera naukę jako ścieżkę kariery, dziewczęta stanowią 3 proc. z tej liczby. To rodzaj stygmatyzacji: „Jesteś księżniczką”. Czego innego oczekuje się od dziewcząt i od chłopców. I zanim moja córka Phoebe poszła do szkoły, nigdy nie nazywaliśmy ją księżniczką. Była Phoebe. Żartowałam z nią: „Phoebe, chcesz być księżniczką?” Odpowiedziała: “Mamusiu, nie chcę być księżniczką. Ja chcę budować zamki!”. Studiowałam architekturę w domu, więc mogła zobaczyć różne rzeczy. A ja dorastałam otoczona braćmi, więc nie musiałam być piękna i mogłam robić, co chiałam. Ale teraz Phoebe wraca ze szkoły z imionami wszystkich księżniczek Disneya i wszystko, czego pragnie, to różne sukienki księżniczek.
RF: Użyłaś właśnie ważnego słowa: “zobaczyć”. Myślę, że to jest właśnie nasz cel. Dziewczęta nie są przyzwyczajone do oglądania kobiety, dziewczyny-naukowca. Zwykle gdy idziesz na wykład, masz panów profesorów, którzy mówią o nauce. One nie potrafią zwizualizować sobie siebie jako naukowców.
MH: Nie chcemy, żeby dziewczęta były jedynie księżniczkami. Niekoniecznie chcemy, żeby budowały też zamki. Chcemy, żeby miały wybór. Pozwalamy im zidentyfikować się wizualnie z czymś innym niż księżniczka.
Ona może być księżniczką, która buduje zamki. Co jest kwestią wielu kobiet w naszym społeczeństwie: muszą być obydwoma…
MH: Chcemy postawić dziewczynę w nauce na piedestale i promować ją jako nowego rodzaju piękność.
Proszę powiedzcie coś o Waszej nadchodzącej wystawie, już 1 listopada, w której przedstawicie światu „Dziewczęta w nauce”.
MH: Będzie w Hotelu Liberty, w pięknym otoczeniu. Dla nas jest to dopiero poczatek tego projektu. Chcemy stworzyć zbiór prac, który pokaże, co jesteśmy w stanie zrobić.
W przyszłości z wielką przyjemnością zrobiłybyśmy coś bardziej interaktywnego, być może instalacje, ale na razie mamy obrazy i przetworzone fotografie.
RF: Większość prac, które teraz tworzymy, dotyczy matematyki, biologii i astrofizyki.
Jak się Wam pracuje razem?
MH: Lubię to, bo uczę się od innych. Lubię pracować z kimś, kto tworzy w innym medium.
RF: Byłoby świetnie pójść jeszcze dalej: pracować z większą liczbą osób czy zrobić interaktywne rzeczy w 3D.
MH: Mam wrażenie, że dziś malarstwo to za mało.
Ludzie chcą przeżycia, doświadczenia.
MH, RF: Dokładnie. Ale do tego potrzebowałybyśmy większej przestrzeni i większy budżet.
Jakie są Wasze punkty wspólne w tym projekcie?
RF: Obie nauczyłyśmy się kochać naukę jako mamy dziewczynek, chodząc do muzeów nauki z naszymi córkami i pracując z nimi nad szkolnymi naukowymi projektami.
Ostatnie pytanie: Jaka jest rola sztuki we współczesnym świecie?
MH: Aspekt społeczny. Sztuka musi wykroczyć poza dwa wymiary, mieć wpływ na całe społeczności.
RF: Każdy artysta jest też odrobinę historykiem. Nawet gdy malujesz krajobrazy, tworzysz historię miejsca, które malujesz. Swoim dziełem sztuki opowiadasz odrobinę historii czasu, w którym żyjesz. Teraz przechodzimy więc przez ten ruch STEM i STEAM (programy w szkolnictwie amerykańskim – przyp. red.), którego jesteśmy częścią, i jesteśmy dopełnieniem tej historii.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Lidia Russell
Zdjęcia: Lidia Russell, materiały promocyjne „Girls in Science”
“I don’t want to be a princess, I want to build castles”
An interview with Marlena Hewitt and Raquel Fornasaro
– artists responsible for collaborative project „Girls in Science”
Lidia Russell: Marlena, do you identify yourself with a label of Polish-American painter or American-Polish painter?
Marlena Hewitt: I do, in Poland. In the US I’m just an artist. In Boston there are so many people from so many different countries that it doesn’t really matter as much.
So in Poland it’s better to show your connection with America… Do you feel that there is a different way of thinking about art in Poland and in the US?
MH: Yes. I think people in Poland have different culture and history, more connected with the arts. The art has different meanings in Europe. People actually invite art to their home. They feel that this is the part of their life; they feel that they should have a painting at home.
Do you think that this is because in Poland people perceive you as someone who succeeded in America?
MH: Maybe. But I feel that in the US you think of an art more in terms of an… investment? It’s similar when it comes to appreciation of movies – “This is how much money this movie made”. In Poland I was working on movie posters in an art school; that was my major. So the main question was: what was the movie about, and not how much money it made. Here it’s the image of a famous actress or actor. It surprised me a lot. This is actually very interesting, because it shows us the relationship between the artists and the society. It tells something about a role of an artist in the USA.
Rachel Fornasaro: So would you say that in here it’s more about the artist? Because it feels like in Poland it is more about the art: having the beautiful piece of art inside your home. Would you say that here the art doesn’t have so much value but, for instance, how eccentric the artist is?
MH: I think that artist must be somebody who gets a little bit of attention. It’s more marketing than being eccentric, I think. You have to market yourself, have a different set of mind. I do not like „to shock” with my art, I like to educate via my art!
We are definitely not as business oriented in Poland as people are here… Is it easy to be an artist here?
MH: It’s actually easier in New York City than in Boston, but Boston is getting better.
RF: There are 3 hubs in the US, right? It’s either Miami, New York or California. If you’re not in any of those 3, things are gradually decreasing.
The government is also pushing for that. Boston’s government is finally waking up to how much profit art may bring to the city.
MH: Yes, if you’ll invest in art, murals, installations, people will come to see it.
I feel like our art education in Europe is better in general, but we go up to the mid of the 20. century and that’s it.
MH: I agree.
All the contemporary art that is here is unknown in Poland outside artists’ circles. They are not very familiar with that type of thinking of art, with public art.
MH: Yes. There are different markets and needs for art. So I thought that for combination of art and science Boston is a perfect place. I think that it will be also wonderful place to promoting girls in science. When I was studying visual arts here, working for MIT inspired me to move to studying architecture. I was working with a mathematician on drawings that were interpretations of dimensions. Mathematics is very spiritual; it’s a language, and very often abstract concept. It goes very well with abstract paintings.
Well, mathematics is a base of art in general. Architecture is based on that, in painting we have a golden rule, proportions…
RF: And when you see a painting, you can trace a triangles, squares, and perspective, even if you’re not directly thinking about math when you’re painting, it’s just so much of it intercalated in it.
MH: I’ve met a mathematician who used to be a professor at Harvard in his early twenties. Very unusual. His name is Edward Frankel and he wrote a book about math and love. He’s very unhappy with the way we’re teaching mathematics. It’s like painting a fence. It should be like painting Van Gogh. He teaches at Berklee now, and I did a few paintings based on his book. He goes all over the world and has talks with contemporary philosophers.
Yes, mathematics is not only business and numbers. It can be related to art, philosophy, spirituality…
MH: Yes, and you’re getting to a bigger idea. It’s not anymore art or science. It’s like “what it is really about?”.
RF: And it’s hard not to when you see the patterns. That the math and universe presents to you. So once you start to have some understanding, how can you stop? You want to understand more.
When you take, for instance, quantum physics: to present such ideas in art would be interesting.
MH: I never thought of mathematical paintings as something cool. And working on them opened a door for me to understanding mathematics on a completely different level, a visual level.
Yes, I was in math-physics class in a high school and I loved the questions that math and physics is about: what are we, how the world is build, how does it function? And they are philosophical questions, and art is about these questions, too.
MH: And I think that it’s wonderful if I use art to promote science… it may interest different people.
Maybe you could say a little bit more about your collaborative project “Girls in Science”?
RF: After coming back to art I did my first project as astrophysics project. The idea was to envision what would be life outside of this planet. I had pictures of NASA, Mars and telescope. I used them and manipulated those images with the pictures that I took of my children and some other. The project was mainly envisioning the possible alter reality. Possible impossibilities. Marlena came to my show which was in December and we started talking about art. She saw that relation to science which got her a bit more excited about our collaboration. And when she told me about the idea, I thought that it was brilliant. We both have children and we can see how they are so connected and so interested in science. They are so curious about the world. They always want to know more and more and more. And when you see how in school they try their best, but asking too many questions at the school destabilizes work of the whole classroom. It’s good to see that we go through this whole process of questioning STEM and trying to having the schools, the children and the parents especially understanding how important it is to be aware of what happens in certain periods and not to shut down this whole curiosity. Because at the certain point in the school learning science becomes memorizing, not understanding. Children are not thinking, they are just repeating some formulas, movements; they are not really using their brain. You have to teach the kids how to ask and look for the answers.
MH: Yes, I feel that it’s a good time to promote science, but from a different point of view: science as a love of questions.
RF: Especially that we’re living in an era that is being anti-scientific.
MH: The science in the US is not on a very high level. Therefore we have big changes coming with the STEM ad STEAM programs (Science, Technology, Engineering, Arts, Mathematics) at schools. Thankfully in here, in Massachusetts, we have science people from all over the world. But girls are only a certain percentage of them.
I think that about 30 percent of students go into science as a carrier. Girls are like 3 percent of them. It’s kind of a stigma: “You’re a princess”. There are different expectations for boys and girls. And when my daughter Phoebe was going to a school, she was never called a princess. She was Phoebe. I was joking with her: “Phoebe, do you want to be a princess?”. She answered: “Mom, I don’t want to be a princess, I want to build castles!”. I studied architecture at home so she was exposed to different things. And I grew up with brothers so I didn’t have to be beautiful, I could do what I wanted to. But now Phoebe comes back from school with all the names of Disney’s princesses and all she wants to buy is princess’s dresses.
RF: Now you used a perfect word: “exposure” and I think that’s what we’re aiming to. Girls are not used to looking up to a woman, girl scientist. Usually when you go to lectures you have men professors that talk about science. They can’t visualize themselves as scientists.
MH: We don’t want girls to be only princesses. We don’t necessarily want them to build the castle either. We want them to have a choice. We are allowing them to identify visually with something different than a princess.
She can be both. Which is the case for many women in contemporary society, that they have to be both…
MH: We want to put girl in science on a pedestal and promote her as a new kind of beauty.
Please say something about your upcoming show, in which you will introduce “Girls in Science” to the world.
MH: It’s going to be in a Liberty Hotel, in a beautiful surrounding. We see it as just a beginning of our project. We want to create a few body of work to show what we can do.
In the future we would love to try something more interactive, installations perhaps, but for now we will have paintings and prints.
RF: Most of the works we’re doing now are talking about math, biology and some astrophysics.
How does it feel for you to work together?
MH: I look forward to work with people, because I learn from them. I do like to work with someone who does different media.
RF: It would be great to go even beyond this: to work with more people or do interactive things, in 3D.
MH: I feel like nowadays painting is not enough.
People want to experience things.
MH, RF: Exactly. But for that we would need more space, and sponsors.
What is your common ground for this project?
RF: We both learnt to love the science as mothers of girls, going to science museums with our daughters and working on science projects with them.
Closing question: What role is does the art play in modern world?
MH: The social aspect. The art needs to go beyond 2D, influence whole communities. It is about people and their own experience. We would love to deliver and create it!
RF: Every artist is a little bit of historian, too. Even when you’re doing landscapes, you are doing a history of a place that you’re painting. So with your piece of art you’re telling a little bit of a history of the time you’re living in. So now we are living throughout this movement of STEM (ScienceTechnologyEngeneeringMath) and STEAM (ScienceTechnologyEngeneeringArtMath), we’re being a part, complementing to that history.
Thank you for this conversation.