Płynąc z Liberty Island na wyspę Ellis Island, gdzie znajduje się Muzeum Imigrantów, przypomina mi się rozmowa ze znajomym. Jego babcia, która pochodzi z Włoch, na początku XX wieku przeszła odprawę imigracyjną właśnie na Ellis Island.

– Babcia nigdy nie chciała odwiedzić muzeum. Gdy słyszała Ellis Island, to od razu płakała – mówił znajomy. – Jako 16-latka przyjechała z bardzo biednego kraju. Miała na sobie cały majątek. Skromną sukienkę i płaszcz. Nie znała angielskiego. Na Ellis Island spędziła kilka dni w wielkim strachu, czy na pewno wpuszczą ją do Ameryki…

Historia babci jest jedną z milionów. Każdy, kto przyjechał do Ameryki ma własną. Nie każdy może i chce odwiedzić Ellis Island. Dla nas to tylko muzeum.

Ale oczy mi wilgotnieją, gdy w głównej sali wchodzimy prosto na ekspozycję bagażu i fotografii. Nad stosem kufrów i walizek wiszą czarno-białe fotografie. Na jednej z nich poważnie patrzy na mnie matka w chustce na głowie. Drugą chustką jest przewiązana, by utrzymać małe dziecko na sobie. Obok niej stoi dziecko, może 2-letnie, trzymając się z nią za rękę. W wolnej ręce trzyma tobołek. Jakie były początki jej życia w Ameryce?

Mogę sobie wyobrazić. Ten kraj zbudowali bardzo odważni ludzie.
Mówię o tym Kimberly i Natalie.

Przechodzimy do Registry Room, gdzie odbywało się rejestrowanie przybyszów. Wielka sala z wielkimi oknami. Siadamy na ławce, obok biurka.

Tutaj ważyły się losy tych, którzy umordowani podróżą musieli się zarejestrować u urzędnika. Prawie wszyscy byli przyjmowani do Ameryki. Jak donoszą różne tablice informacyjne, tylko 1-2 procent był odsyłany tam skąd przybył.

Przechodzimy przez kolejne sale z bardzo przemawiającymi do wyobraźni fotografiami na wystawie. Na jednych są rozebrane kobiety podczas badania lekarskiego. Na innych głodni ludzie gotowi do posiłu przy długich stołach.

Oglądamy 30-minutowy film o imigrantach.

– Tu, na Ellis Island bardzo wielu ludzi, po raz pierwszy jadło banana – mówi narrator.

Pewnie dla nich ta wyspa ma smak nie tylko niepewności, szoku ale i banana.

– Ty nie przyjechałaś na Ellis Island? – pyta, upewniając się Kimberly.
– Przyleciałam samolotem na lotnisko.

Córka oddycha z ulgą. Ja też czuję ulgę, że nie musiałam doświadczyć takich trudów.
Ale mam wielkie uznanie i podziw dla tych, którzy przeszli przez Ellis Island.

Danusia Świątek

Poprzedni artykułPolecamy: „Naukowcy związani z GMO, którzy chcieli ujawnić to, co odkryli”
Następny artykuł„Polskie dzieci na Paradzie Pułaskiego w Nowym Jorku”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj