Museum of Russian Icons w Clinton, w stanie Massachusetts, istnieje od 2006 r. Dzięki zainteresowaniom jego twórcy i kolekcjonera rosyjskich ikon, amerykańskiego biznesmena z Clinton Gordona B. Lanktona, który postanowił przekształcić swoją pasję w dobro publiczne, można w nim oglądać skarby sztuki, o jakich nie śniło się nawet bostońskim muzeom. Dla osób zainteresowanych ikonografią, sztuką sakralną czy też tradycją artystyczną kościoła prawosławnego to wizyta obowiązkowa, a dla tych, którzy już tu byli i podobało im się, dobra wiadomość – jeszcze do 12 września w muzeum gości wystawa, której nie można przegapić. Jest to przygotowana we współpracy z The British Museum w Londynie: „Byzantium to Russia: The Origins and Development of Russian Icons 1200 to 1900”.
Z londyńskiego muzeum do Clinton przyjechał m.in. słynny wizerunek św. Jana Chrzciciela i piękny, ascetyczny Św. Jerzy walczący ze smokiem, jedne z najstarszych istniejących na świecie ikon, oraz precyzyjnie wykonane średniowieczne miniatury – medaliony pielgrzymów, ikonograficzne sceny wyrzeźbione w kości słoniowej itp. Razem 48 obiektów. Pomysłodawcą wystawy był Richard Temple, kolekcjoner i znawca ikon z Londynu, autor publikacji o ikonografii i właściciel znanej na całym świecie The Temple Gallery.
Oprócz obiektów z własnej kolekcji i czasowych wystaw muzeum pokazuje również filmy i organizuje ciekawe spotkania, warsztaty oraz koncerty. W lipcu w Clinton gościł m.in. Robert J. Andrews, ikonograf o greko-ormiańskim pochodzeniu, autor mozaik w bizantyjskim stylu (tradycja malarstwa bizantyjskiego obejmuje również fresk i mozaikę, która brała udział w kształtowaniu się bizantyjskiego języka w V-VI stuleciu). Dziennikarze nazywają tego amerykańskiego artystę współczesnym Michałem Aniołem. Jego szczególne prace zdobią ściany i kopuły ponad 40 świątyń prawosławnych w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Wielkiej Brytanii.
Piękna sztuka mozaiki bizantyjskiej jest w zasadzie zajęciem bardzo anachronicznym, ale ponadosiemdziesięcioletni ikonograf, który od 50 lat wciąż z sukcesem projektuje i instaluje mozaiki w bizantyjskim stylu w amerykańskich prawosławnych kościołach, jest zadowolony ze swojego wyboru. Wygląda na człowieka ciepłego, skromnego i oddanego swojej pracy w sposób charakterystyczny dla rzemieślnika. Potrafi też, jak mówi, zatracić w tworzeniu poczucie czasu i pracować nad mozaiką całymi nocami.
Robert Andrews nie ma uczniów, którym przekazywałby tajniki rzemiosła, choć studenci sztuk pięknych przychodzą do niego na praktyki. Ma za to w swojej pracy oddanych pomocników i współtwórców w postaci żony, która wykonuje często tła do jego mozaik, oraz syna, który pracuje z nim od lat.
Podczas wykładu Andrews opowiadał ciekawie o swoim powołaniu i drodze do niego, która wiodła m.in. przez służbę pilota w amerykańskiej marynarce wojennej oraz wieloletnią pracę nauczyciela sztuk plastycznych w szkołach i uczelniach w Massachusetts. Zanim odkrył XII-wieczną tradycję sztuki religijnej, Andrews jako artysta zajmował się m.in. ceramiką, rzeźbą, malarstwem portretowym oraz wykonywaniem biżuterii. Słuchaczom szczególnie przypadła do gustu historia o tym, jak pewnego razu ktoś z obsługi poinformował Roberta Andrewsa w jednym z kościołów, że ma wielkie szczęście – będzie dziś mógł tu zobaczyć sławnego amerykańskiego ikonografa, który pracuje nad nową mozaiką… Andrews podziękował za wiadomość i szczerze ucieszył się z możliwości. Po południu jego rozmówca uśmiał się, odkrywając, komu ją ogłosił.
Praca ikonografa zajmującego się mozaiką w samej świątyni z reguły trwa minimum kilka tygodni. Robert Andrews dobrze poznaje więc kościoły, w których pracuje, oraz obrazy i figury w nich zgromadzone. Jak mówi, „zaprzyjaźnia się z nimi” i przychodząc do pracy, wita niczym swoich przyjaciół. Pomiędzy artystą, jego dziełem a pracą wykonaną już w kościele przez innych artystów i rzemieślników pojawia się szczególna więź. Powstająca mozaika musi być w harmonii z resztą świątyni. I tak jak w przypadku tradycyjnej ikonografii, przedstawiane w mozaice postaci świętych pozostają, zgodnie z tradycją religijną, w żywej relacji ze swoimi rzeczywistymi pierwowzorami. W tym sensie ikony są czymś więcej niż dziełem sztuki i obrazem. Stanowią medium umożliwiające kontakt z rzeczywistością sacrum. Jak skromnie podsumował to autor mozaik, praca nad nimi jest błogosławieństwem i źródłem duchowych doświadczeń, których w innym przypadku nigdy by nie miał.
Robert Andrews pokazywał podczas wykładu podstawowe dla swojej pracy narzędzia: jedno przypomina zwykły młotek, drugie to szklany/ceramiczny kawałek mozaiki. To wszystko? Reszta to wizja, żmudne studia tematu i ciężka fizyczna oraz – co podkreślał ikonograf – matematyczna praca. Mozaika wymaga bardzo precyzyjnych matematycznych wyliczeń, szczególnie w przypadku powierzchni, w których, tak jak przy łukach i kopułach, przestrzeń się zakrzywia. Proporcje, harmonię i rytmiczności linii osiąga się tu często trudniej niż w przypadku malarstwa.
Spotkanie zakończył pokaz filmu o monumentalnej pracy Andrewsa w Holy Trinity Greek Orthodox Church w San Francisco – ikonie Chrystusa Pantocratora, największej na Nowym Kontynencie mozaice w kopule prawosławnej świątyni. Film obejrzeć można również w sieci. Warto!
Tekst i zdjęcia: Lidia Russell