Kończy się rok szkolny, w szkołach polonijnych, funkcjonujących za granicą. Podobnie jak w Polsce, również w innych krajach jest to czas na podsumowanie realizacji programu nauczania. Wiąże się to z doborem książek, z dopasowaniem treści do poziomu dojrzałości uczniów, jak również rozbudzaniem wyobraźni, która nie powinna zamykać się na sprawy chwili/teraźniejszości.
Wydawałoby się, że wszystko jest dobrze, ale dlaczego wciąż mówimy: teraz młodzież jest inna, nastawiona na konsumpcję, na powiększanie dóbr materialnych, na sukces. O co chodzi, czy faktycznie nowe pokolenie nie ma uczuć? Może my nie potrafimy z młodzieży wydobyć tej wrażliwości, z którą przecież każdy człowiek się rodzi?
Wychowując własne dzieci i ucząc w szkołach polonijny od dziesięciu lat, obserwuję młodzież i zastanawiam się, co ja mogę zrobić, aby za parę lat nie powiedzieć, że wychowałam moich uczniów na „roboty”. Kiedy będę już schorowana, wymagająca opieki, czy przyjdzie ktoś do mnie i zapyta mnie jak może pomóc mi przeżyć życie, czy zapyta mnie o termin eutanazji…?
Program i cele zawarte w programie nauczania są podobne od wielu lat. Czasami zmieniane są treści, ale podstawa jest niezmienna, czyli nabycie wiedzy, która ma pomóc w codziennym życiu, w rozwoju kariery zawodowej, a nawet rozbudowaniu „ego”. Niestety, po ukończeniu szkoły jest zderzenie z „nowym światem”. Młody człowiek z głową w chmurach, nastawiony na sukces, wchodząc w nową rzeczywistość bez parasola ochronnego rodziców, nauczycieli, szkoły, często upada (depresje, samobójstwa, przestępstwa, używki, rozwody). Potrzebuje potem dużo czasu, aby rozpocząć życie od nowa. Dobrze, jeśli do tego czasu nie narobi zbyt wiele głupstw.
Wiedza to jedno, a życie to drugie. Dobrze, jeśli możemy właściwie to połączyć. Mając już życiowe doświadczenie nieraz zastanawiam się jak pomóc młodzieży płynnie przechodzić sytuacje trudne, a najlepiej ich unikać. Dla rodziców, nauczycieli problemem jest czas. Nigdy nie ma go za wiele. Szczególnie dotyczy to szkół polonijnych. Dzieci te uczą się Polskości i wiedzy o Polsce tylko jeden dzień w tygodniu. Osoby odpowiedzialne za edukację w polskich szkołach za granicą „dwoją” się i „troją”, aby polskie dzieci za granicą nie czuły się gorsze od swoich rówieśników w Polsce.
Z obserwacji widzę duże poświęcenie ze strony osób odpowiedzialnych za edukację, a ze strony młodzieży zrozumienie, dlaczego to robimy dla nich.
Zawsze jednak jest niedosyt, chciałoby się zrobić coś więcej. Taką możliwość, dobrowolność w wyborze czegoś nowego dają nam lektury, które są w programie nauczania, ale poprzez różnorodność tematyczną można wyjść poza program.
Wraz z rozpoczęciem roku szkolnego zastanawiałam się, co chciałabym poprzez określoną lekturę wnieść do treści programu nauczania, czy też po prostu dotrzeć do wnętrza młodego człowieka i otworzyć jego serce.
Analizując proponowany wykaz lektur miałam duży dylemat. Jaką treścią osiągnąć zamierzony cel, a celów miałam wiele:
- – Lektura nie mogła być za długa, ponieważ w szkołach polonijnych mamy ograniczenia czasowe, jak również umiejętności w czytaniu i rozumieniu tekstu przez uczniów są zróżnicowane, a chciałam, aby lektura została przeczytana w całości.
- – Treść książki miała być płynna w czytaniu i zrozumiała.
- – Mniej opisów, a więcej dialogów, aby można było uczestniczyć w życiu bohaterów, a nie być tylko widzem.
- – Ważne było również poprzez przeczytanie tej książki, zachęcenie do przeczytania następnej. Aby nie zrazić do czytelnictwa, ale „otworzyć kolejne drzwi”.
- – Najważniejszym jednak celem było dla mnie wyzwolić uczucia i aby przeczytane treści weszły głęboko w umysł młodzieży.
Celem moim było również zaproponowanie lektury polskiego pisarza. Niestety, musiałam iść na kompromis i wybrałam lekturę pisarza z innego kraju. Do wyboru lektury przyczynił się cel najważniejszy: obudzenie w młodym człowieku uczuć i pokazać piękno życia inaczej. Tym razem nie skupiałam się na „poznawaniu nowego”, tylko na „wydobyciu olbrzymich pokładów”, które prowadzą przez życie, a nie tylko nabycie wiedzy.
Ostatecznie wybór mój padł na lekturę z zakresu lektur dodatkowych, pod tytułem: „Oskar i Pani Róża”, w oryginale: „Oscar et la dame rose”. Książka ta napisana została przez francuskiego pisarza, Eric – Emmanuel Schmitt. Wydana w roku 2002, we Francji przez IMAV editions. Pierwsze wydanie polskie było w 2004 roku, przez Społeczny Instytut Wydawniczy – Znak.
Nie znając wcześniej tej lektury, zarówno o treści, jak i o pisarzu dowiedziałam się z dostępnych stron internetowych. Wszystko to, co miałam w zamyśle zrealizować, znalazłam w tej właśnie powieści. To, co zaintrygowało mnie w treści książki i z czym chciałam zapoznać uczniów, to historia życia i umierania, a ostatecznie śmierci, współczesnego bohatera Oskara, 10- letniego chłopca. Chłopiec ten, z powodu ciężkiej choroby (białaczki), przebywał w szpitalu. Jego najbliższą rodziną była „ciocia” Róża – wolontariuszka, koledzy i koleżanki z sąsiednich sal, a najbliższym przyjacielem, milczącym adresatem jego listów, któremu Oskar powierzał swoje największe tajemnice, pragnienia był Bóg. Treścią książki są właśnie pisane do Niego listy.
Czytając tę lekturę ma się wrażenie, że jesteśmy z tym chłopcem w szpitalu, siedzimy obok niego na łóżku, tylko Oskar nas nie widzi. Z powieści dowiadujemy się o realizmie umierania, kogoś, kto jest obok nas. To już nie dotyczy „jakiegoś” człowieka, którego nie znamy lub dalekiego krewnego, na którego już przyszedł czas umierania. Oskar jest jednym z uczniów, który już wie, że umrze i to niedługo. Nikt mu nie daje nadziei. Nikt nie mówi: ucz się dobrze, to osiągniesz w życiu sukces, bo on tego zrobić już nie może. Ale to, co może, to żyć życiem młodego chłopca, na ile pozwalają mu warunki szpitalne, jego drugi dom.
Często ludzie nie chcą słyszeć o śmierci, aby nie blokować się w dążeniu do życiowego sukcesu. Poprzez tę lekturę chciałam pokazać uczniom, że nie należy martwić się tym, że umieramy, ale trzeba mieć świadomość umierania, które jest ostatnim etapem w życiu człowieka. Śmierć nie jest w niczyim planie. Ona po prostu jest. Nie zna wieku i pokrewieństwa.
W biograficznym filmie pod tytułem „Korczak”, we fragmencie, w którym dzieci żydowskie mieszkające w sierocińcu, w getcie warszawskim, przedstawiają sztukę napisaną przez Rabindranatha Tagore, która mówi o umieraniu, główny bohater filmu, Janusz Korczak, w uzasadnieniu wyboru takich treści do grania przez dzieci powiedział: „… dobrze, aby dzieci oswoiły się ze śmiercią. Żeby potrafiły przyjąć ją jako coś łagodnego…”.
Korczak mówi, że on pomaga dzieciom przejść przez śmierć. Poprzez ukazanie śmierci w sztuce, nie zabiera dzieciom nadziei na życie. On pozbawia ich strachu przed śmiercią. Chce, aby dzieci zrozumiały, że śmierć jest wpisana w życie każdego człowieka.
Można zarzucić powyższej tezie, że ”przecież w tym filmie pokazana jest wojna i bestialskie zabijanie.” Tak, to prawda, ale czy teraz wojen nie ma? Czy w czasach pokoju ludzie nie umierają? Śmierć jest wszechobecna, tylko częściej następuje za „zamkniętymi drzwiami”.
Lekturą „Oskar i Pani Róża” chciałam rozbudzić w uczniach świadomość umierania, nie tylko ludzi starych, ale wszystkich ludzi, dzieci i młodzieży również. Śmierć jako już ostatni etap naszej egzystencji na ziemi, nie oznacza zrezygnowania z pragnień, marzeń, planów. Tym bardziej powinniśmy pracować nad sobą, cieszyć się życiem, kochać, a jednocześnie nie być obojętnymi na tych, którzy są obok nas: chorzy, niepełnosprawni, starzy.
We fragmencie powieści, w którym główny bohater leży w łóżku, bardzo już osłabiony chorobą, oglądając za oknem przyrodę, z poczuciem obecności obok siebie Boga, napisał w liście, że odkrył jego sekret, który słowami brzmiał: „codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy”.
W kolejnym fragmencie dowiadujemy się jak chłopiec tłumaczy rodzicom mówiąc: „…życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć”.
W trakcie czytania i omawiania lektury, pytałam uczniów o wrażenia z czytanej lektury. Wszyscy odpowiedzieli, że opowieść ta jest smutna i nie potrafili powiedzieć czegoś więcej. Miałam wrażenie, że historia tego chłopca weszła głęboko w ich serca. Nikt nie rozwijał tego tematu, ale nikt też nie powiedział, że jest nudna, że woleliby coś weselszego. Nie. To prawda, historia jest smutna, czuje się ją głęboko w sobie, ale ten smutek nie zabiera radości która płynie z życia. Ten smutek jest jednym z naszych odczuć/doznań, obok radości rozczarowań, złości, miłości. My mamy tylko dobrze wykorzystać tę „pożyczkę”, o której mówi Oskar, daną nam wraz z urodzeniem. Przejść przez życie tak, aby na koniec powiedzieć: „jestem szczęśliwy” i nie ważne, co miałoby to oznaczać.
.
Elżbieta Krakowski
Nauczycielka w Szkole Św. Kazimierza Królewicza w Newark, NJ