Wpatrując się w niekończący niebiesko – biały blask, otacza mnie sadzawka miękkiej zieleni. Zatapiam się w grubej warstwie trawy pode mną, tonąc w myślach, bombardowana widokiem miliarda odległych gwiazd. Światło gwiazd oślepia mnie i wszystko w pobliżu znika, ale gwiazdy, galaktyki, planety stają się wyraźniejsze. Niemal czuję się zupełnie odrętwiała; czuję tylko, że trawa łaskocze mnie w bose stopy, widząc tylko nocne niebo spadające na mnie.
Jestem na statku kosmicznym, unoszącym się wśród zimnych, płonących gwiazd, daleko od małego miasteczka w Polsce, w którym byłam zaledwie dwie minuty temu. Domy i drogi, które kiedyś mnie obejmowały, stopiły się w olbrzymie, gazowe kule cudów, piękniejsze niż kiedykolwiek mogłam sobie wyobrazić. Ogromna równina pustki, która leży przede mną, zastępuje mijających mnie ludzi.
Zostawiam rzeczywistość: ludzi, radość, problemy. Zostawiam wszystko, co mnie więzi, bym mogła zgubić się na otwartym niebie, w otchłani – zupełnie sama, absolutnie bez znaczenia.
W towarzystwie jedynie wyobraźni szybuję przez nieznane, nieodkryte. Nie wiem, gdzie jestem, kim jestem, czego szukam. Po prostu wiem, że czuję się wolna, odizolowana, sama ze sobą. Nie jestem już częścią świata, w którym żyłam. Nie jestem już obywatelką kraju, ani niewolnicą tej samej codziennej rutyny, tego samego widoku.
Chociaż przez nieskończony okres nicości pragnę wpaść na coś, cokolwiek by to było. W każdym kierunku widzę tylko gazy błękitu, szarości i fioletu, piękny i powtarzalny obraz stworzony przez samego Boga. Mam nadzieję, że tutaj, między gwiazdami, znajdę sens, chociaż w miejscu, w którym jest tyle wszystkiego, wydaje się, że nic nie ma znaczenia. Następna gwiazda nie różni się od poprzedniej, tworząc cykl, który trwa przez całą wieczność.
Im dalej gubię się w gwiaździstej nocy, tym bardziej przypomina mi życie w USA i Polsce. Noc jest powtarzalna, ciągła, a kiedy podróżuję, napotykam te same rzeczy w różnych formach. Tęsknię za odpowiedzią, wyjaśnieniem zapisanym w gwiazdach, ale im dalej idę, tym bardziej bezsensowna staje się moja podróż. Powoli wracam do rzeczywistości, gdy zaczynam tworzyć coś w rodzaju konstelacji łączącej gwiaździstą noc z rzeczywistym światem. Nasze życie jest powtarzalne, chociaż przybiera różne formy, podobnie jak gwiazdy mają różne kolory i rozmiary. Otaczają mnie ludzie żyjący tym samym życiem, na tej samej linii czasu: rodzimy się, pracujemy, umieramy. Rzadko zdarza się, aby ktoś podążał za swoimi marzeniami, realizował swoje pasje, stał się osobą, którą naprawdę chce być. Ślepo kroczymy przez galaktykę gwiazd, mając nadzieję, że znajdziemy sens, cel.
Jestem w pełni świadoma swojego otoczenia i nagle spadam z kosmosu. Moje życie jest po prostu odbiciem nurkowania w niebie pełnym identycznych gwiazd, poszukiwania nieistniejącego skarbu – czegokolwiek, co ma znaczenie. Istnieje jednak jedna różnica między
życiem a gwiaździstą nocą: łatwiej jest zgubić się w gwiazdach, niż zmierzyć się z monotonną rzeczywistością, w której żyję. Bez względu na kraj.
Angelika Malkowski, 15 lat
Szkoła K. Pułaskiego w South Hackensack, NJ, USA