Dawno, dawno temu…
Nie będę liczyć lat, bo tego nie lubię, lecz wszystko musiało dziać się bardzo dawno, ponieważ moje życie wyglądało wtedy zupełnie inaczej niż obecnie.
Było tak: niedawno skończyłam osiemnaście lat, właśnie zdałam maturę, czułam się okropnie dorosła, a świat stwarzał mi wiele możliwości. Pozostało tylko wybrać jedną z nich. Wybrałam.
Zawsze oczywiste było dla mnie to, że po ukończeniu liceum pójdę na studia. Pozostawało tylko pytanie, na jakie, ale na to pytanie udało mi się znaleźć odpowiedź dość łatwo – oczywiście Biologia. Chodziło o to, by uczyć się czegoś, co mnie interesuje i oczywiście by BYĆ Studentką!
Nie obyło się bez stresu, lecz udało się! Dostałam się na wymarzony Uniwersytet Jagielloński i zamieszkałam w Krakowie. Po pięciu latach, bez większych przeszkód uzyskałam tytuł magistra. Wszystko według planu.
Później bywało różnie. Okazało się, że o pracę w zawodzie, który zdobyłam nie jest wcale łatwo. Właściwie nawet nie do końca sama wiedziałam, co chciałabym robić. A właściwie to, co chciałam robić, było nieosiągalne z różnych powodów.
Pracowałam więc w różnych miejscach i na stanowiskach pośrednio związanych z moim wykształceniem, dopóki nie zaczęłam wraz z mężem prowadzić Domu Opieki dla osób starszych.
Wcale nie będę twierdzić, że od samego początku była to praca moich marzeń, ale powoli odnajdywałam w niej coraz więcej interesujących mnie rzeczy. Zaczęłam się dokształcać, wyszukiwałam kongresy, kursy i szkolenia, które poszerzały moją, jak się okazało, niewielką wiedzę. Z każdym kolejnym zdobytym certyfikatem wzrastał mój apetyt na więcej.
Przez chwilę myślałam nawet o tym, by pójść na studia podyplomowe z zakresu Geriatrii, ale zarzuciłam ten pomysł kilka lat temu, bo „przecież jestem za stara na tyle nauki”…
A jednak coś nie dawało mi spokoju.
Był taki moment, kiedy przeszło mi przez myśl, że byłoby nam o wiele łatwiej, gdybym była pielęgniarką, ale przecież to przynajmniej trzy lata studiów, więc czyste szaleństwo…
Aż nastała pandemia. Świat oszalał, a dostęp do wszelkich usług został mocno ograniczony. A jednocześnie nauka i zdobywanie wiedzy stało się prostsze. Mnóstwo pożądanych przeze mnie konferencji i kursów przeniosło się do Internetu, dzięki czemu przekonałam się, że da się uczestniczyć w dużych spotkaniach na odległość, a wiedza zdobywana w ten sposób wcale nie jest gorsza od tej podawanej w sposób tradycyjny.
I wtedy właśnie ktoś mnie podpuścił… Jakiś żart, właściwie sama nie wiem co to dokładnie było.
Zadzwoniłam na Uczelnię, bez wielkich nadziei, bo przecież semestr już się rozpoczął. Był początek listopada, więc zajęcia trwały od miesiąca. Dowiedziałam się, że mam przywieźć dokumenty i napisać pismo. I już. Okazało się, że to takie proste i sama nawet nie wiem kiedy, znów po latach, zostałam studentką. Sytuacja o tyle dziwna, że z moim tytułem magistra rozpoczęłam dziennie studia licencjackie na kierunku Pielęgniarstwo.
Moje życie wywróciło się do góry nogami, bo nauka w pewnym wieku wcale nie jest taka prosta… Wiedza nie zawsze wchodzi do głowy tak łatwo, jakbyśmy tego oczekiwali. Z pewnością mocno pomaga mi to, że mam spore doświadczenie praktyczne, ale często lekko nie jest.
.
.
Obawiam się także, że moja Rodzina ma mnie czasami serdecznie dosyć: są dni, kiedy moje podręczniki i notatki walają się w całym mieszkaniu, a w czasie sesji bardzo ciężko jest ze mną porozmawiać. Oczywiście szybko się okazało, że teoria, to tylko czubek góry lodowej. Najwięcej czasu zajmują zajęcia praktyczne, które pomimo pandemii odbywają się na Uczelni lub w placówkach medycznych. Najgorzej jest chyba wtedy, gdy jeżdżę na praktyki do szpitala, bo dojazd na godzinę 7.00 rano sprawia, że budzik dzwoni o 5.00… Po praktykach prosto do pracy, by nadrobić wszystko, co tylko mogło na mnie poczekać. Niestety brakuje doby na spanie. Ale wiecie co? – warto! Jestem coraz bardziej zachwycona i zadowolona z tego, że się zdecydowałam! I powoli zaczynam wierzyć w to, że może jednak się uda? Jeszcze tylko półtora roku… Jeszcze tylko dwie sesje egzaminacyjne… Chyba dam radę?
.
.
Póki co, kolejna sesja już za mną. Teraz dwa tygodnie oddechu przed następnymi zajęciami. I nowe możliwości, następna ogromna dawka wiedzy.
Jest jeszcze jedna fantastyczna dla mnie rzecz. Mam koleżanki i kolegów! Mimo, że uczę się z ludźmi w wieku mojego syna (!), jestem częścią studenckiej grupy. Pomagamy sobie nawzajem. Razem się uczymy, stresujemy przed egzaminami, plotkujemy. To dla mnie kolejne zaskoczenie, bo przecież tyle nas dzieli. A jednak okazuje się, że łączy także wiele.
Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, czy nie jesteście „zbyt starzy” na cokolwiek, uwierzcie – z pewnością NIE! Zawsze jest dobry moment, by spełniać swoje marzenia, realizować pasje i zmieniać swoje życie. I nie ma znaczenia, czy będziecie się uczyć, zaczniecie biegać czy może zapiszecie się na lekcje śpiewu. Po prostu spróbujcie. Naprawdę warto przekonać się, ile satysfakcji daje taki krok.
.
.
.
U mnie jeszcze dwa tygodnie temu było tak:
Sesja.
.
Drogi Studencie, miła Studentko,
semestr przeleciał okropnie prędko
i znów zaczęły się egzaminy.
Wszystkim znów zrzedły troszeczkę miny.
Jak się nauczyć tego wszystkiego?
Miało być łatwo! Nie jest! Dlaczego?
.
Wiedza nie wchodzi sama do głowy,
lecz student przecież jest pomysłowy!
Różnych sposobów się teraz chwyta:
ten panikuje, a tamten czyta,
można też robić ściągi, notatki,
wkuwać na pamięć, wklejać zakładki…
.
Jakoś tę wiedzę trzeba przyswoić,
przed egzaminem – każdy się boi.
Ale na szczęście da się to przeżyć
(chociaż w tej chwili trudno w to wierzyć).
Niech więc nadzieja się w Was obudzi –
tak, egzaminy też są dla ludzi.
.
Tekst i zdjęcia: Beata Jaczewska
.