„Nie patrzę w przyszłość, najwyżej myślę o tym co będzie jutro na obiad”
Rozmowa z Magdaleną Dębowską, mieszkanką Alcala de Henares, uniwersyteckiego miasta oddalonego 40 km od Madrytu.
Magda jest mamą 3-letniego Pablo (Pawełka) i 6-letniego Adama oraz żoną Hiszpana – Josego Luisa. Mieszkają w bloku, w którym zamieszkuje 100 rodzin. W jednej z nich ojciec, ma potwierdzonego testem, koronawirusa. Miasto liczy 200 tys. mieszkańców.
Magda uczy języka polskiego jako obcego dorosłe osoby w dwóch szkołach – Polskiej Szkole Forum im. Marii Skłodowskiej-Curie w Madrycie i Szkole Polskiej im. Czesława Miłosza w Alcala de Henares. Prowadzi kursy językowe w Instytucie Polskim w Madrycie. Jest też trenerem Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” i doradcą Lokalnego Ośrodka Metodycznego ODN SWP.
Z Magdaleną Dębowską rozmawia Danuta Świątek.
Czy codziennie wychodzicie o godzinie 20.00 na balkon i oklaskujecie hiszpańską służbę zdrowia jak podają media?
Oczywiście! Wychodzimy razem z dziećmi. Wszyscy bijemy brawo. Pawełek jak pierwszy raz wyszedł na balkon to myślał, że to brawa dla niego. Ten wieczorny moment wszystkich nas jednoczy.
Ale na co dzień wszyscy mieszkańcy bloku są odizolowani od siebie?
To już dla Madrytu 22 dzień kwarantanny, 19 – dla mieszkańców całego kraju! Kto może pracuje zdalnie, na komputerach w domu. Do sklepu może wyjść jedna osoba z rodziny. Raz w tygodniu wychodzi tylko mój mąż. Tak postanowiliśmy, bo ja nie chcę oglądać pustych ulic. Policja, straż miejska, w zasadzie wszystkie służby mundurowe są zaangażowane w sprawdzanie, czy ludzie przestrzegają kwarantanny. Nie wolno bawić się na placach zabaw i w parkach. Na ulicach życie zamarło.
Pablo i Adam są mali i pewnie chcą wyjść na plac zabaw. Co im mówisz, gdy proszą o wyjście z mieszkania?
Mówię, że jest wirus i nie możemy wyjść. Teraz bawimy się w domu. Młodszy jak usłyszy słowo podwórko, to od razu zaczyna płakać i mówi, że my przecież jesteśmy zdrowi. Ale szybko odwracam jego uwagę tym, co możemy zrobić w mieszkaniu.
Właśnie, co robicie?
Zaraz po przebudzeniu mamy gimnastykę w salonie, który stał się punktem centralnym mieszkania. Pokój dzieci został przekształcony w nasze biuro. A w salonie bawimy się, jemy, oglądamy telewizję. Odrabiamy zadania domowe, ale to właściwie bardziej zabawa. Chłopcy ciągle są w przedszkolu i za pośrednictwem internetu dostają od nauczycielek pomysły na różne aktywności. Wiem od koleżanek, że starsze dzieci mają dużo zadań domowych i narzekają na ich nadmiar. Bawimy się też na balkonie. Staramy się utrzymywać pewną rutynę. Po gimnastyce zwykle zajmujemy się „nauką” – wybieramy sobie temat dnia i wokół niego działamy. Raz są to dinozaury (wybór Pawła), raz planety (wybór Adama), a raz oznaki wiosny (wybór pań ze szkoły polskiej). Ponieważ ograniczamy zakupy do tych żywieniowych, do zabaw wykorzystujemy to, co jest w domu. Lepimy figurki z masy solnej, robimy liczmany z klocków, kukiełki ze skarpetek. Kiedy już czuję, że chłopcy mają dość, zostawiam im czas wolny, żeby też się chwilę ponudzili i sami znaleźli sobie coś do robienia. Wtedy mogę zająć się trochę domem, z naciskiem na „trochę”. Mąż kończy pracę o 16.30 i wtedy ja zamykam się w „biurze”. Przygotowuję zajęcia, prowadzę lekcje i webinary on-line, a co chłopcy wyrabiają w tym czasie – zwykle wolę po prostu nie wiedzieć. Wieczory w kwarantannie nie różnią się niczym od tych wcześniejszych – kąpiel, kolacja, wspólne czytanie. Może tylko chodzimy spać później, po 10.00, bo rano nie trzeba się wcześnie zrywać do przedszkola.
Czy prowadzisz dziennik?
Nie mam czasu! Robię dużo zdjęć, to moja jedyna dokumentacja.
A jak obecnie wygląda sytuacja w polonijnych szkołach?
Prawie wszystkie szkoły uczą online. Z Lokalnym Ośrodkiem Metodycznym ODN SWP, którego jestem doradcą, współpracuje obecnie 18 szkół społecznych. Mamy ze sobą kontakt i dzielimy się doświadczeniami, poradami, a nawet konkretnymi materiałami. Wiemy, że dla nauczycielek to wyzwanie, ale działając razem, możemy ułatwić pracę sobie, ale też dzieciom i rodzicom. Ja również uczę moich dorosłych studentów online. Mam ich 25. Ale wychodzę z założenia, że teraz moi kursanci, głównie tatusiowie, są potrzebni rodzinie i powinni przeznaczać czas na dom. Gdy spotkamy się na zoom-ie, to prowadzimy konwersacje. Posyłam im też materiały interaktywne.
Wróćmy do męża: czy przychodzi ze sklepu zadowolony i z pełnymi torbami?
Tak. Zależy też kiedy pójdzie do sklepu Mercadona, to taka bardzo znana sieć sklepów w rodzaju polskiej Biedronki. Rano są większe szanse na lepsze zakupy. Może tylko wśród warzyw, owoców i mięsa nie ma w czym wybierać, więc kupuje co jest. Ale tragedii nie ma. Sklepy są dobrze zaopatrzone. Przez jakiś czas nie było papieru toaletowego, ale to chyba na całym świecie go brakuje?
Czy rodzina w Polsce panicznie boi się o was?
Moja rodzina mieszka w Krakowie. Tam jeszcze jest raczej spokojnie i przez to chyba do niedawna nie byli świadomi skali problemu. Od kiedy polskie media zaczęły szerzej pisać o sytuacji w Hiszpanii, rodzice częściej pytają, co się tu u nas dzieje. Pytają też dalsi krewni i znajomi. Wiedzą jednak, że ryzyko naszego zachorowania jest minimalne, bo nie opuszczamy mieszkania. Są spokojni.
Jak radzisz sobie ze stresem, wynikającym z obecnej sytuacji?
Na początku przychodziły czarne myśli. Ale pomogła rozmowa z rodziną i przyjaciółkami-nauczycielkami. Od jakiegoś czasu ograniczam oglądanie telewizji, a jeśli już to robię to tylko po to, żeby dowiedzieć się co nowego w przepisach, związanych z naszym bezpieczeństwem. Wiem, że muszę być spokojna dla moich dzieci, dlatego nie zaczynam dnia od wiadomości, bo trudno byłoby mi później z nimi żartować i wygłupiać się. Staram się żyć z dnia na dzień. Czas poświęcam pracy, ale przede wszystkim dzieciom i traktuje to jak podarunek od losu. To bardzo fajne chłopaki są. Okazuje się, że mąż też nie najgorszy.To taka rada, żeby szukać pozytywów, nie zamartwiać się. Może to ten hiszpański spokój przeze mnie przemawia, ale nie patrzę w przyszłość. Ewentualnie myślę o tym, co jutro będzie na obiad.
A co będzie?
Polędwiczki, takie z mrożonek, ale według przepisu mamy, więc są szanse, że wyjdzie coś zjadliwego.
Dziękuję za rozmowę i życzę dużo zdrowia!
.
Danuta Świątek
Zdjęcie: archiwum rodzinne