Klasa dorosłych
Klasa dorosłych

Po kilku latach prowadzenia lekcji języka polskiego dla dorosłych w Szkole im. I.J. Paderewskiego w Cleveland, Ohio, uzbierałam pokaźny worek ciekawych doświadczeń, obserwacji i wspomnień.  Raz za razem dorzucam coś nowego, ponieważ klasa ta zmienia się i pulsuje niepowtarzalną energią. Ktoś odchodzi, ktoś przychodzi, rodzą się świeże wyzwania, a stopnie językowego wtajemniczenia nabierają krwawych rumieńców oraz odmieniają się przez wszystkie przypadki z szybkością automatycznego rewolweru…

Powiało nieco powieścią kryminalną? Jeśli tak, to tylko żart i zapewniam, iż na lekcjach języka polskiego żadna krew się nie leje ani nie ma trupów w szafie, choć trzeba pamiętać, że nasz język ojczysty nie należy do łatwych i, że na widok polskich deklinacji i koniugacji niejednemu anglojęzycznemu uczniowi włosy stają na głowie, a nóż otwiera się w kieszeni.

Kim więc są ci śmiałkowie, którzy pomimo to w każdą sobotę pojawiają się w polskiej szkole, aby przez trzy godziny zgłębiać tajniki obcego języka najeżonego morderczymi końcówkami, zgrzytami tudzież trzeszczeniami?

Są oni prawdziwą paletą zawodową, wiekową i motywacyjną. Najmłodsi uczniowie to nastolatkowie ze szkół średnich. Starszych i najstarszych uczniów z reguły o wiek nie pytam. Spotkać tu można nauczycieli, artystów, księgowych, inżynierów, kelnerów, pielęgniarki…Liczebność klasy też w ciągu lat zmieniała się jak w kalejdoskopie.  W tej materii przeżyliśmy już wiele żniw i przednówków.

Dominującym motywem do uczenia się języka są polskie korzenie, polski małżonek lub małżonka, chęć podjęcia studiów lub pracy naukowej w Polsce, czasem jest to zwyczajny sentyment do języków obcych, a w tym podziw dla polskiej kultury i turystycznych atrakcji. Niektórzy uczyli się j. polskiego, gdy byli dziećmi; są też tacy, którzy nie znają ani słowa po polsku albo radzą sobie z mówieniem, lecz nie potrafią czytać i pisać… Niektórzy pojawiają się przelotem, inni od lat regularnie przychodzą na lekcje. Staram się dzielić uczniów na dwie grupy – początkującą i zaawansowaną. Tak układam program, by zajęcia były urozmaicone, a stopień trudności odpowiednio dawkowany i w miarę możliwości dostosowany do indywidualnych potrzeb.

To cieszy, gdy niektórzy uczniowie po powrocie z kolejnych wakacji w Polsce chwalą się, że zauważono tam poprawę ich językowych umiejętności. A ja zaraz to komentuję: Bo mozolnie ćwiczyliście na lekcjach i pisaliście testy aż do skutku!

Każdy uczeń przychodzi tu z innym podejściem i z różnymi wymaganiami. Niektórym wydaje się, że opanują język polski bez wysiłku; tłumaczą, że gramatyka nie jest im do niczego potrzebna, że wystarczy, gdy będą jakoś gadać po polsku. Inni z kolei zdradzają, że kupili sobie popularne kursy językowe na kasetach i dzięki nim opanowali sporo wyrażeń, ale mają braki w gramatyce, jeszcze inni żartobliwie kłócą się ze mną, gdyż nie mogą zrozumieć, dlaczego tłumaczenie z j. angielskiego na j. polski z zastosowaniem wyłącznie angielskich reguł gramatycznych jest nieporozumieniem. Staram się odpowiadać na wszystkie pytania; do znudzenia tłumaczę, że po polsku mówi się: Mam na imię…, a nie: Moje imię jest… lub: Mam 18 lat, a nie: Jestem 18 lat stary, itd.

Nasza klasa iskrzy dowcipem i śmiechem. Często porównujemy oba języki, wskazując na niuanse i ukryte znaczenia, których niepoprawna interpretacja może zamienić poważny z założenia tekst lub wypowiedź w komizm rodem z kabaretu.

Uczniowie stopniowo przyswajają materiał, łamią język i ćwiczą słówka, a w przerwach mają swoje pięć minut, gdy słyszą, jak to ja nierzadko mocuję się z angielskim i straszę akcentem. Wypadkową tych sytuacji staje się jakieś pierwsze, nieporadne jak pisklak, ale idealnie zbudowane po polsku zdanie, potem drugie, trzecie i…. brzydkie kaczątka zamieniają się w łabędzie!

Cieszymy się takimi momentami. Ostatnio padła propozycja jednego ucznia, żeby na wakacje zadać im jakąś polską lekturę i omawiać ją w ciągu roku szkolnego! Dobry pomysł!

Cóż dodać więcej… Ta klasa ma swój inspirujący puls. Dzięki niej bardziej wyczuwam subtelności i wymagania naszych dwóch pięknych języków – polskiego i angielskiego. Zaczynam widzieć i czuć język polski oczami Amerykanina i zwracać uwagę na istotne w edukowaniu szczegóły, które to kiedyś uznałabym za oczywistość. Nauczyłam się odsłaniać tajemnice swej ojczystej mowy i zarażać innych jej pięknem i unikalnością. Gdy widzę, że to się udaje choćby w najmniejszym stopniu, że trudności nie przerażają nikogo, a tylko zachęcają do prawdziwej i jednocześnie bezkrwawej przygody z polską gramatyką i wymową – czuję, że moja misja się spełnia.

Na powtarzające się pytanie uczniów, co robić, by coraz lepiej mówić po polsku daję przekorną radę – Myślcie po polsku! Kiedyś usłyszałam taką samą radę odnośnie uczenia się języka angielskiego. Mój angielski jest obecnie zadowalający, ale nadal myślę po polsku. Co więcej – nie chcę tego zmieniać.

 

Małgorzata Oleksy

Zdjęcie: Archiwum Szkoły im. I. J. Paderewskiego

Poprzedni artykuł,,Wojtek: the Happy Warrior’’ – projekt teatralno-muzyczny rusza na podbój Ameryki
Następny artykuł“Z Anią przez Polskę” – dwujęzyczny podręcznik dla polonijnych dzieci

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj