chopin

 

Nie jest dzisiaj łatwo być Polakiem. A może w ogóle nie jest łatwo być obywatelem. Gdzie się nie obejrzymy tam państwa i państwowości drżą w posadach, zaufanie do kluczowych instytucji publicznych, w tym demokratycznie wybieranych polityków, paruje jak woda z gotującego się czajnika, a wizje czekających nas w przyszłości (i to tej bliższej, nie dalszej) wojen i rewolucji stają się wytworem nie chorej i pesymistycznej, lecz powszechnej wyobraźni. Żyjemy w czasach, gdy doniesienia o kolejnych makabrycznych zbrodniach popełnianych na tle nienawiści religijnej i politycznej to już prawie codzienność. Tegoroczny lipiec przeszedł do historii jako „bomba newsowa” – takie określenie nadali mu komentatorzy CNN. Po raz pierwszy w najnowszej historii, nie ma w tym określeniu żadnej przenośni.

Po raz drugi w tym roku organizujemy Polonijny Dzień Dwujęzyczności. Choć święto dopiero w październiku, przygotowania do niego ruszyły już wiosną, a moje koleżanki koordynatorki zwierzały się, że do wakacji każda miała już niemal gotowy konspekt wydarzeń planowanych na ten dzień w swojej placówce. Ja też miałam, zaś wakacyjny wyjazd do Polski sprawił, że refleksje na temat celu i sensu i tego święta stały się jeszcze bardziej intensywne.

Przyznam się szczerze – jechałam w tym roku do Polski z mieszanymi uczuciami. Odległość zakrzywia odbicie w lustrze, tymczasem informacje docierające do nas z ekranów i głośników, w przeciwieństwie do tych pochodzących z własnej obserwacji i uczestnictwa w wydarzeniach, zawsze są tylko tym: odbiciem w lustrze. Odbicie pokazywało mi coraz to nowe i coraz to dziwaczniejsze twarze mojej starej ojczyzny. Wykrzywione, pełne złości, poodwracane od siebie, nadęte. Twarze, które pluły jedna na drugą tylko dlatego, że stały po przeciwnych stronach ulicy, osiedla, kościoła, mównicy w sali na Wiejskiej. Dlatego, że czytały inne książki, oglądały inne programy w telewizji, a nawet lubiły inne kolory. Twarze ludzi skandujących pod rozmaitego rodzaju „pręgierzami” – bądź to w ramach rzeczywistych manifestacji, bądź medialnych forów z komentarzami – pod którymi czyniły sądy nad swoimi coraz to nowymi wrogami i proklamowały coraz to nowe podziały w dotąd pokojowo współistniejących szeregach społecznych. Metaforyczne palenie na stosach zdało się wrócić do łask jako główne narzędzie prostowania umysłów na jedyną słuszną drogę myślenia…

Siedząc w samolocie do Londynu zamiast zająć się, jak większość ludzi wokół, spokojną konsumpcją rozrywki oferowanej na ekranie, zastanawiałam się, jak, wobec tego wszystkiego co powyżej, uda mi się TO WSZYSTKO ogarnąć? Jednym z celów Polonijnego Dnia Dwujęzyczności jest kształtowanie w naszych dzieciach pozytywnego, entuzjastycznego stosunku do Polski, by, gdy już dorosną, posługując się biegle językiem polskim, czuły się ambasadorami Polski z własnej woli. By były z niej dumne. By, wykorzystując swoją dwujęzyczność i dwukulturowość, chciały i umiały cieszyć się swoim polskim dziedzictwem. Póki jakiś geniusz nie wymyśli innych sposobów na dwujęzyczne wychowanie, to najważniejszym odnośnikiem dla dziecka w kwestii wypracowywania przez nie własnego obrazu kraju przodków pozostaje postawa rodzica-emigranta. Moje dzieci muszą więc taką postawę bezwarunkowo widzieć u mnie. Od zawsze, gdy przyjeżdżamy do Polski z rozmysłem staram się więc pokazać im to, co w Polsce najlepsze, najpiękniejsze, wyjątkowe, manifestując jednocześnie moje własne, pozytywne zaangażowanie w sprawy ojczyzny. Czy jednak w tym roku się uda, myślałam z goryczą? Znajomi z kraju od miesięcy karmili mnie doniesieniami, jak to różnice ideologiczne potrafią dziś skłócić nawet członków najbliższej rodziny, niszczyć tak „nietykalne” uroczystości na polskim landszafcie obyczajowym jak śluby i pierwsze komunie.

Co za szczęście, że życie najczęściej samo podsuwa rozwiązania najtrudniejszych testów. Jak dobrze, że wystarczyło tylko trzymać się jak najdalej od telewizorów i prasy, i czynić to, co najprostsze: słuchać ludzi i być z nimi. Już po pierwszych kilku dniach pobytu w ojczyźnie przekonałam się (uspokoiłam?), że nawet w dzisiejszym męczącym, zagmatwanym, spolaryzowanym świecie można być człowiekiem i to trudne wciąż nie jest. Większość – zdecydowana większość z nas, suponuję przy tym, że na każdej szerokości geograficznej, przede wszystkim chce być ludźmi. Najpierw ludźmi, dopiero potem obywatelami, wyborcami, zwolennikami tej czy innej partii.

Jaka więc jest ta Polska? Jak o niej mówić i co o niej mówić, zwłaszcza naszym polonijnym dzieciom, by było mądrze i pozytywnie, ale też i uczciwie? Zadawałam sobie to pytanie także dlatego, że tegorocznym obchodom Dnia Dwujęzyczności w Denver towarzyszy konkurs artystyczny pt. „Polska w moich oczach”. Nie mogę, jako organizatorka, brać w nim udziału, ale chciałabym wiedzieć, jak najprawdopodobniej wyglądałaby moja praca, gdybym taką stworzyła.

Odpowiedź przyszła do mnie podczas koncertu Chopinowskiego w warszawskich Łazienkach i chyba nawet udało mi się zrobić zdjęcie, które ją nie najgorzej ilustruje (dzielę się z Państwem tym zdjęciem). Gdyby rzeźba Chopina ożyła, a przez głowę kompozytora przepływały myśli, to sądząc po wyrazie jego twarzy, myślałby chyba właśnie tak: Polska to coś znacznie większego i trwalszego niż doraźne awantury urzędujących polityków. To spoiwo z historii, kultury, pamięci o tym, co było, marzeń o tym, co być może, a przede wszystkim woli zachowania polskiej duszy i tożsamości. Dziękuję, że jesteście to teraz ze mną i dziękuję, że jesteście tu razem – Wasz Chopin.

 

Eliza Sarnacka-Mahoney

Poprzedni artykuł„Droga do Chrztu Polski – śladami historii. Powrót do przeszłości – Back in Time” – scenariusz historycznego happeningu dla uczniów polonijnych szkół
Następny artykułDiabeł tkwi w szczegółach, czyli posłuchaj w Mahwah o budowie mostu Kościuszki
Eliza Sarnacka-Mahoney
Dziennikarka i pisarka, przeważnie mieszka w Kolorado, chyba że podróżuje. Współpracuje z mediami w Polsce oraz z Nowym Dziennikiem, autorka powieści, zbiorów ciekawostek i książek publicystycznych o Ameryce. Mama Natalii i Wiktorii, które każdego dnia utwierdzają ją w przekonaniu, że to, co niemożliwe jest jak najbardziej możliwe, trzeba tylko szczerze chcieć. Na portalu autorka rubryki “Przystanek Babel”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj