Wsiadam, a właściwie próbuję, wsiąść do samochodu znajomej, by zamienić z nią parę słów. Na pozór łatwa sprawa. Po warunkiem, że ma się ład w aucie.
Stoję przy drzwiach, a znajoma przekłada stosy kopert z rachunkami, torbę plastikową
z książkami, papierowy kubek po kawie, zużyte papierowe torebki…
Na tylnych siedzeniach są dwa foteliki dla dzieci. Między nimi leżą kurtki i buty. Na tylnej szybie wylegują się pluszowe misiaki, koty i żółwie.
– Wożę cały dom. Wiesz jak to jest, gdy ma się małe dzieci – wyznaje znajoma. – Nie za bardzo wiem
z czego zrezygnować w aucie. Raz potrzebne są buty zapasowe, to znowu uciszę płaczące dziecko zabawką. Robię też rachunki w samochodzie.
Rozumiem. Ale nie do końca. Coraz więcej ludzi staje się niewolnikami swoich rzeczy.
Garaże samochodowe stały się pomieszczeniami na kartony papierów, zabawek i ubrań.
Auta parkuje się przed domami. Teraz przyszedł już czas na pełne samochody, a nie tylko pełne garaże.
Znajoma nie jest jedyną osobą, którą znam, jeżdżącą zapchanym autem po brzegi. Nie jest jedyną matką, która wychowują dzieci w zagraconym świecie.
Niestety jest wiele niewolnic i niewolników własnych rzeczy. Męczą się z sobą. Potrzebują pomocy.
– Mogę wyrzucić kubki i papiery? – zaproponowałam znajomej.
Po chwili milczenia, zgodziła się. Śmietnik stał na rogu ulicy.
Szkoda, że znajoma go nie zauważyła!
Danusia Świątek