Szwecja to tzw kraj ”logom” (w sam raz, pośrodku), gdzie nie trzeba skończyc studiów, pisać doktoratów, aby być szczęśliwym, spełnionym człowiekiem i zarabiać godziwe pieniądze pracując np. jako dekarz. Szwedzi wychodzą ze słusznego według mnie założenia, że nie wszyscy muszą mieć wyższe wykształcenie.
Bo ileż potrzeba dyrektorów, kierowników, ludzi na wyższych stanowiskach? Przecież ktoś również musi pracować przy kasie, ktoś musi sprzątać, ktoś musi obsługiwać traktor, koparkę etc. Polska produkuje niesmowitą ilość magistrów, niejednokrotnie sfrustrowanych obywateli, którzy, zdarza się, że pomimo kilku lat na uniwersytecie pracują jako kasjerki, kierowcy czy budowlańcy.
Bardzo mały procent młodych Szwedów po skończonej szkole średniej kieruje swoje kroki na uczelnię wyższą. Duża część popracuje kilka lat, ”sprawdzi” się na różnych płaszczyznach życia zawodowego, aby po kilku latach z praktycznym bagażem, wybrać właściwy kierunek studiów. Nie trzeba wówczas żyć na ”łasce” swoich rodziców lub pracować po nocach. Państwo pożycza pieniądze na bardzo dogodnych warunkach na czas nauki. Spłatę kredytu zaczyna się mniej więcej po 6-ciu miesiącach po podjęciu pracy.
Szkoła szwedzka nie zmusza i nie narzuca. Uczy szukania własnych dróg, uczy szukania informacji.
Dla tych, którzy chcą się uczyć stwarza odpowiednie warunki (np. daje komputer – nie jest on dla wszystkich). Do tego największy nacisk kładzie się na praktykę. Już 11-12-latki idą na praktyki, do wybranych przez siebie zakładów pracy, aby zobaczyć na własne oczy, co to znaczy pracować
w wybranym zawodzie. Zdarza się, że dzieci wybierają miejsca pracy swoich rodziców.
Wszyscy potrafią tu pisać, liczyć, obsługiwać komputer i mówić po angielsku, bez dodatkowych korepetycji grubo opłacanych przez rodziców. Moi rodzice wysyłali mnie na korepetycje lecz mimo to, mój poziom angielskiego niestety nie należy do najwyższych. Moja teściowa natomiast nie zapłaciła ani korony za korepetycje mojego męża (który jest Szwedem), a pomimo tego mówi on płynnie nie tylko po angielsku, lecz również po niemiecku i polsku.
I jeszcze jedna ciekawa rzecz. Prac magisterskich na studiach nie pisze się do szuflady. Moja magisterka kurzy się gdzieś w bibliotece Uniwersytetu Szczecińskiego i wątpię, czy ktoś kiedykolwiek ją otworzy. Praca licencjacka mojego męża przyczyniła się do zbudowania drogi rowerowej pomiędzy dwoma miastami w naszym landzie. Również moja przyjaciółka pisząc swoją pracę, prowadziła terapię grupową dla ludzi z problemami, pomagając im np. znaleźć nową pracę, mieszkanie, zdobycie nowych uprawnień zawodowych etc. Nic się nie zmarnowało.
Temat szkolnictwa szwedzkiego jest dość gorącym tematem pośród tutejszej Polonii. Szkoła szwedzka nie zmusza dzieci do nauki, nie zadaje zadań domowych, przez wiele początkowych klas nie stosuje ocen, nie stresuje. Wydaje się, że polskim rodzicom brak jest tego ”bata” w postaci ocen, nagan
i wezwań do szkoły. Zamiast zachęcać i pokazywać dobre wzorce, mówić o korzyściach płynących
z dobrego wykształcenia, często za porażki swoich dzieci polonijni rodzice obarczają szwedzki system nauczania. Akurat do nich nie należę, i dlatego, gdy głośno wyrażam swój odmienny od innych polonijnych rodziców pogląd, nie zawsze jest on akceptowany (jedna z polskich blogowiczek w Szwecji obraziła się na mnie po moim komentarzu broniącym szwedzką szkołę).
Polskie dzieci, które rozpoczęły naukę w szkole w Polsce, i nagle ”wpadają” w szwedzki system nauczania, doznają sporego szoku. Nie zmuszane do nauki, często przestają się uczyć. Dopiero po kilku latach zaczynają rozumieć swój błąd. Jest wówczas możliwość uczęszczania do szkoły dla dorosłych (która jest dostępna dla każdego), gdzie można podwyższyć swoje kwalifikacje z wybranych przedmiotów,
a tym samym mieć możliwość dostania się na wymarzoną uczelnię.
Znajomy Tommy od razu po szkole średniej wybrał uniwersytet, gdyż od 16-go roku życia pracował w weekendy i wieczory w pobliskiej mleczarni. Wiedział, czym jest ciężka, fizyczna praca i nie chciał mieć takiej w przyszłości. Był to dobry sposób na mobilizację młodego człowieka do nabywania wiedzy.
Mój sąsiad zaś, którego córka kilkanaście dni temu skończyła szkołę średnią, już kilka lat temu zapowiedział, że za każdą ”6” na świadectwie ukończenia szkoły dostanie 1000 koron (okolo 400zł)
i chyba sam się nie spodziewał rezultatu. Jest teraz biedniejszy o 17000 koron, a córka dostała się bez problemu na prestiżowy kierunek pielegniarski na uniwersytecie. Zapewne niejednego to zbulwersuje, ale mi bardzo się ten pomysł spodobał. Wszyscy koledzy Marie (wspomnianej córki sąsiada), podjęli prace wakacyjne, a ona rozkoszuje się wakacjami i zbiera siły przed rozpoczęciem roku akademickiego.
Magdalena Karlsson, Szwecja