Szykują się drastyczne zmiany w szkole amerykańskiej w naszym dystrykcie.
– Czy możesz odpowiedzieć na moje pytanie, patrząc mi w oczy? – zapytałam inspektora, który pojawił się przed budynkiem szkoły, by dać rodzicom szansę na rozmowę.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– Słucham.
– Niektórzy twierdzą, że decyzje o zmianach już zapadły, a teraz tylko udaje się, że rodzice mogą przedstawić swoją opinię i coś zmienić. Czy rzeczywiście decyzje zostały podjęte? – pytam.
Inspektor szybko zamrugał powiekami i głośno przełknął ślinę.
– Nie – odparł powoli, kręcąc głową i patrząc mi w oczy.
Chcę mu wierzyć. Chcę myśleć, że mam wpływ na losy edukacji naszych dzieci.
O co chodzi?
W naszym dystrykcie są trzy szkoły podstawowe, do których chodzi ponad 1300 uczniów. Obowiązuje regionizacja, czyli dzieci uczęszczają do szkół w swoim neighborhood (sąsiedztwie). Nowy pomysł nosi nazwę Princeton Plan i zakłada, że wszystkie dzieci w dystrykcie będą przypisane grupami do szkoły. Klasy: zerówki i pierwsze mają uczęszczać do jednej podstawówki, drugie i trzecie klasy do drugiej podstawówki, a czwarte i piąte klasy do trzeciej szkoły. W praktyce oznacza to, że uczeń szkoły podstawowej będzie zmieniał ją trzykrotnie. Może też zdarzyć się, że np. troje rodzeństwa w wieku szkoły podstawowej będzie chodziło do trzech różnych szkół. Ułatwienie dla rodzica? Wątpię! Dlaczego narodził się Plan Princeton?
Inspektor twierdzi, że możemy zaoszczędzić 800 tys. dolarów w budżecie dystryktu. Ale dokładne obliczenia kosztów nie zostały zakończone.
Obecnie są prowadzone gorące dyskusje wśród rodziców. Zbierane podpisy pod petycjami. Odbywają się zebrania w szkołach i spotkania z inspektorem.
Nie poruszałam jeszcze z Kimberly i Natalie tematu o planie Princeton.
Po co zabierać im radość z tego, co jest teraz w szkole. Nie za duże klasy (20 dzieci) i dobre nauczycielki. Gdy zapadną oficjalne decyzje, przyjdzie czas na rozmowę.
Póki co, chcę utrzymać też i swoją radość z obecnej szkoły.
Zdecydowana większość rodziców jest przeciwna planowi Princeton.
Może jednak będziemy mieć wpływ na to, co dzieje się w publicznej edukacji?
Danusia Swiatek