Dwa lata temu, gdy odwiedziłam Polskę, widziałam w lokalnej gazecie zdjęcie, na którym trzech mężczyzn dokonywało symbolicznego wbicia szpadli pod nowy dom dziecka w Inowrocławiu.
Domu, który miał przypominać tradycyjny dom rodzinny, dla małej gromadki dzieci. Wówczas zapowiedziano budowę dwóch takich domów.
Dzisiaj wchodzę do jednego z nich i jestem mile zaskoczona, jak przypomina ‘zwyczajny’ dom, z dużym salonem i nowoczesną kuchnią, gdzie jest zmywarka. Na piętrze jest 6 przytulnie urządzonych sypialń i 2 łazienki. W każdym pokoju mieszka dwoje dzieci. Teraz, w czasie wakacji, trwają ostatnie potrzebne naprawy. A te dzieci, które nie wyjechały na wakacje do rodziny, trafiły do innego domu na Osiedlu Piastowskim. Chcę je poznać i dowiedzieć się o czym one marzą. Chcę zobaczyć jaka panuje tam atmosfera.
Moim przewodnikiem jest jeden z wychowawców, pan Maciej.
– Mamy gościa! – woła w drzwiach.
Natychmiast pojawia się gromadka dzieci, która ciekawie mi się przygląda.
– Dzień dobry – mówi chłopiec z ciemnoniebieskimi oczami i całuje mnie w rękę.
Myślałam, że ten zwyczaj już zaginął w Polsce, szczególnie wśród dzieci.
A tu taka niespodzianka!
– Jestem Emilia, Mariola, Kasia, Gosia… – sypią się imiona.
– Pani idzie do mojego pokoju – zaprasza chłopiec od całowania w rękę i pokazuje, gdzie mam się udać.
Za mną podążają dziewczynki.
– Moja kanapa – pokazuje palcem chłopiec.
Siadam.
Robert ma 9 lat i komputer, z którego jest bardzo dumny.
– Zaraz puszczę muzykę – obwieszcza.
Klika myszką. Gra muzyka.
3-letnia Kasia wchodzi na moje kolana. Płacze i przytula się.
– Uderzyłam się w głowę – mówi przez łzy. – O ścianę się uderzyłam.
Przytulam blondyneczkę, która szybko dochodzi do siebie.
– Ja chcę być tancerką – mówi 12-letnia Mariola. – Mogę zatańczyć dla pani.
Szczupła blondynka kołysze się w rytm muzyki.
Bijemy brawa.
– A ja chcę być piosenkarką – odzywa się jej 15-letnia siostra, Emilia. – Ale śpiewać teraz nie będę.
Robert twierdzi, że zostanie strażakiem. Będzie gasił pożary. Budynek straży pożarnej jest bardzo blisko domu dziecka i tam właśnie będzie pracować gdy dorośnie.
– Do której klasy przeszedłeś? – pytam.
– Nie przeszedłem. Zostałem w drugiej klasie – mówi Robert bez większego smutku.
– Umiesz czytać?
– Czytać umiem, ale nie umiem liczyć.
Wszyscy moi rozmówcy mają biologicznych rodziców. Niestety z różnych powodów niezdolnych do opieki nad nimi i wychowania.
– Już pani idzie? – dziwi się Robert, gdy żegnam się z dziećmi. Podchodzi, żeby podać mi rękę.
Dzieciaki na pożegnanie rzucają się na szyję panu Maciejowi.
Teraz już inaczej patrzę na stare zdjęcie z gazety. Wrócę tu za rok.
Danusia Świątek