Jak powszechnie wiadomo, lepiej grzeszyć i żałować, niż żałować, że się nie grzeszyło. Zgrzeszyłam, ale nie żałuję, bo powieść Maxa Czornyja to kawał dobrej literatury kryminalnej. Tym bardziej że autorowi udało się wystrzec szeregu tak często popełnianych przez debiutantów grzechów. Jednym słowem, witamy na pokładzie, panie Czornyj. 

Dla koneserów gatunku fabuła „Grzechu” nie będzie szczególnie zaskakująca. W Lublinie giną kobiety. I to w obydwu tego słowa znaczeniach. Zarówno zostają uznane za zaginione, jak i zostają zamordowane. Ciała tych ostatnich są nie tylko zmasakrowane, ale też upozowane w sposób nawiązujący do symboliki religijnej. Na miasto pada blady strach, a do akcji wkracza temperamenty komisarz Eryk Deryło, dla którego sprawa ta nabierze z czasem wymiaru osobistego. Śledztwo napotyka mnóstwo trudności i nikt już (łącznie z czytelnikiem) nie wie, czy mamy do czynienia z religijnym fanatykiem, czy też z kimś, kto chce za takiego uchodzić. Niby nic odkrywczego, a jednak autorowi „Grzechu” udaje się przykuć uwagę czytelnika i utrzymać napięcie od pierwszej do ostatniej strony. A o to przecież chodzi w dobrym kryminale, prawda?

Zanim przejdziemy do grzechów, przyjrzyjmy się cnotom, a tych jest całkiem sporo. Po pierwsze, przemyślana i konsekwentna fabuła, co – wbrew pozorom – wcale się tak często nie zdarza. I to zarówno w przypadku kryminałów, jak i debiutujących autorów. Czornyj do bałaganiarzy nie należy, więc nie tylko jest zdyscyplinowany i nie daje się ponieść akcji, ale też dba o szczegóły, dlatego też czytelnicy, którzy śledzą i wychwytują wszelkie potknięcia autora (czyli na przykład ja), nie mają za bardzo szansy na przyłapanie go na nieścisłościach. Jednocześnie bardzo sprawnie porusza się w fabularnych meandrach, choć sposób prowadzenia narracji i mylenie tropów może przyprawić o zawrót głowy. „Grzech” czyta się z zapartym tchem, także za sprawą krótkich rozdziałów zakończonych cliffhangerami, które sprawiają, że po każdym z nich coraz wyżej unosimy brwi. Widać, że autor nie ma problemu ani z budowaniem, ani z utrzymywaniem napięcia. Kolejną ważną cnotą jest styl Czornyja – klarowny, wolny od popisywania się czy to prawniczą, czy to policyjną terminologią (choć reasearch został wykonany jak należy) a jednocześnie niepozbawiony dowcipu i subtelnej ironii. Duży plus za wiarygodne dialogi, bo to też rzadko się zdarza, żeby umieć utrzymać równowagę miedzy stylem potocznym a literackim. I kolejny, tym razem za brak dygresji i doskonale zachowane proporcje między opisem a dialogami, dzięki czemu nic nie spowalnia akcji. Nie mamy przez to czasu na oddech, ale kto by się tam przejmował oddychaniem podczas tej lektury. Świetnie oddaje przy tym autor polskie realia, co uwiarygadnia przedstawianą historię. I nawet kolejny komisarz po przejściach nie trąci banałem. Jednocześnie Czornyj dotyka drażliwej, tym bardziej w ostatnim czasie, kwestii religii, a zwłaszcza fanatyzmu religijnego. Nie jest to pierwsze w historii kryminału podejście do tego tematu, ale autorowi udało się przedstawić oryginalne spojrzenie na to zagadnienie, także, a może właśnie ze względu na specyfikę polskiej religijności.

A grzechy? No, cóż… Trudno mówić o grzechach „Grzechu” Czornyja, bo jak na debiutanta świetnie sobie radzi ze wszystkimi pułapkami, jakie czyhają na początkującego autora, zwłaszcza jeśli chodzi o tak wymagający gatunek, jakim jest kryminał. No, może jest jeden. Książka powoduje niewyspanie. Trudno obiecać sobie, że kolejny rozdział będzie tym ostatnim na dziś.

Więcej grzechów nie pamiętam, niczego nie żałuję, a powieść polecam zarówno wielbicielom gatunku, jak i tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z kryminałem. Bo „Grzech” nie odstrasza, ale zachęca do dalszego grzeszenia z literaturą kryminalną. Wiedząc, że to pierwsza powieść z cyklu, daje Czornyjemu kredyt zaufania, bo wiem, że nie tylko go spłaci, ale i odda z nawiązką.

PS Nie polecam czytać do śniadania. Czytelnicy o słabych nerwach (i żołądkach) mogą mieć problemy z niektórymi opisami zbrodni.

 

Karina Bonowicz 

Max Czornyj, Grzech
Wydawnictwo Filia
Rok wydania: 2017

Poprzedni artykułŚwięto polskiego języka w Orchand Lake, Michigan
Następny artykułBabcia  Bożenka: Listopadowe zamyślenia

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj