Zgodnie z obietnicą dziś kilka praktycznych – do wykorzystania natychmiast! – rad, jak wesprzeć dziecko
w nauce polskiego poprzez tworzenie „polskich przestrzeni”.

1. Rachunek sumienia

Jest pierwszy na liście, bo, jeśli jeszcze nie wiemy, to dzięki niemu powinniśmy poznać odpowiedzi na dwa naprawdę ważne pytania.

Dlaczego chcę, by moje dziecko mówiło po polsku?

oraz

Czy jestem przygotowany/-a na to, że najważniejsze w tym procesie jest moja (rodzicielska) determinacja
i konsekwencja w działaniu?

Uczciwie przeprowadzony rachunek sumienia przypomni nam obiegową prawdę, że dzieci, choć nasze, nie mają obowiązku być naszą kopią. Jeżeli w ramach motywacji dziecka do nauki używamy argumentów w stylu: „Będziesz mówił po polsku, bo ja mówię!”, „Będziesz mówił po polsku, bo ja ci tak każę” czy „Będziesz mówił po polsku, bo Jasiek i Zuźka od Kowalików mówią, a my nie gorsi!”, rachunek sumienia pomoże nam dostrzec absurd takiej sytuacji.

Dzieci – niechybnie dlatego, że mają więcej synaps mózgowych niż my dorośli (konkretnie: 2 latek ma ich o 50% więcej niż jego rodzice) – świetnie wyczuwają co z tego, co im przekazujemy, ma dla nas samych istotne znaczenie, a co jest tylko pustosłowiem. W co my, dorosłe jednostki, non stop przez nasze dzieci obserwowane
i oceniane, jesteśmy szczerze zaangażowani, bo ma to związek z naszą tożsamością i światopoglądem, a co jest tylko wziętym z sufitu (z rozmowy ze znajomymi/z poradnika dla rodziców/z telewizji/skądkolwiek) widzimisię zarzucanym na głowę dziecka niczym przychodząca znikąd sieć.

Wreszcie – rachunek sumienia potrzebny jest po to, byśmy określili nasz własny stosunek do języka polskiego
i Polski. Nie łudźmy się, dziecko nie będzie sumiennie i z zapałem uczyło się niczego, do czego jego rodzice nie żywią zainteresowania, a zwłaszcza szacunku (specyficzny przypadek, jakim jest „ogólnoświatowy nastolatek” rozmyślnie przyjmujący lub przynajmniej deklarujący postawy i zainteresowania przeciwne do rodziców, zostawiamy na razie w spokoju i na inną okazję).

Podsumowując: zanim utopimy w nauce polskiego pieniądze i czas zastanówmy się jak widzimy miejsce polskiego w życiu naszego dziecka oraz, czy sami wystarczająco szanujemy język polski i zakodowaną w nim inherentnie kulturę oraz tradycję.

Konsekwencja w nauczaniu polskiego (i każdego innego języka) jest warunkiem, nośnikiem i najważniejszym fundamentem, bez którego nie dojdziemy do wyników. Przez tę konsekwencję rozumiemy:

• mówienie po polsku
• czytanie po polsku
• odpowiadanie wyłącznie po polsku nawet, jeśli dziecko dobitnie – w ramach testowania granic, buntu czy lenistwa — manifestuje nam swoją miłość i przywiązanie do angielskiego (charakteryzuje niekiedy dzieci starsze, nastolatki mają to opanowane do perfekcji)
• poszerzanie, jeśli zachodzi taka potrzeba, własnych horyzontów językowych, bo największym sprzymierzeńcem konsekwencji jest nasz rodzicielski autorytet
• świadomość czekających nas wyzwań i kosztów, bez których się nie obędzie: dni gorszych i lepszych, postępu, lecz niewykluczone, że okresowo regresu, a nade wszystko własnych wątpliwości, z którymi będziemy musieli się zmierzać (tym regularniej, im dziecko będzie robiło się starsze)

Dzieci mają wyjątkowe zdolności, by brać nas, rodziców, na emocjonalną muszkę, a my mamy tendencję, by się w takich sytuacjach topić i wycofywać. W grę włączają się skrupuły: czas przeznaczany na język polski odbiera dziecku możliwość pełniejszego uczestnictwa w życiu, edukacji i kulturze kraju, w którym mieszkamy. A nawet: moje dziecko ewidentnie nie uważa, że polski mu się kiedyś do czegoś przyda, więc jak będę je zmuszać do nauki wyrządzę mu psychiczną krzywdę, a nasze relacje ulegną trwałej degeneracji.

Pierwsza podpiszę się pod stwierdzeniem, że w życiu niewiele jest prawd absolutnych, a jeśli chodzi o wychowywanie dzieci nie ma ich wcale. Ale może poczują się Państwo bardziej zainspirowani do rozpoczęcia bądź kontynuacji wysiłków dwujęzycznego wychowywania potomstwa, gdy pomyślą Państwo o tym: nie ma świecie dorosłego człowieka, który powie, iż dwujęzyczność osiągnięta w dzieciństwie dzięki rodzicom jest mu kulą u nogi. Nie ma. Ani jednego.

2. Polska przestrzeń w praktyce:

Zaczynamy od stworzenia w domu polskiej przestrzeni, która konsekwentnie będzie tylko polska. Jak powstała
w naszym domu opisane jest tutaj. Im wcześniej takie przestrzenie stworzymy, tym lepiej, idealnie byłoby już urodzenia dziecka, bo staną się one wówczas dla dziecka integralną częścią jego naturalnego środowiska, postrzegane (i akceptowane) po prostu jako kolejna metoda na poznawanie i nazywanie otaczającego świata. Polską przestrzeń można jednak wprowadzić w każdym wieku i w (prawie) każdej sytuacji.

• urządzamy wybrane gry/zabawy tylko po polsku w określonym czasie, w określonym miejscu, tak, by dziecko kojarzyło je z tylko z językiem polskim (np. po kolacji/po przedszkolu/po odrobionych lekcjach. Gramy po polsku w grzybki, w chińczyka, w karty. Układamy misia do snu, gramy w piłkę, kąpiemy się itp.) Naszej polskiej zabawy i rozmowy niech nic, w miarę możliwości, nie przerywa.

• jeżeli dziecko lubi telewizję i jest w domu nawyk jej oglądania, można ustalić czas przeznaczony na bajkę po polsku, a po bajce na rozmowę z dzieckiem – możemy nawiązywać do treści bajki, bo mając w pamięci świeże słowa i wyrażenia dziecko łatwiej znajdzie odpowiedzi. Możemy „z rozpędu” wykorzystać sytuację na rozmowę o czymkolwiek, byle była dla dziecka interesująca i wciągająca. Bajkę możemy potraktować jako wstęp do kolejnej zabawy/przedsięwzięcia po polsku (np. urządzamy teatrzyk, rysujemy, budujemy z klocków itd.)

• wspólnie z dzieckiem (lub dziecku) czytamy polskie czasopisma i książki np. w wybranym w domu kąciku. Świetnie jest włączyć dziecko w „aranżację” takich miejsc i często zmieniać ich wystrój.

• „po polsku” można z dzieckiem sprzątać jego pokój, gotować i włączać w inne prace domowe, jeżeli jest to część schematu naszego rodzinnego życia. „Polska przestrzeń” może się też śmiało rozciągać poza dom – możemy ją aranżować idąc na zakupy, do parku, na spacer, do biblioteki (nie przeszkadza, że amerykańskiej), do restauracji, nawet wyprowadzając wspólnie psa! Nie bójmy się prób i inwencji.

• moje ulubione narzędzia pracy w „polskiej przestrzeni” dla dzieci młodszych: pacynka i teatrzyk! Pacynka zakładana na rękę i zmieniająca się w stworka przemawiającego do dziecka własnym głosem potrafi czynić cuda! Świetnie, jeśli pacynka ma jakieś „cechy charakterystyczne”, np. nadużywa śmiesznych, ulubionych słówek lub wyrażeń (w naszym domu pacynka była czarnoksiężnikiem i powtarzała: „stare przysłowie kota Baltazara mówi”). Podobnie działa „interaktywny” teatrzyk choćby z figurkami zakładanymi na palec. Jakie cuda, to już zależy od naszej pomysłowości. Niech wyobraźnia nie zna granic. Starszym dzieciom pacynka może pomagać w lekcjach, nie mówiąc o takich wymarzonych dla niej rolach jak czytanie książek i wciąganie dziecka w rozmowę.

3. O czym warto pamiętać aranżując polską przestrzeń:

• postarać się, by była dla dziecka możliwie jak najbardziej atrakcyjna, by dziecko na nią czekało, by kojarzyła się z dobrze spędzonym czasem, także z nagrodami. Warto inwestować w książki i zabawki, które postrzegane będą przez dziecko jako wyjątkowo cenne i ciekawe, „specjalne”.

• warto tak organizować czas i poruszać się po tych ścieżkach tematycznych, które znajdują się możliwie najbliżej sfery zainteresowań i pasji dziecka: jeśli dziecko lubi rywalizację, może najchętniej będzie grało w gry, w których dane mu będzie się „wykazać” i wygrać. Jeśli dziecko jest z natury „artystą” – siadajmy razem z nim do ręcznych robótek i majsterkowania. Jeśli lubi się przebierać i udawać, że jest kimś całkiem innym – koniecznie to wykorzystajmy!

• jako rodzic towarzyszący dziecku w jego eksploracji „polskiej przestrzeni” warto wykrzesić z siebie odpowiedni poziom entuzjazmu, wypić kolejną filiżankę kawy, jeśli trzeba. Cel uświęca środki! Za entuzjazm i postępy hojnie dziecko chwalmy i w miarę możliwości nagradzajmy. Nieocenione są słowa zachęty płynące z ust innych, bliskich dziecku ludzi (dalsza rodzina, znajomi).

4. Specjalna rada …

… dla polskich dziadków (cioć, wujków itd.) posiadających anglojęzyczne wnuki (nieletnich krewnych), a w związku z tym małe pole manewru, by tworzyć konsekwentną, regularną „polską przestrzeń”. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by pomóc dziecku uzyskać przynajmniej bierną znajomość polskiego (a choćby i jego fragmentów!)

• mówiąc do dziecka najpierw mówimy po polsku – zaczynamy od prostych wyrażeń, potem można je rozbudowywać w zdania – po czym dopiero wtedy powtarzamy to samo po angielsku. Np. Czy chcesz się napić soku? Do you want some juice?

• pierwszeństwo polskiego jest ważne, bo dziecko – nie rozumiejąc co zostało powiedziane – utrzyma uwagę do momentu, aż usłyszy wypowiedź angielską. Jeżeli to samo wyrażenie lub zdanie powtórzymy kilka czy kilkanaście razy, dziecko skojarzy je z kwestią angielską i w którymś momencie nie będzie już potrzebowało angielskiego, by wiedzieć o co chodzi!

• metodę „najpierw polski, potem angielski” możemy z powodzeniem stosować w czasie czytania młodszym dzieciom książeczek z obrazkami, najlepiej tych przez dziecko ulubionych, do których chce wciąż powracać. Przy okazji pomyślmy: zamiast ziewać, gdy dziecko przybiega do nas z tą samą historyjką po raz sto trzydziesty czwarty, wykorzystujemy sytuację do cna: czytamy w dwóch językach po raz sto trzydziesty piąty i sprawdzamy co mały człowiek po polsku już rozumie – może nawet to po nas powtórzy? – a nad czym pracujemy dalej!

Życzę powodzenia wszystkim zdeterminowanym rodzicom, a w następnym odcinku praktycznego vademecum: co robić, gdy dziecko, mówiące wcześniej po polsku nagle „nie chce” oraz dlaczego głośne czytanie po polsku to najlepsza metoda, by utrzymać u dziecka polską mowę.

Eliza Sarnacka-Mahoney

Poprzedni artykułSzkoła w kabarecie
Następny artykułRozwijać u dzieci kreatywność, pasje i ciekawość świata!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj