Co prawda, szczęśliwi czasu nie liczą, ale jeśli – będąc w Toruniu –będziecie chcieli dowiedzieć się, która godzina, wystarczy, że rozejrzycie się wokół, a na pewno znajdziecie jakiś zegar. Jeśli jesteście na Rynku Staromiejskim, wystarczy zadrzeć głowę do góry i spojrzeć na wieżę Ratusza Staromiejskiego, która dawnym torunianom wskazywała nie tylko godzinę, ale i datę. Jak to możliwe? Trzeba sięgnąć do toruńskiej legendy.
Po zakończonej wojnie trzynastoletniej Toruń wrócił wreszcie po długich latach poddaństwa Zakonowi Krzyżackiemu pod panowanie Królestwa Polskiego. Dla miasta nadszedł złoty okres, który wiązał się z nowymi inwestycjami burmistrza Torunia Henryka Strobanda, który wraz z Radą Miejską podjął decyzję o rozbudowaniu jednego z najważniejszych w mieście budynków – wzniesionego w XIV w. gotyckiego Ratusza Staromiejskiego. Mieściły się tam: kupieckie kramy, skarbiec, archiwum i więzienie, tam też organizowane były wszystkie ważne uroczystości miejskie.
Rozbudowy tak ważnego obiektu nie można było zlecić byle komu. Dlatego też do Torunia sprowadzony został wybitny architekt niderlandzki, jeden z twórców gdańskiego renesansu, pierwszy budowniczy Gdańska – Antoni von Obberghen. Postawiono mu jednak jeden warunek: toruński ratusz musi się stać budowlą jedyną w swoim rodzaju i absolutnie nie do powtórzenia. Architekt namyślał się trochę, wreszcie wpadł na pomysł, aby tak przebudować budynek, aby stał się on… kalendarzem.
W ten oto sposób powstała wieża symbolizująca rok, cztery narożne wieżyczki odpowiadające czterem porom roku, 12 sal niczym 12 miesięcy i 52 pomieszczenia mniejsze, liczące tyle, co tygodnie w roku. Mało tego, ratusz posiadał 365 okien, czyli tyle, ile dni ma rok. Nasz bystry architekt nie zapomniał również, że co cztery lata rok liczy 366 dni, dlatego raz na cztery lata w starych murach miały być wykuwane otwory, aby nie zabrakło dnia 29 lutego. Kiedy rok się kończył, otwór musiał zostać zamurowany na kolejne cztery lata. Dzisiaj, po wielu przebudowach, trudno mówić o tym samym kalendarzu, który zaprojektował niderlandzki artysta. Na pewno zachowała się wieża i cztery narożne wieżyczki. A co z liczbą okien i pomieszczeń? Policzcie sami! Nie musicie się za to martwić o godzinę. Wieża ratuszowa bezbłędnie wskaże Wam godzinę, bo wskazuje ją niezmiennie od pierwszej połowy XV w. Co prawda, nie zadzwoni jak wtedy, kiedy zegar wieżowy i bicie dzwonów zegarowych wyznaczały życie w średniowiecznym mieście (początek i koniec dnia pracy, czas trwania targu czy ostrzeżenie przed nieprzyjacielem), ale nie ma obawy, ustawiając swój zegarek zgodnie z tym ratuszowym, nie spóźnicie się na żadne spotkanie.
W kwestii godziny możecie też polegać na „Palcu Bożym”. Spokojnie, to tylko tak groźnie brzmi. Nazwa ta (łac. Digitus Dei) pochodzi od znajdującej się na zegarowej tarczy tylko jednej, godzinowej wskazówki, która zakończona jest dłonią z palcem wskazującym na godzinę. Należy do najstarszego, pochodzącego najprawdopodobniej z 1433 r. zegara toruńskiego na wieży, czyli zegara ozdabiające go południową stronę katedry śś. Janów. Zwany jest on także zegarem flisaczym, a to dlatego, że – dzięki „Palcowi Bożemu” – zegar był widoczny po drugiej stronie Wisły. Nieprzypadkowo. Ułatwiał w ten sposób pracę flisakom i regulował życie na rzece. Polegali na nim także przyjezdni flisacy. Zegar ten to druga – po gdańskim Kościele Mariackim i krakowskim ratuszu – największa historyczna tarcza zegarowa w Polsce (prawie 5 m średnicy, 300 kg wagi). A że nikt z flisaków nie miał czasu na licznie minut, wskazówka do tej pory pokazuje jedynie godzinę.
Na pewno nie skorzystacie za to ze słynnego XV-wiecznego astronomicznego zegara torunianina Hansa Düringera. Przede wszystkim dlatego, że niezwykły zegar powstał nie dla toruńskiego, ale gdańskiego Kościoła Mariackiego. Było to dzieło życia torunianina, które miało trzypiętrową konstrukcję, 13 m wysokości i pokazywało oprócz godzin także dni, tygodnie, jak również daty świąt ruchomych i fazy księżyca. W południe z kolei w górnej jego części pokazywał się mechaniczny korowód postaci z Adamem i Ewą, apostołami, Trzema Królami i Śmiercią. Z budową tego zegara wiąże się pewna historia. Düringer– który poświęcił na budowę zegara sześć lat swojego życia – jako że wymagało to ciężkiej i skomplikowanej pracy, jak również doskonałej znajomości matematyki, astronomii i praw mechaniki – oczarował nim ówczesną gdańską Radę Miejską. Ta, niestety, nie okazała mu jednak wdzięczności, wręcz przeciwnie – kazała oślepić genialnego konstruktora, aby nigdy więcej nie powtórzył tak wybitnego dzieła. Ponoć zrozpaczony Düringer miał w akcie zemsty uszkodzić mechanizm, po czym popełnić samobójstwo, rzucając się z wieży zegarowej. Legenda mówi, od tego czasu zegar jest przeklęty. I coś w tym jest, bo od tamtej pory nie dało się go w żaden sposób naprawić. Pod koniec II wojny światowej zegar został rozebrany i – na szczęście – uniknął zniszczenia. Dopiero w latach 80. ubiegłego wieku z rozebranego zegara udało się odzyskać część elementów, dzięki którym udało się go odtworzyć.
Jeśli ktoś jednak woli posługiwać się zegarem słonecznym, też znajdzie w Toruniu takowy. Można posłużyć się tym na kamienicy przy ul. Łaziennej 2 (zegar na fasadzie od strony Bulwaru Filadelfijskiego) albo na fasadzie jednej z kamienic przy ul. św. Katarzyny. Odwiedzając aulę Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, można z kolei zerknąć na zegar na fasadzie od strony ul. Gagarina. Nie odczytacie za to godziny z zegara słonecznego na południowej elewacji Kościoła Świętojańskiego; dziś o jego istnieniu przypomina jedynie niewyraźny płat tynku, choć jeszcze do niedawno widać było jeszcze tam rzucającą cień wskazówkę. Co ciekawe, tradycja przypisywała autorstwo tego zegara samemu Mikołajowi Kopernikowi…
Spacerując po Toruniu, nie obawiajcie się, że nie będziecie mieli jak sprawdzić, który dziś dzień albo która godzina, ale uwaga: zwiedzając gród Kopernika, możecie stracić poczucie czasu, czego Wam, oczywiście, życzę.
Karina Bonowicz
Co ma piernik do Torunia, czyli subiektywny przewodnik po mieście
(nie tylko) Kopernika dla (nie tylko) nowojorczyka
Poprzednie odcinki:
P jak PIERNIKI, czyli co ma pieprz do piernika, piernik do Katarzyny, a Katarzyna do „katarzynek”
O jak OLBRACHT (Jan I Olbracht), czyli w której ścianie bije serce króla, co lubił wino, kobiety i Toruń tak bardzo, że został w nim na zawsze
N jak NIEWIASTY, czyli która torunianka pozowała Witkacemu, a która została jedyną kobietą desantowaną do okupowanej Polski, bo… nie było więcej miejsca w samolocie
M jak MASONI, czyli o tym, czy toruńscy wolnomularze nie zostawili przypadkiem na kamienicy przy ul. Piernikarskiej cyrkla i kielni i czy papież wiedział, że odpoczywa „Pod Pszczelim Ulem”
Ł jak ŁABĘDŹ ZE SŁOMY, czyli o słomianym bynajmniej nie zapale, ale pomniku „na miarę naszych możliwości”, co postawiony latem nie doczekał zimy
L jak LEKARZ, czyli o tym jak Kopernik przy pomocy chleba z masłem w doktora House’a się zamienił i położył kres epidemii
K jak KRZYŻACY, czyli co wspólnego mają torunianin i pająk krzyżak, gdzie podział się zamek na drzewie i dlaczego Toruń pozazdrościł Pizie i ma własną Krzywą Wieżę
J jak JADOWSKA (Aneta), czyli dlaczego Toruń jest najbardziej fantastycznym miejscem w Polsce
G jak GOSPODY, czyli kto jadał „Pod Modrym Fartuchem”, kto popijał „Pod Turkiem” i dlaczego Napoleon przekąszał pod… „Grzybkiem”
F jak FLISAK na Rynku Staromiejskim, czyli kto stoi za plagą żab-melomanów i czego się nie robi dla kobiecej… ręki
E jak EGZOTYKA, czyli jak to „urodzony pod gwiazdą przygody” (ale najpierw w Toruniu) Tony Halik przywiózł pieprz i wanilię do kamienicy przy Franciszkańskiej
D jak DUCHY w DWORZE ARTUSA, czyli kto w Toruniu organizował seanse spirytystyczne, a kto hipnotyzował torunian na długo przed Kaszpirowskim
C jak COPERNIKUS (a może jednak Kopernikus?), czyli czy Kopernik był(a) Polakiem?
A JAK ANIOŁY, CZYLI JAK TO SIĘ STAŁO, ŻE TORUŃ STAŁ SIĘ POLSKIM LOS ANGELES