Na naszym portalu sporo piszemy o sobotnich szkołach na wschodnim wybrzeżu USA. Znając ich problemy i wyzwania zastanawiamy się, czy są one podobne w szkołach, daleko oddalonych od dużych skupisk Polaków. Tym razem zapraszamy do Szkoły im. Jana Karskiego w Dallas. W Teksasie, według spisu ludności z 2000 roku, mieszka około 230 tys. osób polskiego pochodzenia. W okręgu Dallas-Fort Worth jest ich około 60 tys. Polonia w Teksasie jest rozproszona i tworzą ją emigranci z czasów solidarnościowych, a także Polacy, którzy przyjeżdżają w ramach pracy w międzynarodowych firmach.
„To czego bardzo pragniemy i czego przyznam się, zazdrościmy innym ośrodkom polonijnym, to posiadanie własnego miejsca, być może w postaci Domu Polskiego, być może Centrum Polonijnego, aby w końcu poczuć się u siebie i przestać być chwilowym gościem, mniej lub bardziej chcianym, przez inne grupy etniczne” – mówi dyrektor szkoły, Marta Morawska.
Oddajemy jej głos, by przedstawiła swoją placówkę.
Szkoła im. Jana Karskiego została zarejestrowana w listopadzie 2010 roku jako organizacja niedochodowa. Wówczas nosiła nazwę „Mała Polonia” i powstała z inicjatywy grupy rodziców, którzy chcąc przekazać dzieciom historię, tradycje, a przede wszystkim język polski, podjęli się próby stworzenia placówki, która spełniałaby zarówno cele edukacyjne, jak również była organizacją jednoczącą Polonię w Dallas. I choć pierwsze spotkania rodziców, mające na celu przekazywanie polskości najmłodszemu pokoleniu, datują się od roku 2006, to jednak dopiero rejestracja szkoły umożliwiła jej pełne działanie. W maju 2012 roku szkoła za swojego patrona przyjęła Jana Karskiego.
Dlaczego Jan Karski? Może dlatego, że łączy on historię Polski i Stanów Zjednoczych. Jan Karski, będąc emisariuszem podziemnego rządu polskiego, podjął się misji powiadomienia państw alianckich o terrorze, panującym na okupowanych ziemiach polskich oraz o zagładzie ludności zarówno polskiej jak i żydowskiej w niemieckich obozach śmierci, także w warszawskim getcie. Jest on dla nas symbolem wielkiej odwagi i miłości do rodzinnego kraju, symbolem tego wszystkiego, co pragniemy przekazać naszym uczniom. Po wojnie Jan Karski był profesorem na Uniwersytecie Georgetown, a wśród jego studentów znalazł się Bill Clinton (student rocznika 1968).
Obecnie Szkoła im. Jana Karskiego liczy ponad osiemdziesięcioro uczniów w wieku od 4 do 16 lat i jest jedyną placówką oświatową, działającą na terenie metropolii Dallas-Fort Worth. Zajęcia prowadzone są przez 12 nauczycieli w ośmiu grupach wiekowych. Oferujemy także kursy dla osób dorosłych pragnących uczyć sie języka polskiego jako obcego, czy też indywidualne lekcje, dostosowane do potrzeb konkretnych osób.
Grudzień był bardzo intensywnym miesiącem pracy szkoły z racji organizowanego przez nas kiermaszu świątecznego. Było to nasze pierwsze takie doświadczenie, a wszystkie prace sprzedawane na kiermaszu, zostały wykonane przez dzieci i dorosłych studentów. Mieliśmy więc przepiękną kolekcję aniołów, wykonanych z masy solnej, aniołów namalowanych na drewnie, wyszywane ściegiem krzyżykowym motywy świąteczne, czy też przeniesione na płótna zdjęcia, zrobione przez studentów w Polsce. Grudzień i styczeń to czas, gdy corocznie organizujemy spotkanie z Mikołajem, połączone z koncertem świątecznym i rozdawaniem paczek oraz jasełka. Od kilku już lat oba te wydarzenia adresowane są do całej Polonii Dalllas-Fort Worth.
Naszą wieloletnią szkolną tradycją jest także odwiedzanie grobów zmarłych Polaków, pochowanych na Cmentarzu Calvary Hill w Dallas. Są to groby emigrantów powojennych i pierwszych mieszkańców Dallas polskiego pochodzenia. Zapalamy znicze- światełka pamięci, przynosimy polskie chorągiewki, wykonane przez dzieci, odmawiamy modlitwę. Zawsze towarzyszy nam ksiądz polskiego pochodzenia oraz nasz przewodnik po historii pierwszych polskich emigrantów pan Jerzy Dąbrowski, który z pasją opowiada o losach tychże Polaków, czyli o panu Sławiku, założycielu pierwszej restauracji w Dallas „Old Warsaw”, do której wstęp możliwy był tylko w stroju wieczorowym. Panów obowiązywał smoking lub garnitur, a panie odpowiednio na tę okazję- suknia. Pan Sławik zatrudnił u siebie w restauracji pana Jana Sztabę, byłego więźnia niemieckiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Pan Sztaba znał osobiście ojca Maksymilian Kolbę i był świadkiem sytuacji, w której ojciec Maksymilian ofiarował swoje życie w zamian za życie współwięźnia. Jeszcze kilka lat temu, może kilkanaście, było nam dane spotykać pana Sztabę w kościele pod wezwaniem Świętego Piotra Apostoła. Podczas uroczystej mszy z okazji obchodów Dnia Niepodległości 11 listopada, pan Sztaba zawsze ubrany był w pasiak oświęcimski. Obecnie strój ten znajduje się w Dallas Museum of Holocaust. Na Cmentarzu Calvary Hill pochowana jest także pierwsza żona Stanisława Dygata, pani Władysława Nawrocka. Nasze wycieczki na cmentarz uczą dzieci przede wszystkim pamięci o tych, którzy odeszli. Być może to jedyna droga, aby nauczyć młode pokolenie, aby o nas także kiedyś pamiętano i choś raz w roku zapalano światełko pamięci.
Jedną z polskich tradycji, aczkolwiek pogańską, którą co roku obchodzimy, jest powitanie wiosny i topienie Marzanny. Dzieci w szkole wykonują wielką słomianą kukłę, ubierają ją i malują. Marzanna przez jakiś czas mieszka sobie w szkole, ale gdy nadchodzi wiosna, jest to czas, aby z wodami popłynęla sobie, tak jak odchodzi zima, w jednym z publicznych parków, w którym jest dość duży zbiornik wodny. Wędrujemy całą procesją wraz z rodzicami, aby wrzucić zimową pannę do wody, a wracamy z gaikiem pełnym kwiatów. Wygląda to bardzo pięknie i kolorowo, zwłaszcza, że dzieciaki śpiewają po drodze. No i oczywiście wzbudza to ciekawość napotkanych Amerykanów, którzy często pytają skąd jesteśmy i co to za tradycja z tą Marzanną. A kukłę musimy wyłowić i odratować. O to zawsze dba grupa wyznaczonych do tego rodziców. Topienie Marzanny i pierwszy dzień wiosny to czas, gdy w Teksasie jest już stosunkowo gorąco. Dziwnie jest żegnać zimę, idąc w krótkim rękawku i nawet nie mając namiastki śniegu. Taka to strefa klimatyczna, gdzie zimy są krótkie, ciepłe i bezśnieżne. Nic dziwnego, że dzieciaki marzą tu o śniegu i sankach, i jeśli spadnie odrobina tego białego puchu z nieba, to tak jakby cały świat nagle się zatrzymał. Szkoły są zamykane, dorośli jeśli nie muszą wyjeżdżać autem z domu, to tego nie robią, natomiast na ulice, przed dom i do ogródków wybiegają dzieci, bo być może uda się ulepić bałwana. Taka zima ze śniegiem była trzy lata temu. Napadało go tyle, że utrzymał się nawet przez kilka dni. Zrobiliśmy wówczas nie tylko bałwana, ale i zbudowlaiśmy igloo. Zrobiliśmy także sanki z plastikowych koszy i można było zjeżdzać z górki. Taka zima, to dopiero frajda! A potem jak smakuje gorąca czekolada!
Co jest moim największym wyzwaniem? Hmmm…może nie poddawanie się, wytrwałość i wiara, że to co robię ma sens. Często też pokora, zrozumienie tych wszystkich Polaków, dla których nauka w polskiej szkole, jak i przekazywanie polskich tradycji, nie jest priorytetem, bo przecież i takich osób jest wiele.
Moim największym powodem do dumy są moje własne dzieci, które czują się Polakami i postrzegają Polskę jako piękny i bogaty historycznie kraj, o wielkim potencjale. Kraj, do którego chcą wracać, rozważając możliwość studiowania w Polsce. To, że one są dumne z bycia Polakami i na każdym kroku akcentują swoją polskość, jest dla mnie największą nagrodą.
Opracowała: Danuta Świątek
Zdjęcia: archiwum szkoły
SzP. Szukam kontaktow z POlonia [ jezeli znacie, jezeli istnieja ]w Georgetown oraz okolicach [ nie, nie w Austin ]. Jezeli ktos z Was moze polecic kogos, kto ma szacunek, na pierwsze, ewentualne kroki w tej okolicy, prosze dac znac.
Dziekuje za ewentualna pomoc.
Gerard.
Jak po śnieg to tylko do Montrealu! Serdecznie zapraszamy!