Początki były trudne. Myślała, że Nowy Jork ją przerośnie, że nie będzie mogła się tu odnaleść. Pochodzi z małej miejscowości w Polsce i wydawało się jej, że tak wielkie miasto ją pochłonie. Jednak okazało się inaczej.
Już po dwóch tygodniach pobytu w Nowym Jorku, kiedy dostała pierwszą swoją pracę w hotelu na Manhattanie, była tak szczęśliwa, że gdy wracała do domu metrem, zaczepiła ją pani z pytaniem, czy jest zakochana, bo była tak radosna.

Z Joanną Żurek, właścicielką szkoły językowej English Point na Ridgewood, w Nowym Jorku, rozmawia Marta Kustek.

Co tak bardzo ujęło Cię w tym mieście?

Przyjazne nastawienie ludzi, ich otwartość, zobaczyłam, że można tutaj być sobą i że jest to tutaj cenione.
Praca tutaj, najpierw w hotelu, potem w biurze prawniczym, nauczyła mnie tego, że czasem trzeba schować swoje ego, swoje wysokie oczekiwania od życia, zacząć od czegoś niżej, ale w efekcie końcowym, człowiek na tym zyskuje. Wiele się nauczyłam po drodze.

Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z English Point?

Prowadzimy szkołę od czerwca 2007 roku, choć sama placówka działała już dużo wcześniej. Historia
z poprowadzeniem szkoły językowej wiąże się z szeregiem zbiegów okoliczności. To było naprawdę niesamowite! Nie planowałam zakładania swojego biznesu, było mi dobrze w poprzedniej pracy, propozycja ta przyszła bardzo nieoczekiwanie. Znajomi mojego męża, którzy prowadzili wcześniej szkołę szukali kogoś, kto by przejął po nich biznes. Podjęliśmy z mężem wówczas decyzję zaledwie po jednym spotkaniu. Potem wszystko zaczęło się samo układać.

Początki były ciężkie, bo nie znałam specyfiki tej pracy, poznanie jej zajęło mi trochę czasu. Przez cały czas jednak kierowałam się intuicją, która podpowiadała mi, co i jak mam robić, jak rozmawiać z ludźmi – i to zawsze działało! Bardzo szybko się uczyłam i chyba życie samo pomagało mi w wielu sytuacjach. Czasami wręcz niewiarygodnych – kiedy na przykład brakowało mi nauczyciela, była to pilna sytuacja, lektor się rozchorował
i nagle ktoś wchodzi do biura i pyta, czy może potrzebujemy nauczyciela?

Czyli masz naprawdę dobrego anioła stróża!

O tak! Wywiązuje się rewelacyjnie ze swoich obowiązków. Otaczają mnie naprawdę dobrzy i życzliwi ludzie, którzy w moich słabszych chwilach mówią: „Nie przejmuj się! Jest ogólny kryzys teraz, musisz wierzyć, że wszystko się dobrze ułoży. Zawsze jakieś rozwiązanie się znajdzie”. Więc wierzę! I powiem szczerze, odkąd przestałam się martwić, to wszystko się układa… Raz jest lepiej, raz jest gorzej, ale to już taka dynamika życia!

Czy przejmując szkołę wprowadziłaś jakieś zmiany, coś nowego w ofercie szkoły?

Zdecydowanie poszerzyliśmy zakres naszych usług. Wprowadziliśmy od razu kurs przygotowujący do egzaminu na obywatelstwo, mamy od niedawna kurs języka hiszpańskiego, mamy też zajęcia angielskiego dla dzieci.
I oczywiście nasze stałe zajęcia języka angielskiego dla doroslych. Z tych wszystkich opcji, prowadzimy też zajęcia indywidualne, czego również nie było
w poprzedniej ofercie szkoły. Dodatkową naszą propozycją są porady notarialne, pomoc w załatwianiu wielu formalnych spraw, związanych
z obywatelstwem, w tłumaczeniach dokumentów lub załatwianiu różnych spraw telefonicznie.

W jakich godzinach prowadzone są zajęcia?

Jest to szkoła wieczorowa, głównie przeznaczona dla ludzi pracujących i zajęcia prowadzone są od 16 – tej do 22-giej, od poniedziałku do czwartku,
i w niedziele.

W jakim wieku są uczniowie Waszej szkoły?

Przedział wiekowy jest bardzo szeroki. Teraz, w okresie wakacji, jest wielu młodych ludzi, dzieci, które przyjeżdżają do Nowego Jorku na wakacje i chcą podszkolić sobie język. W ciągu roku jest więcej starszych osób, które chcą nauczyć się dobrze języka angielskiego. Zauważyłam, że przychodzi też sporo osób, które być może aż tak nie potrzebują nauki języka, ale chcą poznać innych ludzi, nawiązać nowe znajomości, jest to dla nich sposób na wyjście do innych.

Spotkałam się z wieloma przypadkami osób w starszym wieku, którzy nie chcieli uczyć się angielskiego, twierdząc, że są już na to za starzy, czuli się niekomfortowo mówiąc po angielsku, mieli jakąś dużą blokadę z tym związaną. Czy Wasza szkoła ma jakiś swój sposób, by te osoby otworzyć, przełamać w nich takie myślenie?

Tak, mamy na to swój wypracowany i sprawdzony sposób. Prowadzimy angielski metodą konwersacyjną, która świetnie zdaje egzamin, jeżeli chodzi o przełamanie jakichkolwiek nieśmiałości, lęków, obaw, bardzo często właśnie związanych z wiekiem. Spotykam się z wypowiedziami typu „to już nie te lata, już się nie nauczę”,
a tak naprawdę, to każdy, w każdym wieku, jest w stanie nauczyć się języka! Osiemdziesiąt procent czasu lekcyjnego to intensywne konwersacje, nauczyciel zadaje pytania, a uczniowie są zmuszeni do odpowiedzi, są ciągle stymulowani do rozmowy. Nie ma takiej sytuacji, żeby uczeń siedział milczący na lekcji czy unikał odpowiedzi. Każdy bierze w lekcji czynny udział. To właśnie pomaga przełamać tą nieśmiałość. Zapraszam wszystkich chętnych do spróbowania, jak działa nasza metoda, na bezpłatną, dwugodzinną lekcję próbną!

Czy jeżeli ktoś jest na słabszym poziomie, wolniej przyswaja wiedzę, nie opóźnia to całego procesu?

Zawsze staramy się tak prowadzić lekcje, żeby nikt nie zostawał w tyle, dostosowywać poziom raczej do tych najsłabszych, niż najlepszych. Jeżeli jednak ta różnica jest duża, proponujemy dodatkowe lekcje, jakies zajęcia indywidualne, żeby osoba nadrobiła materiał, żeby się nie zniechęcała. Muszę powiedzieć, że mam szczęście, bo zatrudniam wspaniałych nauczycieli, zaangażowanych, doświadczonych, dają z siebie wszystko, by pomóc swoim uczniom.

Czy myślisz, że żeby odnieść sukces w czymkolwiek, ważne jest nasze ogólne nastawienie do życia?

Tak, uważam, że nastawienie jest bardzo istotne,zwłaszcza zachowanie spokoju w trudnych sytuacjach, zwlaszcz teraz w okresie kryzysu. Gdy jest w nas spokój, możemy połączyć go wtedy z tym, co robimy, dzięki czemu zaczynamy znacznie bardziej panować nad tym ,co się dzieje w naszym życiu. Poza tym,
wychodzę z założenia, że im więcej pomagam ludziom, czasem nawet nieodpłatnie, tym więcej zyskuję. Zdarza się, że przychodzą osoby
z prośbą o sprawdzenie czegoś w internecie, czy o informacje, albo gdzie coś załatwić. Dla mnie to mała rzecz,
a dla tej osoby często rozwiązanie niemałego problemu. To daje mi wiele satysfakcji, że mogę być pomocna.

I pewnie to Ci się kiedyś zwróci…

Już się zwraca! Te osoby niejednokrotnie przyprowadzają swoich znajomych, którzy chcą się zapisać na lekcje lub skorzystać z innych naszych usług. Kiedyś wypełniałam dla jakiegoś chłopaka formularz, którego nie potrafił sam zrobić. Po skończeniu całości, on mówi, że nie ma pieniędzy na zapłatę za tą usługę. Cóż mogłam zrobić, machnęłam ręką. A on przychodzi za dwa dni i przynosi mi dwa razy więcej niż był winny!

Przenieśmy się teraz w czasie. Jak wygląda English Point w 2017 roku, czyli za pięć lat?

Zdecydowanie chciałabym wprowadzić do szkoły naukę wielu innych języków, oraz otworzyć się na uczniów różnego pochodzenia, nie tylko polskiego. Już teraz od czasu do czasu przychodzą chętni innych narodowości
z zapytaniem o zajęcia dla nich. Marzę o dużym, pięknym lokalu, a może nawet dwóch lokalizacjach?
Chciałabym wprowadzić różnego rodzaju zajęcia techniczne typu: pomoc w pisaniu resume, czy przygotowanie do rozmowy wstępnej o pracę, przygotowanie do egzaminu Toefl, obsługę komputera, Internetu, płacenie rachunków online itp. A tak najbardziej to chciałabym całkowicie opracować i wprowadzić własny program nauczania. Już teraz się on tworzy, już powoli wprowadzamy jego elementy, ale jeszcze nie jest on całkowicie ukończony. Mam nadzieje, że za 5 lat będziemy mogli się pochwalić własnym programem nauczania!

No i może będzie bal z okazji 10-lecia szkoły…

Oczywiście! Na pewno będzie.

Czy prowadzenie szkoły jest Twoją pasją?

Jest pasją i jest niesamowitą przygodą!

Dziękuję za rozmowę i życzę realizacji wymarzonych rzeczy jeszcze przed zakładanym terminem!

Rozmawiała: Marta Kustek
Zdjęcia: Marta Kustek

Więcej informacji o Szkole Językowej English Point w Nowym Jorku na stronie www.englishpoints.com

Poprzedni artykuł„Balczewo jest smutne bez ciebie”
Następny artykuł„Na stojąco do Nowego Jorku”

1 KOMENTARZ

  1. Niektórzy to mają szczęśliwe życie. Ale… zanim się wyleci do Wielkiego Jabłka to czy nie warto nauczyć się angielskiego? Szkoła tam zawsze spoko, ale ja odkładam do mojej Jabłkowej Skarbonki chodząc do Speak Up coby umieć angielski perfekcyjnie jak już uzbieram na podróż. Bez języka tam zginiesz, ciekawe skąd weźmiesz pieniądze na lekcje angielskiego u tej Pani. Aż dziw że nie splajtowała jeszcze i rzeczywiście ktoś wydaje kupę szmalu, przyjeżdża do miasta gdzie jest wszystko, miliony możliwości, aby… zacząć przygodę z językiem xD a angielskiego jak już się uczyć za granicą to i tak wszędzie się da, bo jest to język ulicy w każdym turystycznym czy bogatym kraju 😉

Skomentuj Magda Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj