14647460_10210988427493814_2091515749_o

 

Scroll down for English version of the interview

A gdyby tak połączyć obietnice ekonomistów, meteorologów i polityków z codziennych wiadomości (zwłaszcza w przeddzień prezydenckich wyborów) z osobistymi historiami i obietnicami przypadkowych przechodniów z trzech różnych miejsc publicznych w Bostonie, którzy zechcieli wziąć udział w darmowym projekcie sztuki publicznej – i wystawić je na widok publiczny na wielkim na kilka metrów billbordzie? 

„Public Trust” („Zaufanie Publiczne”) to interaktywny, kolaboracyjny projekt pokazywany tego lata w Bostonie i okolicach przez trzy tygodnie, do połowy września. Firmowany przez bostońską organizację non-profit Now + There, ów projekt, autorstwa Paula Ramireza Jonasa, artysty z Nowego Jorku, badał naturę zjawiska zwanego zaufaniem publicznym i przestrzeń pomiędzy tym, co publiczne i prywatne. Skupiał się  na obietnicy jako kontrakcie społecznym oraz szczególnym akcie mowy, a także na ludzkim kontakcie i pytaniu o to, jaką wartość ma nasze słowo.

Przez te trzy tygodnie złożono ponad 1000 obietnic, a w zamian każdy uczestnik otrzymał grafitowy rysunek z podpisaną przez siebie obietnicą. Każdy obiecujący mógł złożyć tradycyjny podpis długopisem, sygnować obietnicę swoim odciskiem palca, a nawet… własną krwią. Uczestnicy mogli złożyć przysięgę w sposób, który zgadza się z ich systemem przekonań (co obejmowało np. przysięgę na Biblię, Stary Testament, Bhagavad-Gitę, Kamień Jowisza, depozyt gotówki czy „różową obietnicę”). Decyzja o tym, czy dotrzymają danego słowa, należała do nich.

Przy „Public Trust” pracowało trzynaścioro performerów; jako jeden z nich pytam Paula Ramireza Jonasa o wartość naszego słowa, naturę sztuki publicznej i intencje projektu.

 

14672780_10210988496815547_869785735_o

 

Lidia Russell: Twój projekt “Public Trust” był dla wielu przechodniów objawieniem. To interesująca kombinacja tego, co publiczne i prywatne, gdzie nasze słowa, myśli i działania są radykalnie innym doświadczeniem niż robienie sobie „selfie” (które jest notabene również częścią projektu) i gdzie ludzie mają okazję do autorefleksji. Dla niektórych była to zabawa, dla innych rzecz poważna. Jak wpadłeś na taki pomysł, włączając w to design stołu, przy którym składa się obietnicę, billboard, użycie czcionki czy wszystkie te obiekty uwiarygodniające obietnicę? Czy był to pomysł z gatunku tych, które przychodzą w jednym rozbłysku, czy może długi twórczy sen, powolny proces?   

Paul Ramirez Jonas (aktualnie odgrywając “ludzki zegar” i co minutę aktualizując czas na billboardzie): Na każdą odpowiedź mam minutę! (śmieje się) Moja pierwsza nauczycielka w szkole artystycznej coś mi uświadomiła. Bez przerwy obnosiłem się ze swoimi pomysłami: „Moje idee, moje idee, moje idee”. Na co ona powiedziała: „Paul, każdy może mieć dobre idee!” i obróciła się na pięcie. Tyle. Pomysł jest prosty i przychodzi szybko. Trudne jest przekucie prostego pomysłu w coś więcej; nadanie mu takiej formy, by inni mogli wziąć w tym udział w taki sposób, by idea była znów widoczna. Umowy społeczne takie są. Pomysł przyszedł więc szybko – “obietnice” – bo pracowałem wcześniej z aktami mowy i lubię te wszystkie rzeczy, które możemy zrobić ze słowami: obiecywanie, nazywanie, obrażanie, wiesz. Design stołu, scenariusz interakcji – to zajęło więcej czasu i polegało na rozwiązywaniu pojawiających się problemów. Wszystko zajęło nam prawie rok.

Czy robiłeś próby do tego projektu w różnych grupach?

PRJ: Nie. Byłem artystą-rezydentem w Kalifornii, a tam mieli wówczas pustą galerię, którą zdecydowaliśmy się wykorzystać. W pierwszy weekend każdego miesiąca odbywało się tam duże wydarzenie, na tysiące ludzi. Poprosiłem więc Kate, która opiekowała się tym projektem, i Johna z Kalifornii o to, byśmy zrobili próbę, bo obawiałem się robić na tak dużą skalę projekt bez prób. Było to bardzo pomocne. Scenariusz, z którego korzystałaś, przygotowując się do roli performera, pochodzi właśnie z tych prób. Przy trzeciej próbie moją rolę odgrywał profesjonalny aktor i od niego dostałem dużo zwrotnych informacji. A potem zmieniły się obiekty na stole… wszystkie te mikro dopasowania. Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że potrzebujemy ławek, bo czasami ludzie przychodzili złożyć grupową obietnicę. Nie wydaje mi się, żeby te wszystkie detale, na przykład to, że stół był ręcznie robiony, miały znaczenie na poziomie świadomym i wpływały na uczestników projektu, ale wiem, że odwrotna sytuacja na pewno by się na nich odbiła. Czy wydaje Ci się, że moglibyśmy to zrobić ze składanym stołem, tanią tablicą i krzesłami, które do niczego nie pasują? Czuję, że w ten sposób okazujemy widzowi szacunek, nawet jeśli on tego nie dostrzega.

 

14632612_10210988496575541_1243112888_o

 

Projekt jest piękny i bardzo funkcjonalny.

PRJ: Tak, cechą dobrej służby jest to, że jest ona niewidoczna.

Paul, w tym projekcie pytasz, jaką wartość ma nasze słowo. Jaka jest Twoja odpowiedź? Wiem, że lepiej jest zadawać pytania niż dawać odpowiedzi, bo kiedy pytamy, jesteśmy bardziej aktywni…

PRJ: Tak, sam popełniłem nawet tekst, który jest listą pytań. Nie wiem… pracując nad tym projektem, byłem pod dużym wrażeniem pism Giorgio Agambena, włoskiego filozofa. Napisał on książkę pod tytułem „Sakrament języka”. Interesował go ukryty, święty aspekt języka. Książka pełna jest niesamowitych rzeczy. Agamben pisze: “Wszystko, co mówi Bóg, jest prawdą, ale nie wszystko, co my mówimy, nią jest, często więc potrzebujemy podeprzeć nasze słowa przysięgą do Boga”. I robi przegląd różnych idei, taką archeologię przysięgi. Na przykład, jak Spartanie składali przysięgę – otóż mówili oni, że składanie przysięgi jest niedorzeczne i że nigdy nie powinniśmy tego robić. Przysięganie zmienia nas w tych, którzy nie dotrzymują słowa, ponieważ każdy łamie dane słowo, i w rzeczywistości przysięgając, stajemy się kłamcami. Nigdy nie dotrzymujemy przysięgi. Czytałem sporo o tych tradycjach. Agamben zakłada, że język ma tę zdolność do dotrzymania obietnicy i że ulega ona degradacji. Mówi, że jeśli nie będziemy mogli zaufać temu, co mówimy sobie nawzajem, zginiemy jako społeczność. Jest to bardzo ciekawe, że nie widzi on tego w systemie politycznym, ale w naszym użyciu języka. I projekt podkreśla to bardzo świadomie, poprzez kontrastowanie naszych obietnic z newsami i tym, co mówią politycy. Napięcie między nimi jest bardzo widoczne, zwłaszcza dziś.

To prawie ironia.

PRJ: Wiesz, co dziś powiedział Nate, mój asystent? „Czy to nie zdumiewające, że ludzie tak się złoszczą, pytając, jak śmieliśmy wstawić na billboard jakieś polityczne obietnice, kiedy mają one zaledwie 24 godziny?” Obietnica, która została złożona wczoraj, dziś jest już odczytywana jako krytykowanie osoby, która ją złożyła!

 

14632762_10210988448294334_321194559_o

 

Tak, pokazujesz coś, o czym wszyscy wiedzą, ale tak skonceptualizowane, że zobaczenie tego na billboardzie jest szokiem. A jeśli chodzi o udział: zaobserwowałam, że dla niektórych ludzi uczestnictwo w tym projekcie jest czymś znacznie więcej niż spotkaniem ze sztuką publiczną. Czasem przypomina to nawiązywanie przyjaźni, czasem rozmowę z psychologiem czy nawet spowiednikiem. Nie zapomnę tego mężczyzny, który przyszedł następnego dnia po tym, jak przyglądał się projektowi, i powiedział, że całą noc myślał o swojej obietnicy. Potem mi ją wyznał: „Chcę być lepszy i łagodniejszy dla moich najbliższych; dla rodziny”… Musiał wracać do pracy, spytał więc, do kiedy tu jesteśmy, bo chce przyjść później. Przedstawił się, uścisnęliśmy sobie dłonie i poszedł do pracy, obiecując wrócić wieczorem, by złożyć obietnicę. Nie wiem, czy to zrobił, ale nigdy nie zapomnę tej interakcji. Coś się tutaj dzieje z ludźmi.  

PRJ: Tak i nie wiem, jak wielu ludzi to dotyczy. Nie wiem też, jak zmierzyć to, co się dzieje z ludźmi, którzy przechodzą obok i nie biorą udziału. Ciekawe jest też to, że wielu ludzi prawdopodobnie postawi sobie gdzieś w domu rysunek ze swoją obietnicą i będzie na niego patrzeć, podczas gdy inne obietnice będą się robić coraz starsze i starsze… Prawda? Potem  staną się czymś w rodzaju tradycyjnego dzieła sztuki, które wisi na ścianie i wpływa na ciebie powoli, latami. Ten projekt można by równie dobrze opisać jako „robimy rysunki z publicznością i rozdajemy je za darmo”. To jeszcze jeden jego aspekt.

Czy powiedziałbyś, że ten projekt budzi sumienia? Zmusza ludzi raczej do autorefleksji niż do myślenia o pustych obietnicach polityków czy błędach meteorologów?

PRJ: Zwykle bardziej interesuje mnie to, co społeczne niż to, co indywidualne, więc prawie wszystkie moje artystyczne projekty to sztuka publiczna. I nie wiem, czy to zadziała, ale w tym kierunku idę… bo czuję, że sfera publiczna nie działa zbyt dobrze. Próbuję zrozumieć, co może w związku z tym zrobić sztuka. Bardzo interesują mnie zagadnienia skali: dlaczego coś działa na małą skalę, a na dużą już nie. Czym jesteśmy, jak działamy razem – to mnie interesuje. Sztuka zawsze miała do odegrania taką rolę, zawsze była w tym sensie publiczna.

 

14689292_10210988449094354_1166117470_o

 

W Twoim projekcie dostrzegam coś niemal pierwotnego. Oczywiście jest on bardzo nowoczesny, ale jednocześnie słychać w nim echo pradawnych rytuałów, w których cała społeczność asystuje przysiędze i siła społeczności oraz służba szamana, księdza czy innego mistrza ceremonii sprawia, że coś wydarza się dla danego człowieka. Energia osób zaangażowanych w obietnicę wzmacnia ją; sprawia, że jest ona bardziej realna i możliwa do dotrzymania. I niektórzy ludzie naprawdę traktują uczestnictwo w tym projekcie rytualistycznie; czekają np. na świętą wodę z Gangesu tak, jakby miała „urealnić” ich obietnicę. 

PRJ: Zabawne, że to mówisz, bo może to wyglądać tak, jakbym tak to zaplanował, podczas gdy naprawdę było odwrotnie – nauczyła mnie tego i pokazała mi to praca nad tym projektem. Ostatnio coraz częściej przyglądam się sztuce sprzed epoki modernizmu. Od początku modernizmu siedzimy po uszy w tym przedsięwzięciu, w którym chodzi tylko o indywidualizm. Za każdym razem coraz większe ekstremum: więcej praw jednostki, więcej wolności jednostki, i wszystko to ma odzwierciedlenie w sztuce. Jeśli cofniemy się do okresu przed tym, sztuka jest bardzo społecznościowa i zintegrowana z architekturą. To jest zarówno rzeźba, jak i miejska studnia, a więc „oto twoja publiczna woda i rzeźba”. Idziesz do świątyni i modlisz się do sztuki.

Sztuka jako służba.

PRJ: Pełniła funkcję społeczną.

U początków może nawet sakralną? 

PRJ: Racja. Na Hunter College miałem wykłady o miastach sumeryjskich. Były to pierwsze miasta zbudowane przez człowieka. I jak tylko budujesz miasto, tworzysz przestrzeń publiczną… i błyskawicznie wypełnia się ona sztuką. Widzisz więc, jak od samego początku miasta, przestrzeń publiczna i sztuka były ze sobą powiązane. Oddzielenie sztuki od naszego codziennego życia jest zjawiskiem relatywnie nowym. Dużo czasu zajęło mi dojście do tego… ponieważ cały mój artystyczny trening odbywał się w tradycji indywidualizmu.

Angielski nie jest moim pierwszym językiem, ale kocham język i kilka lat temu miałem w swoim studio niesamowite przeżycie. Przeglądałem słownik i myślałem o kwestiach „publicznych” i o tym, jak w języku hiszpańskim po prostu zamieniasz je w czasowniki. W angielskim tworzysz „publish” (czyli „publikować”). Sprawdziłem słowo „publiczny” i słownik dał mi listę wszystkich słów pochodnych, takich jak: „zaufanie publiczne”, „wróg publiczny numer jeden”, „szkoła publiczna”, „biblioteka publiczna”… wszystko „publiczne”. Wydrukowałem je wielką czcionką, zawiesiłem i pomyślałem: „każde z nich można w jakiś sposób przetworzyć w dzieło sztuki”. Zabawiałem się tą myślą, na przykład: „Jak zamierzam stworzyć coś o publicznym wrogu numer jeden”? (śmieje się)

 

14672780_10210988496815547_869785735_o

 

Jesteś pewien, że chcesz “sprzedać” tę ideę w wywiadzie? Hm, przeczytają go głównie Polacy…

PRJ: O, właśnie, jeszcze nie mieliśmy szansy porozmawiać na temat mojego ulubionego pomnika sztuki publicznej – mowa o hejnaliście z Wieży Mariackiej w Krakowie.

Nigdy nie myślałam o tym jako o sztuce publicznej. Kiedy dorastałam, słyszałam hejnał w radiu codziennie o 12 w południe. Ta tradycja jest w Polsce wciąż żywa. 

PRJ: Wiem. To jest piękno stworzenia pomnika, który jest niekompletny, a więc w pewnym sensie odbiorca musi go dopełnić. W pewnym sensie jest partycypacyjny, jak ten projekt, ponieważ brakujące miejsce, urwana melodia zaprasza do udziału – ty musisz je wypełnić.

Albo musisz pomyśleć o tym, co się wtedy zdarzyło… Wracając do Twojego projektu – nazwałabym go “Publiczną Nadzieją”, bo patrzenie na wszystkie te obietnice złożone przez przechodniów bardzo podnosi na duchu. Wszystkie te aspiracje. Można poczuć się tak, jakby “ludzkość była naprawdę w dobrej kondycji”. 

PRJ: (śmieje się) Albo odwrotnie!

14689185_10210988445094254_1784050386_o

 

14647183_10210988497615567_2031827618_o

 

To sprawia, że sama chcę być kimś lepszym i kompletnie zapominam o fakcie, że tak wiele z tych obietnic nigdy nie będzie dotrzymanych. Taka jest natura obietnicy czy ludzka natura. Twój projekt utrzymuje napięcie między potencjałem a ironią. 

PRJ: Ha! Mam tu coś do powiedzenia i zaryzykuję. Zawsze podobała mi się w Europie Wschodniej – i czuję tu jej pokrewieństwo z Ameryką Łacińską, a nie wiem, czy w Ameryce jest to zrozumiane – ta idea “oczywiście, jest to pełne nadziei, ale ja jestem pełen rozpaczy i myślę, że świat zmierza ku zagładzie”, choć na poziomie jednostki “wszyscy ludzie są cudowni”. Napięcie między nadzieją a rozpaczą jest czymś bardzo latynoamerykańskim. Ludzie uwielbiają tu tańczyć i chodzą na przyjęcia, gdzie usłyszysz muzykę i pomyślisz, że piosenki są bardzo radosne, bo oni tańczą, ale niektóre z tych piosenek są nieskończenie smutne, tyle że dokładamy do nich taneczną muzykę. Muzyka polityczna jest muzyką do tańca. Jest jednocześnie pełna nadziei i przygnębiająca.

Każda obietnica w pewnym sensie odsłania specyficzną trudność osoby, która ją składa. Mówienie więc o trudności w pozytywny sposób, w formie „zrobię to”, budzenie woli, może pomóc w pokonaniu trudności. Nieważne, czy ktoś dotrzyma obietnicy, ale pomyślenie o niej i zrobienie czegoś w tym kierunku… już daje nadzieję. Można ponieść fiasko, ale przynajmniej się próbowało. I tutaj mamy początek tej próby.  

PRJ: Tak. Lubię myśleć o tym projekcie na wiele różnych sposobów: mamy tutaj „cukierek”, selfie, potem mamy doświadczenie składania obietnicy, ten mały moment, potem rysunek. Kiedy ludzie spojrzą na niego później, zdadzą sobie sprawę, że jest na nim ich podpis. Jeśli więc pomyślą o nim jako o dziele sztuki, na co mam nadzieję, cóż, czyje to będzie dzieło sztuki? Jestem ogromnym fanem Paulo Freire, brazylijskiego pedagoga, który zrewolucjonizował pedagogikę. On naprawdę wierzył w to, że uczeń jest jednocześnie nauczycielem, a czytelnik jest również pisarzem. I te przemiany nauczyciela w ucznia i ucznia w nauczyciela są emancypujące, ponieważ są momentem wyzwolenia.

Dziękuję za tę rozmowę. 

 

Rozmawiała: Lidia Russell

 

Więcej:

http://www.nowandthere.org/publictrust/

Zdjęcia: Lidia Russell

Video:

http://www.msn.com/en-us/news/crime/public-trust-interactive-art-examines-power-of-promises/vp-AAiRtUl

 

14699508_10210988446374286_1885976127_o

 

Trust: in Public Art

What if we combine the promises found in everyday news (especially during this election season) with the private stories and promises of random people from three public spaces in Greater Boston, who were willing to participate in a free public art project – and have their promises displayed for all to see on a 16’ x 16’ marquee?

“Public Trust” is an interactive and collaborative project performed in Greater Boston this Summer, which ran for three weeks until mid-September. Authored by Paul Ramirez Jonas and produced by Now+There, this event explored the nature of public trust and the space in-between what’s public and private. The idea focused on a promise as a social contract as well as a specific act of speech… along with human contact, and the value of our words. During three weeks, over 1000 promises were given and in return each participant received a graphite rubbing with their signed promise. Each promise-giver was given the option of signing their promise either by: signature, fingerprint, or a drop of blood. They could make an oath in a way that agreed with their belief (for example: the Bible, Old Testament, Bhagavad-Gita, Jupiter Stone, money deposit or a ‘pinky promise’). It was their decision: if they would keep their promise.

As one of the thirteen artist-ambassadors in this project, I asked Paul Ramirez Jonas about his thoughts on the value of our words, the nature of public art, and intentions behind the project.

Lidia Russell: Your “Public Trust” project has enlightened many passersby. It’s a revealing combination of the public and private, where our words, thoughts and our action are a very different experience than taking a ‘selfie’ (which is also included) and where people are given a moment of reflection. The project has been accessible, even playful for some, and serious for others. How did you arrive at this idea, including design of the table and marquee, or the use of typesetting, along with all the many items, which people use to give value to their promise? Was it a complete idea that appeared in a flash, maybe an ongoing creative dream, or a slow process?

 

14699481_10210988448214332_2014418131_o

 

Paul Ramirez Jonas (who at this moment is performing as a “human time keeper” on the marquee): I will give you one minute answers! (he laughs) My first art professor told me something. I was like “my ideas, my ideas, my ideas” and she said “Paul… everyone can have good ideas!”. And she just turned around; that’s all she said. The idea is simple and comes really fast. The hard thing is, that turning an idea that is actually very simple and giving it a form where people can participate, in a way that the idea becomes visible again. Social contracts are like that. So the idea came very fast, “promises”, because I’ve worked with speech acts before, so I like things that we can make with words – promising, naming, insulting, you know, all these things that we do… But then the design of the table, the design of an interaction, that was slow, and sort of problem solving. The whole process took us about a year.

Did you have trial runs of this project with different groups of people?

PRJ: No. I had a residence in California which had an empty gallery space for the time of my residence, and we decided that we will use the gallery space. They have a big event that brings thousands of people on the first weekend of every month. I asked Kate the director and John from California if we could try it out, because I was afraid to try something at this scale without ever having tried it out. That was very helpful. Therefore, the score you studied to be a performer – that came from these trials. The next time an actor did it and he gave me more feedback. When objects on the table changed… micro adjustments were made. We realized that we needed benches, because people often come in groups. All these little details, like that it’s a hand made table, I don’t think that they matter at the conscious level, I don’t think that they affect people who participate, but I know that the opposite would affect them. Do you think that we could have done it with a folding table, or a sign board that we purchased on top of the table, and chairs that don’t match? I feel like we’re showing respect to the viewer even if they don’t notice.

It’s beautifully designed and very functional. 

PRJ: Yes, good service work is invisible.

Paul, in this project you’re asking us what’s the value of our words. What is your answer to that? I know that it’s better to have questions than answers, because with questions we are more active…

PRJ:  Yes, I actually wrote something that is a list of questions. I don’t know… working at this project I was really interested in a writing of Giorgio Agamben, an Italian philosopher. He wrote a book called “The Sacrament of Language”. He was interested in a sacred part of language. The book is full of amazing things. He says “Everything that God says is true, but not everything that we say is true, so we often have to back up our words with an oath to God.” And he just goes through different ideas, an archeology of an oath. For instance, how the Spartans made oaths – they were saying that it’s ridiculous to make oaths and you should never make oaths. Making oaths makes one only an oath breaker, because everyone breaks their oath, and so you basically are setting people up to lie. We never keep oaths. So I was reading a lot about these traditions. His premise is that language has the capacity to hold promises and that that is degrading. He says that society will disintegrate if we can’t trust what we say to each other. So it’s really interesting that he doesn’t see it in the political system that we have, but he’s just seeing it in how we use language. And the piece makes it very deliberate by juxtaposing it to the news, and to what politicians are saying, you can see that tension, especially today.

 

14689856_10210988446334285_1995509369_o

 

It’s almost like irony.

PRJ:  You know, what my assistant, Nate, said the other day? “Isn’t it amazing that people get so angry, asking how dare we put all these promises on the board, when they are only 24 hours old?” A promise that is one-day old is already some kind of criticism of a person!

True, you are showing something which everyone knows, but to conceptualize it in this way, when looking at the marquee, is shocking. Regarding participation: I observed that for some people it’s much more than a meeting with public art. Sometimes it looks like making friends, talking to a psychologist or even to a confessor. I can’t forget one man who came by again, and said that he was thinking the whole night about what he wanted to promise. He shared with me a promise, which was “I want to be kinder to my family” and asked what time we were leaving that day, because he needed to go back to work and wanted to return. He introduced himself, we shook hands, and he went to work: promising that he would return to make his promise which was so important to him, that he had to share it with someone right now. I don’t know if he made it, but the interaction was unforgettable. Something happens to people here. 

PRJ:  Yes, and I don’t know to how many people, and I do not know how to measure what happens to people who walk by and don’t participate. It’s also interesting that probably a lot of people will display the rubbing at home and they will keep looking at their promise, but the other promises will just get older and older and older. Then it becomes like a traditional art work that’s on the wall and has an effect on you slowly over years. This project may also be described as “we make drawings with the public and we give away free drawings”. That’s another aspect of it.

Would you say that your project awakens conscience in people rather than makes them think of empty promises of politicians and mistakes of meteorologists? 

PRJ:  I’m usually more interested in the societal than the personal so almost all my art projects are… public. And I do not know if it’s going to work, it’s what I’m trying to aim at… because I feel that public spheres are not working very well. I’m trying to understand what art can do. I’m very interested in issues of scale, why something works on a small scale not at a big scale. What are we, how are we coming together – that interests me. Art has always played this role, because it’s been public in this way.

I find something almost ancient about this project. I mean, it’s very modern, but at the same time it echoes ancient rituals, where we have people witnessing the promise. The whole community assists the ritual and the strength of the community and a service of a shaman, priest or other master of ceremony make things happen for the person. The promise is stronger, more real, and possible to be fulfilled, because of energy of all the people that are involved in the act of promising. And some people really take it as a ritual; they wait for the holy water from Ganges river “making it real”. 

PRJ:  It’s funny that you said it, because it may look like I was thinking about it, but it’s in reverse – I made this work and the work has thought me, made me to think about it. Recently I look more and more into art that comes before modernity. We’ve been in this enterprise since the beginning of modernity, where all is about individualism. Each time it’s more extreme: more individual rights, more individual freedom, and it’s reflected in art. If you go before that, art is very communal and integrated into buildings. It’s also the sculpture, but this is a well for the village, so it’s like “it’s your public water and it’s a sculpture”. You go to the church and you pray to the art.

Art as a form of service?

PRJ: It served a social function.

At the beginning of art, I would call it even sacred function.

PRJ:  Right, at Hunter College I gave a lecture about Sumerian cities. These were the first cities that humans made. And as soon as you make a city, you make a public space… and how immediately this public space fills with art. You see how city, public space and art are interrelated from the beginning. That separation of art from our daily life is fairly recent. It was a long time coming, because I was trained as an artist into this individualistic tradition.

English is not my first language, but I love language and I had this tremendous moment in my studio a few years ago. I was looking at the dictionary and thinking of things like “public” and in Spanish you just turn it into a verb. In English you make “publish”. I looked at the work “public” and the dictionary listed all the compound words to it and I wrote them all down. They were like: “public trust”, “public enemy number one”, “public school”, “public library”… “public” all of them. I printed them big, put them up and thought “each of these could be an art work in some way.” I amused myself with that: “How am I going to make a piece about public enemy number one”, you know? (laughs)

 

14689268_10210988447934325_550426089_o

 

Are you sure you want to sell this idea in an interview? Well, mainly Polish people will read it…

PRJ:  Oh, yes, we didn’t have a chance to speak about one of my favorite public art monuments – the trumpet player in Cracow.

I’ve never thought of it as public art. While growing up, I heard him every day (radio broadcast at 12 noon). The tradition is still alive in Poland.

PRJ:  I know. It’s the beauty of making a monument that’s incomplete, so in a way the viewer has to complete it. It’s kind of participatory, because the absent part of a melody is like “you have to fill it in”.

Or you have to think of what happened. Going back to your project – I would almost call it a “Public Hope” because seeing all these public promises feels so uplifting. All these aspirations that people share. One may feel like “humanity is in good condition”. 

PRJ: (laughs) Or the opposite!

It makes me want to be a better human being, and I completely forgot about the fact that so many of these promises are never fulfilled. That’s the nature of the promise or the nature of being human. So there is a tension in your project between potential and irony.

PRJ:  Ha! I have something to say about that and I’m going to go on a limb. There is something about Eastern Europe – and I feel like we have an affinity between Latin Americans and Eastern Europeans, because there is something there that I do not know if it’s understood in America – the idea “of course it’s full of hope, but I’m full of despair and I think that the world is going to hell”, but on an individual level it says “all human beings are wonderful”. Contradiction between hope and despair is very Latin. People love to dance and go to parties and you would think that songs are very happy because they dance, but some of these songs are extremely sad, but we put it to dance music. Political music is dance music. It’s hopeful and depressing at the same time.

 

14699645_10210988446134280_963494718_o

 

Every promise somehow reveals a person’s difficulty. So speaking about our difficulty in a positive way, in a form of “I will”, awakening our will may help overcome this difficulty. No matter if the person will keep the promise, but thinking and doing something in this direction… it’s hopeful. The person may fail, but the person was trying. And it’s the beginning of the try, here. 

PRJ:  Right. And I like to think of it in many different ways: there’s the candy, selfie, then there is that experience, that little moment, then a drawing. When people see it later they realize it’s their signature. So if they think about this as an art work, which I’m hoping they do, well, whose artwork is it? I’m big fan of Paulo Freire, Brazilian pedagogist, who really revolutionized pedagogy. He believed that the student is also the teacher, the reader is also the writer. And these transformations from teacher to student and student to teacher are emancipatory because it’s a moment of liberation.

Thank you for this interview.

 

Photos: Lidia Russell 

 

More:

http://www.nowandthere.org/publictrust/

Video:

http://www.msn.com/en-us/news/crime/public-trust-interactive-art-examines-power-of-promises/vp-AAiRtUl

Poprzedni artykułKlub Młodych Literatów: „Niespodziewana wiadomość” Julia Marut
Następny artykuł„Jestem otwarty na wszystkie inicjatywy wychowawcze i twórcze”

1 KOMENTARZ

Skomentuj John Spiak Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj