Absurdy PRL: Z RAPORTÓW MILICYJNYCH

„Decyzją prokuratora, zwłoki konia wydano rodzinie”

„Awanturnik siedział spokojnie na łóżku. Kiedy zażądałem okazania dowodu osobistego, zaczął wymachiwać na mnie rękami i jednocześnie rękami zapierał się o meble.”

„Dochodzenie było utrudnione, bo świnia została zjedzona.”

„Po oględzinach stwierdzono, ze worek był pusty, ponieważ był dziurawy.”

„W rozmowie z w\wym. dowiedzieliśmy się, że wynikła wspólna awantura między tymi osobnikami, którzy byli w stanie nietrzeźwym. Powody awantury trudno było ustalić, bo obie strony miały rację.

„Poszkodowana była kopnięta w siedzącą cześć ciała”

„Podkreślam ponownie, że patrol pieszy nie jest w stanie w żaden sposób skutecznie ująć i zatrzymać uciekającego samochodu.”

„W lesie zastaliśmy drzewa, krzaki oraz towary niewiadomego pochodzenia”

„Patrolując ulice zauważyliśmy dwóch podejrzanych osobników. Zapytaliśmy się grzecznie „a wy tu co”, a oni odpowiedzieli nam wulgarnie
„a my nic”.

„Rozpytywany nie widział poszukiwanej, ani niczego bo był niewidomy.”

„Patrolując ulice, zauważyłem spokój.”

Żona pyta męża:
– Kochanie, jakie kobiety podobają ci się najbardziej, piękne czy mądre?
Mąż odpowiada:
-Ani takie, ani takie, ty mi się najbardziej podobasz.

—————————–

Misio z prosiaczkiem płyną łódką po jeziorze. Misio spogląda co chwile na prosiaczka, prosiaczek zdenerwowany pyta misia:
– O co ci chodzi misiu, że tak na mnie co chwilę patrzysz?
Na to misiu:
– Bo wy świnie zawsze coś kombinujecie!

Wychodzi zakrwawiony kangur z autobusu.
– Co ci się stało? – pyta stojący obok człowiek.
– Ktoś próbował mi wyrwać torbę!

————————-

Mówi stary Szkot do synka:
– Skocz no, Ken, do sąsiada i pożycz od niego siekierkę.
Malec poleciał. Za kilka minut przylatuje i krzyczy:
– Sąsiad nie chce pożyczyć!
– A to kawał świni! Leć synu do szopy i przynieś naszą!


Z pamiętnika przedszkolaka

Ale numer! W życiu nie myślałem, że w przedszkolu może być tak ciekawie! Ale po kolei.
Dziś, jak tylko mama przyciągnęła mnie do przedszkola, pani ogłosiła że zabiera nas na wycieczkę. I żeby było jeszcze straszniej, ta wycieczka miała być na wieś, do jakiegoś gospodarstwa, żebyśmy sobie pooglądali, jak wyglądają żywe zwierzęta. To już nie można było iść do zoo? Tam jest znacznie bezpieczniej, bo te zwierzaki stoją w klatkach, a nie łażą po łące bez żadnego nadzoru. No ale skoro to pani decyzja to trudno.

Wsiedliśmy do pociągu i po godzinie byliśmy na miejscu. No kto by się spodziewał, że ta wieś jest aż tak daleko za miastem. No ale do rzeczy. My ustawiliśmy się w parach na łące, a pani poleciała porozmawiać z szefem tego całego bałaganu, który nazywał się pan Rolnik. Na odchodne powiedziała, że możemy podejść pooglądać sobie krówki. Podeszliśmy i zamarliśmy z przerażenia – tam nie było ani jednej krowy, same byki, a co gorsza prawie każdy z nas miał na sobie coś czerwonego.

Szybko zaczęliśmy zdejmować wszystkie czerwone rzeczy: skarpetki, koszulki i tak dalej. W końcu co niektórzy nie bardzo już mieli co zdjąć, bo okazało się że Baśka Smalec wszystko ma czerwone, łącznie z majtkami. Był jeszcze jeden problem z Grubym Arturem, bo jemu było gorąco, a jak jest mu gorąco to ma całą czerwoną gębę. Na szczęście Grzesio znalazł jakiś kubełek który założyliśmy Arturowi na głowę i poczuliśmy się trochę bezpieczniej. Po chwili wróciła pani i oczywiście zaczęła wrzeszczeć, że mamy się ubierać z powrotem. Po naszych gorących protestach wyszło na jaw, że nie tylko byki mają rogi, krowy też. Trochę się uspokoiliśmy, ale dla pewności puściliśmy Kaśkę przodem, a Grubego Artura nie czyściliśmy zbyt mocno (ten kubełek był po węglu). Mimo wszystko te krowy tak się dziwnie na nas spod byka patrzyły.

Po tej przygodzie przeszliśmy sobie do mieszkania z krowami, które nazywało się obora. Tam dowiedzieliśmy się mnóstwa pożytecznych rzeczy: po pierwsze, że krowa nie daje mleka jak się ją pompuje za ogon, po drugie że to co wtedy ta krowa daje to wcale nie jest mleko, po trzecie, że tego co ta krowa wtedy daje nie powinno się pić, bo się potem strasznie nieprzyjemnie odbija, i po czwarte, że jak już krowa skończy dawać to coś, to trzeba się szybko odsunąć i nie zaglądać pod ogon bo się będzie, jak Gruby Artur, cały dzień śmierdziało krowią kupą. Przy okazji dowiedzieliśmy się że świnie jedzą wszystko, łącznie z moim workiem na kapcie, i że krowy na łące zostawiają miny poślizgowe (Mariolka nawet na jedną trafiła).

Dowiedzielibyśmy się pewnie znacznie więcej, ale najpierw pani zabroniła nam szukać, gdzie w kurze siedzą jajka, a potem przyleciała pani Rolnikowa i zaczęła krzyczeć, że ją w oborze jakieś demony atakują. Na szczęście nie były to demony, tylko Letki Maniek wlazł w bańkę po mleku i krzyczał, że nie może się wydostać, a że pani Rolnikowa nie zna tego narzecza to myślała, że to diabeł. Trzeba było zabrać bańkę z Mańkiem do warsztatu mechanicznego, żeby ją porozcinali, a my wróciliśmy do przedszkola. Jednak na wsi nie jest tak strasznie. Nikt nie zginął. CDN.

Opracowała: Lidia Rzeszutek

Poprzedni artykuł„Cichy wagon”
Następny artykuł„Gry cynamonowe”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj