Ameryka stoi na wylewanym chwaleniu dzieci. Zasłużonym albo i nie. Zdecydowana większość amerykańskich rodziców, których znam, chwali swoje i cudze dzieci bez większego limitu.
Proporcja chwalenia dziecka do jego wysiłku często nie jest w równowadze.
„Syn wziął udział w konkursie plastycznym. Zrobił świetną pracę!” – cieszy się matka.
„Córka świetnie upiekła ciasto. Tak wspaniale jak cukiernik”.
„Cudowna praca domowa!” – chwali nauczyciel.
Przyzwyczaiłam się do słuchania zachwytów rodziców i nauczycieli. Ale ostatnio trafił mi się amerykański tata, który kwestionuje przesadne chwalenie.
Tata ma syna Foresta, z którym Natalie chodzi do jednej klasy. Jeździ samochodem, przeistoczonym w obiekt sztuki. Wielkie oczy namalowane na masce i drzwiach, zwracają uwagę każdego przechodnia. Zapowiadają, że tata zbyt łatwo nie godzi się na zaszeregowanie w utarte szablony.
Jego syn chętnie bawi się z Natalie, więc jest okazja do rozmów. Chłopiec przychodzi do klasy z głową pełną historyjek przez siebie ułożonych albo zasłyszanych od starszej siostry.
A te z kolei Natalie przynosi do naszego domu.
Ostatnio tata przywiózł syna, by pobawił się z naszą córką. Wywiązała się rozmowa. Tym razem, on stawiał pytania, a nie ja, jak zwykle to bywa.
– Czy u was w Polsce też przesadnie chwali się dzieci?
– Gdy byłam dzieckiem, trafiali się nauczyciele, którzy mówili do nas: Pan Bóg umie na piątkę, ja umiem na czwórkę, a ty najwyżej na trójkę – przypominam sobie różnych nauczycieli z podstawówki i liceum. – Trzeba było udowodnić, że jest się dobrym uczniem. Trzeba było udownić, że nie zrobiło się żadnej psoty w klasie.
– Widzisz, a tu jest odwrotnie. Trzeba udowodnić, że zrobiłeś coś złego. Zakłada się, że jesteś świetnym dzieckiem! – mówi tata. – Zobacz co dzieje się na koncertach w szkole. Dzieci czasem grają bardzo kiepsko, a rodzice rozpływają się w zachwytach nad nimi. Dzieci wiedzą, kiedy nie wykonują większego wysiłku i tak są chwalone. To wypacza im charaktery i nie motywuje do pracy.
– A jak było z tobą, gdy chodziłaś do amerykańskiej szkoły i ciebie chwalono? Musiałaś chyba przeżyć szok po polskim doświadczeniu w szkole? – pyta tata Foresta.
– To było miłe, gdy profesor na uczelni dziękował mi za np. oddanie pracy na czas i zawsze znajdował w niej coś ‘super’ interesującego – przyznaję. – Urosłam w moich oczach. Ale to mi nie zawróciło w głowie. Chwalenie jest potrzebne.
Chwalenie za prawdziwy wysiłek jest nie tylko potrzebne, ale konieczne! Buduje młodego człowieka. Dodaje mu skrzydeł.
Znam amerykańską zasadę psychologów, która głosi, że należy najpierw dziecko pochwalić siedem razy, a potem dopiero przystąpić do jego krytyki. Wtedy będzie można osiągnąć spodziewany skutek naszego działania.
Z moimi dziećmi działam na wyczucie. Na pewno przesadnie nie chwalę. Ale chwalę je znacznie szczodrzej niż mnie chwalono w dzieciństwie.
Czy tata Foresta to jak jedna amerykańska jaskółka, która nie zwiastuje wiosny?
Danusia Świątek