– W czasie mszy do naszego kościoła wpada młoda kobieta i krzyczy, że zaginął jej syn – opowiada moja koleżanka. – Kilka osób zrywa się z ławek i wychodzi, żeby jej pomóc w poszukiwaniu dziecka. Ja zostaję z trójką moich chłopców w kościele. Po mszy, gdy wychodzę z budynku widzę jak ludzie przeczesują wszystkie krzaki w ogrodzie kościelnym, przy ulicy. Zrozpaczona matka, która okazuje się, że mieszka niedaleko kościoła, powtarza, że na pewno uprowadzono jej syna. Przyjechała policja i straż pożarna. Wszyscy szukają, jak się dowiaduję 4-letniego chłopca.
Dreszcze przechodzą mnie po plecach, gdy słucham relacji.
– I co, znalazł się mały? – nie mogę się doczekać końca historii.
– Kobieta na zmianę płacze i krzyczy. W końcu okazuje się, że ktoś z poszukujących dziecka zajrzał do samochodu jego matki, zaparkowanego przed domem. A tam siedzi chłopiec i bawi się – kończy koleżanka.
Co za ulga!
Przy małym dziecku oczy matki muszą obracać się dookoła głowy.
Danusia Swiatek