Długim wąskim holem, wyłożonym ciemnym granitem, przeszłyśmy do zaciemnionego, rozległego korytarza. Różowo – biało – pomarańczowe kopuły zwieńczające świątynię wydawały się być stąd na wyciągnięcie ręki a rydwan zaprzęgnięty w pięć białych koni, wiozący zapewne jakiegoś ważnego boga, pędził wprost w podniebne przestworza. Cała bajkowa oprawa budowli, w której przed chwilą dostałyśmy accommodation wyłaniała się z gęstych i bujnych czupryn drzew i wielu palm.

Pokój

Zachwyt miejscem został zgaszony po wejściu do pokoju. Poza malutkim okienkiem z gruba stalową kratą i ciemną szybą uniemożliwiającą podglądanie ludzi z korytarza mroczna sypialnia nie miała żadnej ozdoby. Kremowa ściana, ciemna granitowa posadzka i dwa materace oparte o ścianę (idealne do ćwiczeń na wychowaniu fizycznym, nie do spania). Do maleńkiego i mrocznego pomieszczenia doczepiona była mikroskopijna kuchnia wyposażona w stary, głęboki zlew i zakratowane okienko przez które można było – na szczęście – oglądać bajkowe budowle.

Oryginalny sposób na ugotowanie herbaty
Oryginalny sposób na ugotowanie herbaty

Gwoździem programu okazała się bezwzględnie toaleta. Na bardzo ograniczonej przestrzeni stał wielki, pozwolę sobie użyć słowa kwadratowy kibel z brązowymi, metalicznymi zaciekami. Obok niego na wyciągniecie ręki przymocowany był do ściany kran – prysznic. Brak umywalki, lusterka, jakiejkolwiek półki, czy w ogóle światła. Na chwile zmęczenie ustąpiło miejsca obrzydzeniu. Coż…w pobliskim sklepie kopiłyśmy środki chemiczne, chwyciłyśmy za mopa,szmatki (itp., itd.) i bez zbędnych słów zabrałyśmy się za sprzątanie.

Tron, już po wyczyszczeniu
Tron, już po wyczyszczeniu

Widok z okna
Widok z okna

Coś dla ciała.

Darmowa stołówka nie wyglądała zachęcająco. Na stołach porobionych z połączonych ławek szkolnych, w wielkich metalowych garach stały sosy-zupy w buro brunatnym kolorze i gęstej konsystencji. Co chwilę maź, która mogłaby stać się kleistą zawiesiną od dłuższego bezruchu, wielką również metalową chochlą, mieszał Europejczyk, najprawdopodobniej zaliczający sewę. Do zupy dodawany był długo gotowany ryż wydawany z wodą, która według Ammy ma właściwości odkażające. Wszyscy chętnie napełniali słoiki tą wodą i popijali zamiast tradycyjnej wody mineralnej w ciągu dnia.

Zupa z dodatkiem drewnianych warzyw, które wyciągałam jak zresztą wszyscy obecni na stołówce z pomiędzy zębów był w naszym odczuciu niezjadliwa. W płatnej już kantynie indyjskiej zamówiłyśmy więc masalę dosę, której smak znałam z Puttaparthi.

Coś dla ducha

Wielka sala mieściła się za główną świątynią ashramu. Na scenie mnisi wydobywali ze swoich instrumentów dziwne, harmoniczne dźwięki. Wszystkie miejsca siedzące były zajęte. W tłumie z trudem wypatrzyłyśmy skromny kąt dla siebie. Na tronie, na środku sceny, siedziała Amma. Słabo ją widziałam, ale jej głos słyszałam bardzo dobrze. Śpiewała rytmicznie i przyjemnie w takt niebiańskich gam. Na środku sali zawieszona była bogato zdobiona lampa z kryształami. Pod koniec spotkania ku wiekiemu rozczarowaniu dowiedziałam się, że oczekiwanego huga nie dostaniemy,bowiem nie mamy na niego numerka. Dopiero kolejnego dnia mogłyśmy – zgodnie z instrukcjami – przyjść, ustawić się w długiej kolejce po bilet, a potem jeszcze w większej do Ammy. Nie pozostało nic innego jak uzbroić się w cierpliwość i udać się na długo oczekiwany odpoczynek.

Gotowe na wszystko
Gotowe na wszystko

Pobudka

Nie, wcale nie słońce, tylko arczany (głośne powtarzanie boskiego imienia) obudziły mnie o czwartej trzydzieści nad ranem. Pomimo że codziennie budziły mnie religijne pieśni nie zdecydowałam się ani razu praktykować wewnętrznej czystości i koncentracji. Kiedy większość mieszkańców ashramu była już po arczanach, medytacji, śniadaniu i sewie my rozpoczynałyśmy zwykle nasz dzień.

Poranna medytacja w niedozwolonym miejscu- bo zasady są po to, żeby je łamać
Poranna medytacja w niedozwolonym miejscu- bo zasady są po to, żeby je łamać

Niesamowity hug

Stałyśmy w wielkiej kolejce- po jednej stronie sceny ja z mamą i innymi kobietami, a po drugiej mężczyźni.
– Mama, powiesz coś do niej? – Zapytałam prawie szeptem.
– Sama nie wiem, Ponoć Ona nie zna angielskiego.
– Skąd jesteście? – Niemal w tym samym momencie padło zapytanie od straży porządkowej, która przekazywała Ammie informacje o tych, którzy pragnął jej czułości.
– Z Polski, z Europy. – Powiedziałam dumnie.
– Kim jesteście dla siebie?
– Matką i córką- odrzekłam zgodnie z prawdą.
– Zatem podejdziecie do niej razem. Zaanonsuje was.
– Dziękuję- odrzekłam w momencie, gdy młoda kobieta poprawiała mi mój szal, który zwinął się zupełnie w rulon, a ja zaaferowana, nawet tego nie zauważyłam.
– Wytrzyj twarz przed hugiem, jesteś spocona- powiedziała do mnie rozkazującym tonem i zajęła się innymi Europejczykmi. Przetarłam się szalem. Nauczyłam się tego od Hindusek, które używały szal jako ozdobę i poręczną chusteczkę.

Odwróciłam się do mamy, aby sprawdzić czy wszystko w porządku w momencie w którym Hinduska pochwyciła mnie za ramie.

– Teraz będzie wasza kolej macie parę sekund- zdążyła dodać i…

Już klęczałam, bo jakaś inna Hinduska ugięła mi kolana i obracając mną niczym szmacianą lalką układała do ciała Ammy jak tarczę, marionetkę, a nie żywego i myślącego człowieka. Kątem oka, pomimo, że oczy miałam skierowane do lewej pachy Ammy, a ucho ułożone tuż przy jej sercu, zobaczyłam, że mama jest naginana przy pomocy pomagierów dokładnie tak samo tylko, że w przeciwnym kierunku.

Sama nie wiem, co się właściwie wydarzyło, przez parę sekund byłam w przedziwnym transie a moje serce (chyba) przestało bić. Trudno powiedzieć kiedy łzy popłynęły po policzkach, a ja po polsku mówiłam coś do Ammy. Z każdym kolejnym słowem odczuwałam coraz większą ulgę. Miałam wrażenie, że Amma mnie rozumie, a jeśli nawet nie ona, to najwyższa jaźń rozumiała – tego byłam pewna.

Guru podniosła moją twarz, która wcześniej przyklejona do piersi trwała tak w uniżeniu i patrząc mi prosto w oczy powiedziała coś melodyjnego w swoim języku. Podała mi przy tym vibuti- sakramentalny proszek (w hinduizmie vibuti i amrit służą do podobnych celów, co woda święcona, chleb i wino w chrystianizmie. Vibuti to najdrobniejszy rodzaj popiołu, jaki zostaje po dokładnym spaleniu krowiego łajna) i cukierka. Z transu wybudziła mnie gwałtownie straż porządkowa, która już przygotowywała kolejnego ochotnika na wielkie spotkanie.

Nie wiem czy Amma jest istotą boską, wiem jednak na pewno, że emanuje z niej tak ogromna energia, że uniemożliwia logiczne myślenie. Oczywiście, niektóre jej czyny czy słowa (przebywała zawsze w towarzystwie tłumacza), na pierwszy rzut oka mogą wydawać się sprzeczne ale natura Boga, czy Najwyższej Prawdy, jest przecież poza naszym intelektualnym zrozumieniem. Coś, co jest poza światem materialnym, nie może być wyjaśnione w logiczny, pragmatyczny sposób. W którymś momencie (nie ma co ukrywać) naszą jedyną metodą zrozumienia pozostaje wiara i postawa poddania się.

… cdn.



Tekst i zdjęcia: Jagoda Sobczyńska-Pruszko

Jagoda Sobczyńska-Pruszko
Jagoda Sobczyńska-Pruszko
Jagoda Sobczyńska-Pruszko (pseudonim artystyczny Mar Zella) – podróżniczka i dziennikarka prasowa, autorka „Hiszpańskiego pogrzebu” w którym pokazuje podróż do słonecznej Hiszpanii, miłość i konflikt wewnętrzny powstały poprzez zestawienie przeszłości z teraźniejszością. Jej życiowe motto: „Nigdy nie pozwalaj sobie na smutek lub przygnębienie. Depresja jest zła, ponieważ zaraża innych i sprawia, że ich życie staje się jeszcze trudniejsze, a nie masz żadnego prawa tego czynić. Dlatego jeżeli kiedykolwiek poczujesz się przygnębiony, postaraj się to zwalczyć”. Swoje podróże i obserwacje opisuje na autorskim blogu www.marzella.pl

Poprzedni artykułZwiedzamy Nowy Jork: Greenpoint
Następny artykuł“Co robi wrażenie na dzieciach w ONZ? ”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj