Większości z nas plaża kojarzy się zwykle z gorącym latem, wylegiwaniem się na piasku i kąpielami, i właśnie w okresie letnim, wszystkie plaże Nowego Jorku są zazwyczaj przepełnione jego mieszkańcami. Dlatego też ci, którzy wolą spokojne spacery na wyludnionych piaskach, powinni się tam wybrać właśnie teraz, w okresie zimowym, kiedy są one całkowicie opustoszałe. A już szczególnie pusto jest na Breeze Point, plaży położonej na półwyspie Rockaway w dzielnicy Queens. W trakcie mojego ponaddwugodzinnego spaceru spotkałam tam zaledwie dwie osoby, aż trudno uwierzyć, że w ponad 8- milionowym mieście nie znalazło się więcej zwolenników zimowych spacerów po urokliwych plażach metropolii.
Najdalej wysunięty punkt półwyspu Rockaway i Breeze Point to Breeze Point Tip, 200 – akrowy (0.81 km2) obszar, na którym obok pięknej plaży i widoków na miasto, znajdują się również wydmy i mokradła. Według amerykańskich agencji ochrony ryb i dzikich zwierząt plaże Breeze Point należą do obszarów lęgowych wielu różnorodnych chronionych gatunków ptaków w nowojorskiej metropolii, takich jak m.in. sieweczka blada (pipping plover), ostrygojad brunatny (oystercatcher), brzytwodziób amerykański (black skimmer), rybitwa białoczelna czy rybitwa rzeczna (common tern).
29 października 2012, w trakcie uderzenia huraganu Sandy, Breeze Point był jednym z najbardziej poszkodowanych miejsc w mieście. Woda zalała większość domów i samochodów, pozostałe budynki zostały zniszczone potem przez pożary, i cały obszar praktycznie był odbudowywany od nowa. Dziś znajduje się tutaj ponad 3 500 domów, w których zamieszkuje ponad 28 tys. osób, a całość zarządzana jest przez kooperatywę utworzoną z ich właścicieli.
Breeze Point Tip jest chroniony przez federalne i stanowe prawo i podlega administracji Parku Narodowego, i jakakolwiek budowa tutaj podlega najwyższym restrykcjom. Właściciele domów wybudowanych praktycznie na plaży to prawdziwi wybrańcy. Jednym z bardziej znanych jest Brian McNamee, były legendarny trener drużyny New York Yankees i Toronto Blue Jays.
Tekst i zdjęcia: Marta Kustek