Patrzę na leżącą na stole książkę ze szkolnej biblioteki. Zniszczona okładka świadczy, że była czytana wiele razy. Autorką jest Iwona Pieńkawa, kobieta, która opłynęła świat uczestnicząc w pierwszych regatach okołoziemskich Whitbread Round The World Race w 1973 – 1974, na jachcie „Otago,” którym dowodził jej ojciec, kapitan Zdzisław Pieńkawa. To właśnie o podróży swojej siostry Iwony i ojca Zdzisława na jachcie Otago, pan Kaz Pienkawa opowiadał dzieciom z polskiej szkoły.
Na sali panuje absolutna cisza. Słychać tylko grożny szum spienionych fal wlewających się w czasie sztormu na jachty. Oglądamy krótki film z wyścigu regat z roku 2005. Groźny żywioł wywołuje przestrach u oglądająch dzieci. „Nie chciałbym tam być. Bałbym się” – dobiega mnie z tyłu szept. Chcę się odwrócić, aby powiedzieć chłopakowi, że ja także nie popłynęłabym jachtem, z powodu strachu, ale nie wypada przeszkadzać i rozmawiać w czasie wykładu. Mówię więc do siebie w myślach, że za nic nie wzięłabym udziału w takich zawodach.
Jacht miał około 18 metrów długości, mówi pan Kaz. Natalka i Kimberly, córki pana Kaza, rozciągają żółtą taśmę, aby pokazać dzieciom rzeczywisty wymiar jachtu. „O jaki duży” – znowu słyszę komentarz jednego z chłopców. Proszę pamiętać, kontynuuje pan Kaz, że na jachcie, przez 9 miesięcy mieszkało dziewięć osób. Trzeba było mieć także miejsce na zapasy jedzenia, wody do picia, paliwo, itd. Po załadowaniu jachtu, mieszkalna powierzchnia wcale nie była taka duża.
Whitbread Round The World Race został podzielony na cztery etapy. Rozpoczął się w Portsmouth uroczystym otwarciem dokonanym przez księcia Filipa, męża królowej Elżbiety. Droga prowadziła do Kapsztadu, potem Sydney, Rio De Janeiro i powrót do Portsmouth.
Zawody odbyły się równo 40 lat temu. Statki nie miały przyrządów, jakie są dostępne dzisiaj, jak GPS, komputer, czy telefon komórkowy. Rozmowa telefoniczna zrodziną w kraju nie była łatwym przesięwzięciem. Oto jak wygłądała próba połaczenia z krajem opisana przez Iwonę Pieńkawę:
Kapitan klęka przed radiostacją, wszyscy klękają za nim, Edwin z Biblią. Kapitan składa ręce, załoga również…. Minuta ciszy. Kapitan (błagalnie): Gdynia- Radio, Gdynia-Radio, Gdynia-Radio. Tu „Otago.” Tu woła „Otago” „Otago” woła Gdynię-Radio. Słucham 8356. Over! Ceremonia trwa do późnych godzin nocnych. Jeśli nawet ktoś się połączy , to i tak niewiele się słyszy i rozumie.
Przeczytany krótki fragment książki wywołuje uśmiechy na twarzach dzieci. Nie rozumieją jak można było żyć bez telefonów komórkowych, albo wybierać się w drogę bez GPS.
Dalej oglądamy mapy i widzimy drogę, którą pokonał Otago. Zatrzymujemy się na chwilę przy równiku. Co to jest równik?- pyta pan Kaz. Spędzamy parę chwil na wyjaśnieniach i dowiadujemy się jak wyglądał „chrzest marynarzy” przekraczających równik. Oglądamy zdjęcia z tej ceremonii i prawie czujemy w ustach dziwny smak płynu, który zobowiązani byli wypić marynarze, przekraczający równik po raz pierwszy.
Myślę, że dzisiejsze spotkanie z jachtami i wodą pozostawiło u dzieci niezapomiane wrażenia. Będą pamiętali groźny szum wody, ciężkie warunki na wodzie, ale i kształowanie charakterów w trudnych chwilach rejsu.
Teresa Osadnik
Piekna rzecz! Wysluchalam tej relacji Kazia z ciekawoscia, bo mowi nie tylko piekna polszczyzna, ale i zajmujaco.Brawo!Usciski dla calej rodzinki
Sam jestem zeglarzem,ale tylko jeziornym, czyli takim malutkim :O)
A to o czym opowiadal i co zaprezentowal pan Kazik bylo wielkie.
Jeszcze raz ogromne dziekuje i gratuluje.
Swietny tekst pani Teresy opisujacy to niesamowite wydarzenie w szkole.