Porządny basen z czystą wodą, bez tłoku i z ratownikami, którzy uważają na to, co dzieje się w wodzie, jest na wagę złota w czasie upałów w metropolii nowojorskiej.
Postanawiamy znaleźć ‘swój’ basen w okolicy.
Docieramy do basenu w Rockland Lake State Park. Godz. 11.00. Sobota. Kolejka wije się na placu przed wejściem. Czekamy pół godziny, żeby zapłacić w okienku ($2 dorośli i $1 dzieci). Niska cena przyciąga mieszkańców Bronxu, którzy przyjeżdżają licznymi rodzinami. Niektórzy z nich wychodzą tylko z aut na parkingu i ustawiają grille, niedaleko basenu. Ucztują przy głośnej muzyce. Zapach przygotowywanych hamburgerów, hot dogów i kurzego mięsa unosi się w powietrzu.
– Ten basen powinien być tylko dla okolicznych mieszkańców – słyszę poirytowane głosy w kolejce.
Wreszcie woda. Czysta, ale za to ledwo można w niej ruszać rękoma i nogami.
Basen pełen ciał różnych rozmiarów.
– Nie chcemy tutaj pływać – mówią obie rozczarowane córki.
Czuję to samo.
Druga próba. Tym razem do basenu Germonds w West Nyack.
Wejście kosztuje $11 od dorosłej osoby, dzieci płacą $9. Cena jest jak sito, które przesiewa ludzi zainteresowanych pływaniem. Przy basenie gwarno, ale w wodzie dosyć miejsca na pływanie w różnych kierunkach. Obok mniejszy basen ze zjeżdżalnią i trampoliną. Osobny basen dla dzieci. Kimberly i Natalie, po 3 godzinach w wodzie marzą o jedzeniu.
– Przyjemna woda! Głęboko! Wesoło! – wołają obie córki.
Przydałyby się drzewa i krzaki przy basenie, żeby dać trochę cienia.
Można wyleczyć się z kompleksów, przyglądając się ciałom, pokrytym fałdami tłuszczu i spacerującym przy basenie. Ale najważniejsze, żeby czuć się dobrze we własnej skórze.
Przy basenie i w basenie matki, ojcowie i nianie. Okazja do rozmów.
Po kilku wizytach w Germonds, niektóre twarze stają się nam znajome.
Zapach używanych środków przeciwsłonecznych i spraw, którymi żyją miesza się w powietrzu.
Szykują się wesela, rozwody, wyjazdy…
Znalazłyśmy ‘nasz’ basen.