Hasłem roku w mojej szkole, im. Juliana Ursyna Niemcewicza w Plainfield, było „Piękna Nasza Polska Cała – w krainie polskich legend.” Coroczny projekt jest koordynowany przez panią Anię Staniewską – Szewc, która przygotowała regulamin i temat, i w przeciągu roku przedstawiła nam multimedialne prezentacje związane z tematem. Celem projektu było przybliżenie nas, uczniów do Polski, rozwijanie naszego zainteresowania pięknem Polski oraz poczucie dumy, że jesteśmy Polakami.
Zadaniem klasy ósmej i liceum było napisanie autorskiej legendy o miejscowości, zabytku, pomniku lub rezerwacie przyrody z miejscowości, z której pochodzą rodzice ucznia. Należało powiązać fakty historyczne i geograficzne z fikcją. Do legendy należało dodać zdjęcia obiektu występującego w utworze.
Ten temat szczególnie przypadł nam do gustu. Mieliśmy przy tym duże pole do popisu i o wiele przyjemniej było nam tworzyć swoją własną bajkę niż pisać suche wypracowanie.
Dla mnie ten temat był bardzo ciekawy. Od razu wiedziałam o czym będę pisać. Co roku, gdy jestem w Białymstoku, mijam takiego strasznego betonowego psa w parku Planty. Jest częścią miasta i mojej Polski. Podjęłam wyzwanie napisania legendy rymem. Było to coś nowego i tworzenie tej bajki sprawiło mi przyjemność.
Cztery prace z 8 klasy zostaną zaprezentowane w osobnych publikacjach. Dzisiaj moja legenda napisana rymem.
Julia Mieszkowicz
xxx
Julia Mieszkowicz, klasa 8
LEGENDA KAWELINA
Dawno temu, za górami,
w lesie dużym, w lesie starym
Była wioska, mała wioska,
a w tej wiosce, teraz wiosna.
.
Kwiaty kwitną, ptaki lecą
i radośnie figle plecą.
Mąż i żona są na dworze
patrząc zamartwieni w drogę.
.
„No gdzie on, brat mój, czy się zgubił?
Bywać w lesie, on nie lubi…
Miał już dawno tutaj być,
pół dnia minęło – ciągle nic.”
.
Basia mówi, zamartwiona,
teraz bardzo niespokojna.
„Słońce zachodzi, co mam robić
co mam robić?” Płacze żona.
.
Baśka, przestań,
znasz swojego brata przecież.
Ty się martwisz,
a on się gdzieś na łące pasie.
.
Z tym swoim grubaśnym brzuchem,
Szczerze, nie wiem, co mam zrobić
z tym łasuchem.
.
I nagle, z lasu ktoś wybiega,
tak to brat, ten niedołęga
Zasapany i spocony,
pada na ziemię, przemęczony.
.
Wszyscy z wioski przybiegają wołając głośno
„Co się stało?”
Brat sapie i się trzęsie z przerażenia,
w oczach strach, bez wątpienia!
.
„Demon!” Mówi
„Szatan sam, powiadam!
Ni to pies, ni to wilk,
ale potwór, potwór!
.
Zęby ostre tak jak noże,
i pazury – szpony orła.
Oczy srogie, sierść jak węgiel, o mój Boże!
On wprost z piekła, ledwo uciekłem.”
.
„Demon?” „Szatan?” „Potwor?”
Krzyczą przerażeni, każdy w szoku po tym co usłyszeli.
„CISZA! Cisza!” Mówi Janusz do swych ludzi
„Powiedz, bracie, gdzieś że to widzieli?”
.
„W lesie się zgubiłem i błądziłem,
aż znalazłem jaskinię Kawelina,
a z jaskini jakiś dźwięk się wydobywa..
I tam zobaczyłem go…prawdziwego KAWELINA!”
.
„Ah! Zje nam bydle, pożre dzieci,
Spali wioskę, klątwę rzuci.
Studnie wyschną, wszystko zwiędnie,
każdy zachoruje, on nas na śmierć zatruje!”
.
Szlocha siostra wniebogłosy.
„Już! Spokojnie! Jutro pójdę do jaskini
I odnajdę tego stwora.
Wezmę łuk i świętą strzałę!
Po demonie, ja go dopadnę!”
.
„Pójdę z tobą!” „I ja też!”
„Chcę zobaczyć Kawelina!”
I tak pół wioski obiecuje
Aby zgładzić Kawelina.
.
Następnego dnia na podróż się wybiera
Piętnastu mężczyzn i jedna dziewczyna.
Wraz z szablami i z łukami i wielkimi pochodniami.
Idą drogą do jaskini i przed nią się zatrzymują.
.
Ksiądz bierze święconą wodę,
„Wyłaź no, ty bezbożny stworze!”
I z jaskini szelest słychać, każdy stoi skamieniały
gdy w blasku pochodni się wyłania…
.
Twarz potwora, twarz ogromna i ohydna, przeraźliwa.
Pysk tak wielki, że może rozgryźć na pół mężczyznę.
Żółte oczy w blasku się żarzą,
Brat nie przesadzał z tą poczwarą.
.
I nagle znowu znika i ciemna jest głęboka jaskinia.
Wieśniacy, przestraszeni, napinają swoje łuki
I na sygnał, strzały lecą w czeluść…
Cisza…
.
I z jaskini wściekły ryk nagle słychać.
Słysząc to, każdy w nogi, pędzą do najbliższej drogi.
Aż do samej wioski biegną
„Czy zabili?” – „Nie.” „Na pewno?”
.
„Czy on żyje czy nie żyje, mi tam wszystko jedno.
Ja tam nie powrócę, bo mi życie miłe.
I wam też radzę, bo on was zabije.
On jest wprost nieśmiertelny,
po tylu strzałach – on tylko wściekły”.
.
Więc nowy sąsiad się wprowadził,
Nikt nie odważny, by go zgładzić.
Czasem ktoś chce go zobaczyć
I wraca szybko z krzykiem, płaczem.
.
„Ale ten Kawelin wstrętny.
Zapewne on na świecie najwstrętniejszy”.
Wioska sąsiada nienawidzi,
Żeby pokonać strach cała z niego szydzi.
.
Raz, po nocy, owca znikła.
„Tak, to wina Kawelina!”
Chociaż wilki w nocy wyły,
I ślady wilki zostawiły.
.
Raz, Marysia do rzeki wpadła
I utopiła się, bo pływać nie umiała
,,Tak, to wina Kawelina!”
Raz, gdy chłopak dostał grypę,
.
Albo rękę ktoś połamał,
Albo, gdy ktoś bólu brzucha dostał,
bo trującymi grzybami się zajadał.
To Kawelin zrobił, to Kawelin na nich napadał.
.
Teraz w wiosce jesień króluje,
A Kawelin ciągle im życie psuje.
Czasem da się go spostrzec w lesie
Wszyscy czekają, kiedy on odejdzie wreszcie.
.
Janusz wędrując koło wioski, nagle, słyszy tętent kopyt.
„Ależ dziwne! Kto przybywa do tej wioski,
Kto przybywa, jakiś obcy?”
I zagląda w dół, w dolinę.
.
Konno pędzi grupa ludzi, czarne flagi maja
I szable w słońcu połyskują.
„Jacyś zbóje? Atak! ATAK!
Jadą wprost na wioskę!” Krzyczy.
.
Każdy z domu się wychyla
„Co za hałas?” „Atak! ATAK!”
Każdy chwyta się, za co może
Krzywe łuki, widły, noże.
.
Już rozbójnicy tuż przed wioską
Długie brody, czarne oczy,
Brudne szaty, nieco w łaty
Każdy z szablą, wielką, straszną
.
Nie ma szans, całą wioskę stracą!
.
Zatrzymują się przed wioską
„Jezu ratuj, Matko Boska!”
Janusz biegnie naprzód, prosi.
.
„Błagam, jeśli nam wszystko zabierzecie,
nie przeżyjemy sami do wiosny!
Zostawcie naszą wioskę małą,
Zostawcie ją, proszę, całą.”
.
I wódz bandy mówi szorstko
coś inną mową i krzyczy ostro,
Potem szybko bierze długi łuk
I celuje w Janka brzuch.
.
Wielki ryk z lasu się wydobywa.
Bandyta, z zaskoczenia, puszcza strzałę, drży cięciwa
Lecz nie w Janka trafia strzała,
Tylko w pysk Kawelina!
.
Wódz bandytów patrzy w szoku
Co za potwór! Co za potwór!
I konie w panikę wpadają,
I uciekają, bandyci uciekają!
.
„Kawelin Janka uratował?”
.
Janusz patrzy na Kawelina,
A Kawelin patrzy na Janka.
.
Bierze Janek strzałę z pyska
I wyjmuje, jak krew tryska!
I Kawelin siada, wolno,
I w kamień się zamienia,
Aż wygląda tak, jak rzeźba.
.
Wszyscy posąg otaczają
I psa Kawelina widzą.
Janusz mówi „Ten pies tu życie mi uratował,
razem z wioską, on nas uratował!”
.
„Zapłacił za to życiem swoim
On ten cały czas nas bronił!”
Tak, to prawda, przyznają wszyscy z wioski.
To nie diabeł, lecz cud boski.
.
On nie ukradł im zapasów,
Nie wychodził wcale z lasu
On nikogo tu nie zabił,
Oni tak tylko udawali!
.
Choć Kawelin strasznie brzydki
On nie potwor, tylko ci bandyci
Wieśniacy sobie sprawę zdają,
Wszystkie wydarzenia to udowadniają.
.
,,A my, tak go źle traktowali
Wstyd! Wstyd” Baśka się żali.
.
I do tej pory, Kawelin stoi,
Broniąc i odstraszając potwory.
Wtedy wioskę sam ocalił,
Teraz cały Białystok go chwali.
.
Pies Kawelin to rzeźba brzydkiego psa w parku Białostockim, na Plantach. Jest repliką przedwojennego Kawelina stworzonego przez Piotra Sawickiego i Józefa Sławickiego. Jedna z oryginalnych legend o tym betonowym psie głosi, że ma przypominać psa carskiego pułkownika Mikołaja Kawelina lub szczeniaka Jana Sobieraja – jubilera z Hotelu Ritz. Wybrałam Kawelina na ten projekt ponieważ, gdy jestem w Białymstoku zawsze go widzę i chociaż jest brzydki – białostoczanie go znają i kochają.