25-letnia Sławomira Rzepkowska jest pedagogiem specjalnym i protetykiem słuchu. Pochodzi z Bełchatowa.
Do USA przyjechała w październiku 2012 rok i pracuje jako au pair w Nowym Jorku.
Au pair to opiekunka dla dzieci, osoba najczęściej w wieku 18-26 lat, która pracuje na kontrakcie 6-9-12-miesięcznym. Do USA przyjeżdża mając wizę J-1. Zarabia do $200 tygodniowo i może brać kursy na wyższych uczelniach.
Dlaczego zostałaś au pair?
Co mnie skłoniło do takiego kroku? Przypadek! To była zupełnie spontaniczna decyzja, a właściwie plan B. Rok przed wyjazdem spędziłam w Sztokholmie, gdzie studiowałam na Stockholm University. Poznałam wielu fantastycznych ludzi
z całego świata i miałam okazję podróżować z nimi po Europie. Jak raz zacznie się podróżować, poznawać inne kultury, to jest zwyczajnie ciężko przestać. Strasznie stresował mnie powrót do tzw. rzeczywistości, no i oczywiście, że muszę rozstać się
z przyjaciółmi.
Koleżanka, której opowiedziałam o swoich rozterkach, wspomniała, że ma znajomą, która pracuje w agencji au pair i, że to dla mnie może być ciekawa opcja. Agencja jest sprawdzona i bezpieczna, więc postanowiłam się odezwać. Napisanie aplikacji zajęło mi bardzo dużo czasu, nie traktowałam tego zbyt poważnie, szczególnie dlatego, że Stany wcale nie wydawały mi się takie fascynujące i bardzo chciałam wyjechać do Europy.
Powiedziałam sobie, że przystąpię do programu tylko, jeśli zgłosi się jakaś fantastyczna rodzina (rodziny przeglądają aplikację, wybierają au pair, a następnie au pair może ich zaakceptować lub nie). Wróciłam
w czerwcu 2012 do Polski, pisałam pracę magisterską i aplikacja znowu poszła „w odstawkę”. W końcu, w sierpniu złożyłam ostatnie dokumenty, wysłałam aplikację.
Następnego dnia rodzina zaczęła do mnie wydzwaniać i naciskać, że muszą ze mną szybko porozmawiać, bo ktoś im mnie ukradnie. Co było bardzo miłe. I tak po kilku rozmowach, szczególnie opowieściach o dzieciach
i ich zmaganiach z ich specjalnymi potrzebami, po prostu, nie mogłam powiedzieć ‘nie’. Jak tylko się obroniłam pod koniec września, tydzień później już siedziałam w samolocie.
Czy też szybko przystosowałaś się do nowej rodziny?
Co urzekło mnie w mojej „host rodzinie” to, że byli od początku szczerzy czego mogę oczekiwać i czego oni ode mnie oczekują. Nie mówili tylko, jak dzieci są kochane i wspaniałe, ale mówili o trudnościach, o wszystkim z czym sobie nie radzą. Powiedzieli czego wymagają od au pair, co jest dla nich najważniejsze i czy mi to pasuje.
Opiekuję się dwojgiem dzieci. Chłopiec ma 7 lat i jest opóźniony w mowie. Wcześniej błędnie zdiagnozowano
u niego ADHD i chodzi do specjalnej szkoły dla dzieci z dysleksją. Dziewczynka ma 10 lat i boryka się
z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi. Problemy dzieci zauważono późno i brak było, i dzieciom, i rodzicom planu działania. Naprawdę intuicyjnie wybrałam chyba najlepszą z możliwych rodzin. Wprawdzie pracy jest dużo, dzieci były bardzo trudne na początku, często wybuchy dziewczynki były po prostu niesamowicie silne,
że bałam się zwyczajnie o jej brata czy siebie, ale od początku rodzice byli bardzo zaangażowani i bardzo dużo wypracowaliśmy od października, i dużo się zmieniło na lepsze.
Wszystko naprawdę zależy od rodziny i od tego czy się rozmawia o swoich potrzebach nawzajem. Jeśli u kogoś mieszka się i pracuje zarazem, nie można milczeć nawet w najmniejszej kwestii, bo urośnie to szybko do wielkich rozmiarów. Własnie tego się ciągle uczę, ale zrobiłam ogromny krok naprzód w tej kwestii. Nauczyłam się także szybkiej adaptacji do nowego środowiska, bo przyjechałam tutaj nie znając kompletnie nikogo.
Czego ci brakuje?
Regularnych godzin pracy. Wstawanie rano na dwie godziny, pół dnia wolne i praca do wieczora, uniemożliwia wiele rzeczy. Brakuje mi niezależności, mimo, że mieszkam na oddzielnym piętrze i nie mam godziny, o której muszę wrocić. Nikt nie wchodzi do mojego pokoju, to jednak, muszę powiedzieć, że ktoś przychodzi itd.
No i brakuje mi normalnego jedzenia, niestety, moja rodzina nie odżywia się najlepiej, nie gotują, a dzieci są strasznie wybredne.
Jakie wrażenie na tobie zrobiła Ameryka?
To mój pierwszy raz na innym kontynencie. Hmm muszę powiedzieć, że Stany jakiegoś kolosalnego wrażenia na mnie nie zrobiły. Ale myślę, że Nowy Jork rozkochuje mnie w sobie powoli. Kiedy pozna się ludzi i zacznie się odkrywać różne miejsca (niekoniecznie te z przewodników), nie da się nie zakochać w Nowym Jorku. Oczywiście jest wiele fantastycznych miejsc, które mam nadzieję zobaczyć. Co uwielbiam w USA? Uprzejmość przypadkowych ludzi np. jeśli komuś podobają się twoje buty, powie ci to od razu, no i to, że każdy, bez względu na ubranie, kolor skóry czy też przeróżne dziwactwa, może czuć się swobodnie.
Co przeniosłabyś na polski grunt rodziny?
Na pewno sposób tłumaczenia dzieciom różnych zachowań, sytuacji (traktowanie dziecka jak małego dorosłego), choć i tu są skrajności, że dziecko na za dużo sobie wtedy pozwala. Cudownie byłoby wypośrodkować z naszego polskiego „nie, bo nie i już” i z tutejszego dokładnego wyjaśniania każdego polecenia i sytuacji. Ponadto przeniosłabym atmosferę otwartości i tolerancji wobec innych kultur i religii. Jestem zafascynowana różnorodnością mieszkańców Nowego Jorku i to jak od małego, dzieci są uczone szacunku do drugiego człowieka.
Czy masz kontakt z innymi au pairs?
Oczywiście, że tak, bo po pierwsze kto zrozumie lepiej au pair jak nie druga au pair. Również na początku, kiedy nie zna się nikogo w mieście, znajomości z innymi dziewczynami ratują życie. Co miesiąc organizowane są spotkania au pair tzw. cluster meetings, gdzie spotykamy się na obiedzie, czy w jakimś turystycznym miejscu, żeby się poznać, porozmawiać.
Co po zakończeniu rocznego kontraktu au pair?
Sama nie wiem do końca. Wiem, że na pewno nie przestanę podróżować. Może spróbuję swoich sił w Australii, czy w programie UE jako nauczyciel w szkole specjalnej, w którymś z krajów Europy? Może zacznę studia podyplomowe i znajdę stabilną pracę w Polsce? Narazie jestem w trakcie odpowiadania na to pytanie sama sobie. Jedno jest pewne, bo nie będzie nudno.
Czy poleciłabyś zostanie au pair?
Zdecydowanie tak, ale nie za wszelką cenę. Wybór „pierwszej lepszej rodziny”, byle tylko mieszkać w jakimś konkretnym miejscu nie popłaca, trzeba kierować się intuicją i serduchem, żeby potem się nie męczyć.
Choć w sumie i po takim cięzkim roku, koleżanki z niezbyt „dopasowanymi” rodzinami, nigdy nie żałowały przyjazdu. Trzeba się po prostu odważyć i próbować jak najwięcej z takiego wyjazdu „wycisnąć”.
Dziękuję za rozmowę i życzę kolejnej życiowej przygody!
Rozmawiała: Danuta Świątek
<br/>