IMG_1984_Peplinscy
Na zdjęciu od prawej : Barbara, Jaś i Paweł Peplińscy

Barbara i Paweł Peplińscy są dwujęzycznymi rodzicami sześciorga dwujęzycznych dzieci. Sami urodzili się, wychowali się i kształcili w Wielkiej Brytanii, obecnie mieszkają na stałe w Polsce. Wszystkie ich dzieci wychowywały się w Polsce (chodziły do brytyjskiego przedszkola i polskiej szkoły podstawowej), obecnie część z nich studiuje w Anglii. Pani Barbara jest nauczycielką chemii, a Pan Paweł – doradcą podatkowym.„24 grudnia zawsze mieliśmy  polską wigilię, a 25 jedliśmy angielskiego indyka” – mówią Barbara, Paweł, Zbyszek i Janek Peplińscy w rozmowie z Ewą Haman. 

Jesteście rodziną dwujęzyczną od pokoleń – jak wam się udało przez te trzy czy cztery pokolenia utrzymać znajomość języka polskiego mieszkając w Anglii, a angielskiego – tu w Polsce?

Barbara Peplińska: Trzeba wyjść od tego, że w każdym pokoleniu było dla nas jasne, że język kraju, w którym akurat jesteśmy będzie się znało automatycznie, więc trzeba się skupić na tym drugim. Jak byliśmy w Anglii, w domu była bardzo duża presja na to, żeby uczyć się polskiego – polska szkoła, dodatkowe zajęcia w języku polskim. Tak samo jest tutaj w Polsce – wiadomo było, że polski będzie w szkole, wobec tego skupiliśmy się na dodatkowych zajęciach po angielsku – filmach, czytaniu itp.

W ANGLII

Paweł Pepliński: Po ślubie, rozmawialiśmy ze sobą po angielsku – ze znajomymi z naszego środowiska także. Ale gdy urodziła się Kryśka, nasza pierwsza córka, to zapadła decyzja: musimy w domu rozmawiać po polsku. Naprawdę zależało nam, żeby nauczyć dzieci polskiego i zrobiliśmy (w tym kierunku) duży wysiłek. Jak popatrzę na naszych znajomych, rówieśników w Anglii, którzy też mieli dzieci i też (pochodzą) z podobnych jak my rodzin –  to jakoś udało im się to w mniejszym stopniu.

A dlaczego wam zależało? Dlaczego podjęliście ten wysiłek?

PP: Byliśmy wychowani w duchu polskim.

BP: Patriotyzm, tak, na pewno.

PP: Nasi rodzice byli jeszcze z pokolenia przedwojennego, na pewno była z ich strony duża presja – oni chcieli żebyśmy byli Polakami, żebyśmy znali ten język.

Mówicie, że w Waszych domach rodzinnych była silna presja, żeby używać języka polskiego, a, zastanawiam się, jak to się stało, że ta presja była skuteczna? Wyobrażam sobie, że ona musiała mieć jakiś ogromny ładunek pozytywny, no bo przecież jak się dzieci zmusza do czegoś…

BP: No mój tata po prostu krzyczał, to nie było strasznie pozytywne (śmiech).

Ale zadziałało (śmiech).

PP: Basia rozmawiała z rodzeństwem po polsku. Myślę, że to było bardzo nietypowe – ja rozmawiałem z braćmi częściej po angielsku niż po polsku, a teraz to różnie bywa.

Basiu, czy to była reguła narzucona przez rodziców?

BP: Tak, była narzucona, ale jednak nie do końca. Pomimo że mieliśmy poczucie, że to presja, wiedzieliśmy, że warto się jej podporządkować. Gdy moi znajomi z polskiej szkoły przychodzili [do nas do domu] i zaczynaliśmy rozmawiać po angielsku, to mój tata na nas wszystkich krzyczał. I czasem było mi głupio, że on krzyczy; ale jednak mieliśmy świadomość, że jest w tym sens.

PP: Obawiał się, że ten język stracimy – myślę, że ta obawa była słuszna, co widać po naszych rówieśnikach.

Dlaczego zależało Wam na tym, żeby utrzymać znajomość polskiego? Czy to przykład rodziców na Was tak działał?

BP: My chyba byliśmy bardziej patriotyczni niż Polacy w Polsce w tym samym czasie. (śmiech)

PP: Tak byliśmy wychowani, ale nie każdemu udaje się przekazać język dzieciom w taki sposób, żeby później dzieci same chciały nim mówić. To na pewno też ma duże znaczenie – my naprawdę chcieliśmy zachować polskość.

BP: Tańczyliśmy tańce ludowe, byliśmy w harcerstwie polskim; po każdej uroczystości w parafii śpiewaliśmy hymn narodowy – i polski i angielski.

PP: Przy graniu w piłkę nożną, czy w siatkówkę – to samo. To były zespoły polonijne, całe życie społeczne koncentrowało się na  polonijnej tożsamości.

A jeszcze bym chciała na chwilę wrócić do tego patriotyzmu, powiedziałaś Basiu, że byliście bardziej patriotyczni niż Polacy tutaj – jak myślicie, dlaczego? Czy możecie powiedzieć, że tam czuliście się dumni z tego jesteście Polakami?

BP: Tak, chociaż nic na temat Polski właściwie nie wiedzieliśmy. Pawła rodzina jeździła często do Polski; ale mojej rodziny nie było na to stać, moi dziadkowie nigdy nie wyrobili sobie paszportów, bo żeby dostać paszport brytyjski musieliby obiecać lojalność Królowej. Nasza wiedza o Polsce to była czysta teoria, głównie opierająca się na Sienkiewiczu.

Czyli czytaliście w domu?

Moja babcia miała obsesję na punkcie Sienkiewicza – przychodziła do nas do domu i nam czytała. A w momentach, kiedy już nie mogła, bo się zalewała łzami, dawała nam książkę i sami musieliśmy czytać.

Wspólne czytanie po polsku, nie tylko harcerstwo, też tańce ludowe; co jeszcze w domu takiego robiliście, poza tym że czytaliście po polsku Sienkiewicza.

PP: Byliśmy zaangażowani w życie polonijnej społeczności: w tych wszystkich klubach…

BP:  …w polskiej szkole sobotniej, w parafiach. W parafiach dużo się działo, były i zabawy, były różne komitety, czuliśmy przywiązanie do tego środowiska. Był to częsty, regularny kontakt. Inaczej było jak przyjechaliśmy już tu, do Polski. Na początku to się zastanawialiśmy, jaki powinien być język domowy…

BP: … czy powinniśmy przejść na angielski.

W POLSCE

Czyli mieliście taki moment wahania?

BP: Zastanawialiśmy się i zdecydowaliśmy, że byłoby to nienaturalne, więc nie będziemy przechodzić na język angielski w domu. Ale zaczęliśmy też częściej rozmawiać w tym języku – jak już mówiłam, filmy, jakie oglądaliśmy były po angielsku, dzieci miały dodatkowe lekcje angielskiego.

PP: I utrzymywaliśmy też kontakt z rodzinami, które były z Anglii. Na początku lat dziewięćdziesiątych, jak przyjeżdżały rodziny zza granicy, organizowaliśmy regularne spotkania.

I to były rodziny angielskie?

PP: Angielskie, międzynarodowe czasem; ale na pewno angielski był naszym wspólnym językiem.

BP: I wszystkie dzieci były w przedszkolu angielskim.

Czy czujecie patriotyzm w stosunku do Anglii?

W jakimś stopniu tak, tam się urodziliśmy, tam się wychowaliśmy, mamy też tam bardzo dużo znajomych; jest tak nawet w przypadku naszych dzieci – każde było przywiązane do jakiejś angielskiej drużyny piłki nożnej; każde czuło, że jest prawie Anglikiem. Na pewno trochę się różniły językowo od polskich dzieci,  ale też dlatego, że same chciały to jakoś podkreślić. A nam zależało, żeby nie tylko uczyć języka angielskiego, ale też trochę angielskiej tożsamości.

Wiemy, że mówicie o sobie, że jesteście Polakami, ale czy z równą pewnością powiedzielibyście o sobie, że jesteście Anglikami?

BP: Ja nie – powiedziałabym o sobie, że jestem Brytyjką, ale nie Angielką.

PP: Nie z tą samą pewnością  – na pewno duchowo jesteśmy Polakami. Ale ja czuję, że wychowałem się w Anglii i na pewno też dużo pozytywnych elementów zaczerpnąłem z tamtejszej kultury.

BP: Anglicy nas dużo łatwiej akceptują jako Anglików, niż Polacy jako Polaków; to znaczy – teraz w mniejszym stopniu niż dawniej – ale dalej jesteśmy traktowani jak ktoś „inny”, ktoś „dziwny”, nie całkiem taki, jak reszta; a w Anglii nikt by tego nie zauważył, może dlatego, że tam jest wszystko bardziej wymieszane.

PP: Wielokulturowość – może nie było tego w latach 70. i 80., ale teraz to jest bardzo wielokulturowy kraj.

A powiedzcie mi, czy to był jakiś problem dla was, że tu byliście postrzegani jako ci „inni”?

BP: Na pewno był – po przyjeździe do Polski obracaliśmy w towarzystwie Anglików, do pewnego stopnia było tak właśnie dlatego, że tylko „inni” nas akceptowali.

NAJMŁODSZE POKOLENIE

Zbychu, czy uważasz się za Polaka i za Anglika naraz? I jak to jest być Polakiem w Anglii i Anglikiem w Polsce?

Zbyszek Pepliński: Ja teraz uważam się za Polaka, ale pamiętam, że jak byłem młodszy to uważałem się za Anglika; ale to jak byłem mały, na początku podstawówki.

PP: A urodził się w Polsce! (śmiech)

BP: Tak, nasz pierwszy Polak – prawdziwy.

ZP: Ale to jakoś przez to przedszkole, o którym wspominaliście wcześniej; przez to, że mój polski był gorszy, to mi nie pomagało czuć się Polakiem. Teraz czuję się Polakiem; jak jestem w Anglii to nie czuję się odrzucony, bo tam wszyscy traktują wszystkich równo, ale w Polsce też czuję się swobodnie.

A jak w domu rozmawialiście po polsku, to zawsze Ci się to podobało?

ZP: Tak, na pewno wolałbym, żebyśmy mówili po polsku od początku; nie chciałbym żebyśmy mówili wtedy po angielsku – wtedy nasz polski byłby jeszcze dużo lepszy niż jest.

Mogę Cię spytać, co będziesz robić jak zaraz skończysz szkołę?

ZP: Studia? Wybieram się na inżynierię mechaniczną w Anglii, ale po studiach mam zamiar wrócić.

Czyli wolisz tam studiować, bo tam są studia lepsze, ciekawsze…?

ZP: Nie tylko dlatego, ale też chciałbym popracować trochę w Anglii i potem się przeprowadzić do Polski, dlatego, że tutaj się urodziłem; tęsknię zawsze za Polską, za ludźmi w Polsce, za znajomymi, i chciałbym tutaj zostać.

Wróćmy jeszcze do tych trudności, bo myślę, że miały one podłoże kulturowe.

PP: Ja myślę, że to były takie czasy – bo jak teraz poznajemy rodziców z klasy Jasia (najmłodszego syna), to mi się wydaję, że wszyscy są o wiele bardziej otwarci niż [byli rodzice kolegów i koleżanek naszych starszych dzieci] dziesięć, piętnaście lat temu.

BP: Wtedy przychodziło się na zebranie, wszyscy byli przyjemni, fajni, ale na tym się kończyło – tyle razy próbowaliśmy zrobić jakieś spotkania towarzyskie i nic, a teraz wszyscy chcą się spotykać.

PP: Teraz ludzie mają chęć, żeby jednak z innymi ludźmi coś przeżyć. Wyjechaliśmy na długi weekend majowy ze znajomymi. Czyli tak, jak kiedyś jeździliśmy z grupą Anglików, to teraz jeździmy z grupą Polaków; Basia chodzi regularnie na winko z dziewczynami. Kiedyś to było nie do pomyślenia, żeby taka grupa się tworzyła.

Czyli właściwie czujecie się tutaj już wrośnięci?

BP: Gdyby ktoś się mnie spytał pięć lat temu… Mieliśmy tu takie grono [angielskich] znajomych, którzy byli tu kilka lat i którzy wpadli na pomysł, żebyśmy wszyscy na starość zamieszkali blisko siebie [w Anglii], żeby prowadzić razem życie towarzyskie. My planowaliśmy, że do nich dołączymy i będziemy grać w brydża wieczorami. Dopiero niedawno zdecydowaliśmy, że na pewno zostaniemy na starość tutaj.

To jeszcze o Waszych dzieciach – Zbych powiedział: „jak byłem w podstawówce to gorzej znałem polski i czułem się Anglikiem” – jak przezwyciężaliście trudności, jeśli one były.

PP: Wierzyliśmy w to, że jak zaczną chodzić do szkoły, to dadzą sobie radę, może na początku były jakieś tam trudności, od czasu do czasu ktoś się z nich śmiał, że używają jakiś dziwnych słów, przedpotopowych. Ale myśmy wierzyli w to, że oni wsiąkną w tutejsze środowisko i że z językiem polskim nie będzie problemu. Nie przejmowaliśmy się za bardzo, i raczej chcieliśmy dopilnować, żeby język angielski utrzymać – też w taki sposób trochę naturalny – dostęp do telewizji angielskiej, do filmów angielskich; mieliśmy częsty kontakt z rodziną w Anglii, która przyjeżdżała regularnie tu albo my tam jeździliśmy.

BP: Mamy też mnóstwo książek; chyba mamy więcej książek po angielsku niż po polsku.

Czyli czytaliście dzieciom po angielsku.

BP: Teraz ja czytam z Jasiem po angielsku, a on czyta lektury po polsku.

Jasiek, a ty lubisz to czytanie?

PP: Lubi słuchać (śmiech).

Lubisz słuchać? To chyba jest strasznie ważne, lubić słuchać. A gdybyś miał wybierać słuchanie książek po angielsku czy po polsku, to umiałbyś powiedzieć, które wolisz?

Janek Pepliński: Nie.

Czyli i to może być fajne i to może być fajne. A co ostatnio czytałeś?

JP: Po angielsku, czy polsku?

Po angielsku.

JP: Tytuł? „The famous five”… nie pamiętam która to była.

A jak jesteś w polskiej szkole, to myślisz, że inni rozpoznają, że Ty mówisz nie tylko po polsku, ale też po angielsku i, że inaczej Cię traktują niż gdybyś mówił tylko po polsku?

JP: Nie.

BP: On ma kolegę w szkole, który ma ojca Anglika, i wy rozmawiacie po angielsku w szkole, nie?

JP: No rzeczywiście, gadamy po angielsku w szkole.

Dlatego, że wam tak wygodniej?

PP: Tak się wyróżniają.

Powiedzieliście, że z Waszych starszych dzieci się czasem śmiano w szkole, że powiedziały coś przedpotopowego, a ja, jak pamiętam te Wasze dzieci i ich polski, to sobie myślę, że to była taka piękna emigracyjna polszczyzna, właściwie polszczyzna przedwojenna. A jaką radę dalibyście polskim rodzicom wychowującym teraz dzieci w Wielkiej Brytanii, albo we Francji, czy  Stanach:  po pierwsze, dlaczego warto, aby uczyli dzieci polskiego; a po drugie, jak to zrobić, żeby ta nauka była skuteczna?

BP: Każdy musi zrozumieć, że jeśli się ćwiczy dwa języki cały czas, to to musi dobrze wpływać na wychowanie, uczenie się i itd. To poszerza horyzonty. Po drugie – żeby rodzice i dzieci byli dumni ze swoich korzeni, żeby nie uważali, ze muszą na siłę wtopić się w lokalne społeczeństwo, tylko, że z każdego kraju można wyciągnąć różne wartości. Niech więc wyciągną z polskości to, co uważają, że jest dobre i zmieszają to z [tym, co dobre w] angielskim. My zawsze mieliśmy  polską wigilię 24-go grudnia, a 25-go jedliśmy angielskiego indyka.

PP: Ja bym takim rodzicom radził, żeby – będąc w Anglii – nastawili się na utrzymywanie języka polskiego. Bo na pewno dzieci będąc w Anglii będą uczyć się w szkole po angielsku i dadzą sobie radę; a jeśli nawet na początku dziecko będzie mówić z akcentem, to ten akcent szybko zniknie.

BP: Mamy znajomych polskiego pochodzenia, których rodzice zdecydowali, że nie będą się skupiać na polskim i teraz oni żałują.

To niestety wiadomo dopiero po latach. Czy coś jeszcze chcielibyście dodać?

BP: Niech nie mówią w domu po angielsku kalecząc ten język, żeby pomóc dzieciom, bo to absolutnie nikomu nie pomoże.

PP: I na pewno trzeba się wysilać, my będąc tutaj podejmowaliśmy wysiłek, żeby dzieci miały dodatkowe lekcje angielskiego. I staraliśmy się uczyć języka w sposób naturalny np. oglądając z dziećmi telewizję po angielsku. Przychodziło to o tyle łatwo, że żarty w języku angielskim były czasem śmieszniejsze (śmiech).

Bardzo wam dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiała: Ewa Haman

 

logotypMSZ_A_kolorMateriał powstał dzięki finansowaniu Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2015 r.”

Licencja: Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska

Poprzedni artykułPrzystanek Dwujęzyczność i Wyobraźnia: „Świętujemy Dzień Ziemi” – warsztaty arts & crafts dla dzieci i rodziców
Następny artykuł„Rocznicowe bankiety uczą jak szanować polską szkołę”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj