Rozmowa z Mariuszem Rzepką, tatą prawie 2-letniej Lilki, który nagrywa swoje czytanie wierszy (również naszej redakcyjnej koleżanki Elizy-Sarnackiej-Mahoney), bajek i opowiadań, a potem zamieszcza je na portalu www.tatamariusz.pl. Nagrania uatrakcyjniają kolorowe i zabawne ilustracje, wykonane przez ilustratorki Basię, Karinę, Magdę i Michalinę. Każdy czytelnik może skorzystać z tych nagrań, by rozwijać umiejętności językowe u swoich pociech.
Pan Mariusz z rodziną mieszka w Żarkach, niewielkiej miejscowości w województwie śląskim.
„Żarki położone są w cudownej Jurze Krakowsko-Częstochowskiej” – wyznaje pan Mariusz. „W niedalekim sąsiedztwie mamy wiele warowni i zamków. Między innymi, znany z Bitwy pod Sodden w Netflix-owym „Wiedźminie”, czy z „Zemsty” Andrzeja Wajdy – Zamek w Ogrodzieńcu” – dodaje.
Tata Mariusz studiował inżynierię środowiska.
Jak narodził się pomysł na pana czytanie i nagrywanie?
Najpierw narodziła się Lilka, nasza córka. A potem samo wyszło i jakoś poszło. Zaczynaliśmy od klasyki wierszyków dla dzieci. Bardziej, żeby zainteresować ją rytmem i interpretacją. To nigdy nie było tylko czytanie, ale cały teatrzyk. A gdy tylko Lila zaczęła oglądać książki, a nie tylko sprawdzać ich smak – poszło lawinowo. Na początku były to pozycje dla maluchów – książeczki kontrastowe, dźwiękonaśladowcze, później o zwierzętach, o literkach, itd. Dzisiaj czytamy już opowiadania dłuższe, kilkustronicowe i opisujemy sobie co widzimy na obrazkach. A często jest tak, że córa sama opowiada, bo czytać jeszcze nie potrafi, jakiś fragment książki lub opowiadania i poprawia żonę i mnie, gdy się pomylimy np. w imieniu bohatera lub opisywanego przedmiotu. I tutaj dochodzimy do dzisiaj, do teraz, a samo nagrywanie pojawiło się prawie rok temu. Połączyłem czytanie dla Lilki, ze sprzętem, który kurzył się w domu, i tak powstał projekt Czyta: #TataMariusz i stopniowo się rozwijał.
Jak pan zdobywa najnowsze wiersze do czytania?
Na początku myślałem, że podając dane autora można czytać wszystko, ale nie. Nie można. A teraz nawet nie chcę, w końcu to czyjaś własność. Wiersze, ale nie tylko, zdobywam przez kontakt. Zazwyczaj kontaktuję się bezpośrednio z autorami poprzez Facebooka, mailem lub wprost telefonicznie, choć tutaj zdecydowanie częściej zdarza mi się rozmawiać z wydawnictwami, niż z samymi autorami. Głównie z uwagi na czas, każdy ma swoje sprawy i swoje zabieganie, do maila można zawsze wrócić, z telefonem trzeba jednak wstrzelić się w odpowiedni moment. Czasem są to polecenia innych autorów, z którymi już współpracuję. Podobnie rzecz ma się w przypadku ilustratorek: Basi, Kariny, Magdy i Michaliny. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że każda z dziewczyn ma wolną rękę co do interpretacji wiersza. Bazują też na samej treści, bez nagrania. Na początku chciałem, żeby kolory były zbliżone do tych, w których utrzymana jest strona, ale to bardzo zawężało możliwości, choć nadal widzę, że pamiętają o naszych pierwszych rozmowach, co jest bardzo miłe.
Czy pan też pisze wiersze albo opowiadania?
Kiedyś pisałem regularnie, choć pod pseudonimem, miałem swojego bloga przez kilka lat, ale nie były to teksty związane z dziećmi i do nich kierowane. Optyka jednak się zmieniła wraz z pojawieniem się Lilki. Nie zmieniłem nagle frontu i nie zacząłem pisać dla dzieci. To niesamowicie trudne zadanie i choć chciałbym to nie potrafię, ale nieco łatwiej przychodzi mi „klecenie” nazwijmy to „optymistycznych treści”.
Jak Lilka odbiera pana czytanie?
Lilka jest książkoholikiem. Samo czytanie, czy moje, czy Madzi – żony, jest już standardem w domu, przywykła i odbiera jako część dnia, zabawy. Zresztą sama mówi, którą chce książkę i kto ma ją przeczytać. Nagrania puszczamy jej rzadko, staram się być przy niej i czytać, ale mam świadomość, że często jest to niemożliwe lub zwyczajnie ktoś nie lubi czytać na głos. I tutaj wkraczam ja #TataMariusz, czyli Mariusz Rzepka.
Czy pan czyta dzieciom w bibliotekach?
Przede wszystkim nagrywam i czytam w świecie wirtualnym. Nigdy nie starałem się wyjść z tym poza ten obszar, ale też nie miałem takich propozycji. Nie jestem autorem, ilustratorem, więc takie spotkanie nie wydaje mi się na tyle atrakcyjne z punktu widzenia najmłodszych. Bo przecież kim ja jestem? Tatą, jak każdy inny, tylko przełamałem jedną barierę więcej. Chciałbym tutaj dodać prośbę do czytelników:
Jeśli czytasz tę rozmowę i piszesz dla dzieci – daj znać! Może uda nam się nawiązać współpracę i dołączysz do innych autorów na mojej stronie. Pamiętaj, że autor otrzymuje nagranie jako pierwszy, więc jeśli pojawią się sugestie, czy uwagi – zawsze będzie czas na szlify.
Powodzenia w rozwijaniu pana projektu. Dziękuję za rozmowę.
.
Danuta Świątek
Zdjęcie: archiwum Mariusza Rzepki