„Według Einsteina, wśród naukowców była jedyną osobą niezepsutą przez sławę”, mówi o Marii Skłodowskiej-Curie w spocie kampanii „Poczuj chemię do Skłodowskiej” Karolina Gruszka, odtwórczyni głównej roli w francusko-niemiecko-polskim filmie Marie Noëlle „Marie Curie. The Courage of Knowledge” (2016), który właśnie odbywa swój przejazd przez Stany Zjednoczone. Reżyserka znalazła Karolinę Gruszkę w Polsce po dwóch latach poszukiwań francuskiej gwiazdy, która zagra Skłodowską. Tak się złożyło, że Gruszka mówi świetnie po francusku.

Polska aktorka dodaje, że przygotowując się do roli, obok kobiety z niezwykłą pasją do nauki odkryła w Marii Curie kobietę z niezwykłą pasją do życia. Myślę, że zwłaszcza nam, Polakom i Polonii, przyzwyczajonym do wizerunku Skłodowskiej jako naukowca (a nie żony, matki i kochanki czy twórczyni alternatywnej szkoły dla dzieci) i do stawiania jej na piedestale w zapiętym pod szyję gorsecie, w równym rzędzie z innymi Wielkimi Polakami, o których nie zawsze wiele wiemy, przyda się odbrązowienie i uczłowieczenie postaci tej jedynej kobiety, jak dotąd, która dwukrotnie zdobyła Nagrodę Nobla. Jako absolwentka klasy matematyczno-fizycznej w liceum imienia Marii Skłodowskiej-Curie, dla której życiorys Skłodowskiej w związku z tym nie powinien był kryć żadnych tajemnic przyznaję, że wizja, jaką proponuje film Marie Noëlle jest daleko bardziej złożona, trudna i ciekawa od wszystkiego, czego uczyłam się podczas uroczystych akademii i w trakcie odrabiania zadań domowych związanych z patronką szkoły.

 

 

Zasługa reżyserki, która sama jest kobietą z pasją, jest tu nie do przecenienia. Pomiędzy jej życiem i karierą a życiem i karierą bohaterki jej ostatniego filmu zachodzą też znaczące paralele. Noëlle wcześniej pracowała nad filmami razem z mężem, Peterem Sehrem, a po jego nagłej śmierci w 2013 r., podobnie jak Curie po śmierci męża, musiała udowodnić, że potrafi wykonać pracę sama.  I zdecydowanie się za to zabrała.

Film ma dobrą prasę i widownię zagranicą, choć motywem powtarzającym się w recenzjach jest nie nauka, lecz seks. Połączenie pasji miłosnej z pasją do wiedzy okazuje się w dzisiejszych czasach bardzo nośne: „sex and science in turn-of-the-century Europe” pisze o filmie „The Guardian”, przy okazji nazywając go soap operą, która bardziej skupia się na „spicy” życiu prywatnym Curie niż na jej naukowym wglądzie. Po części przyznaję mu rację. Nauka ma w tym filmie raczej charakter aury promieniującej z Marii o rafaelickiej urodzie i z jej pracowni, która przywodzi na myśl pracownie malarskie i obrazy niderlandzkich mistrzów, niż kartezjańskiego wykładu. Chemia damsko-męskich relacji odgrywa pierwszoplanową rolę. Inna recenzja z ironią ogłasza bohaterkę filmu „so hot that she’s radioactive”, zapytując retorycznie, czy w jakimkolwiek filmie o mężczyźnie-naukowcu widzieliśmy tyle seksownych kapieli. Wszystkie znamy ten problem aż za dobrze – gdziekolwiek pojawia się kobieca cielesność, zawsze będzie jej w czyichś oczach albo za wiele, albo zbyt mało. Na tej samej zasadzie każda kobieta, która wzbudza emocje, będzie osądzona jako albo zbyt prowokacyjna, albo za mało kobieca. Albo, jak to ujmuje profesor zagrany wytrawnie przez Daniela Olbrychskiego, który jest w roli satyra równie przekonujący, co odpychający, jednocześnie chłodna i… mimo woli przypomina się pewna szeroko komentowana w Polsce publiczna „wypowiedź” z prawej strony sceny politycznej.

 

 

 

Czy takie ujęcie życiorysu i taki portret psychologiczny Marii Skłodowskiej-Curie, jaki proponuje Marie Noëlle, mnie osobiście przekonują? Nie wiem. Podobnie, jak nie wiem, czy przekonuje mnie do romansu Curie niewątpliwie słuszna uwaga Marii z filmu w odpowiedzi na zarzuty szwedzkiej Akademii, że jej życie prywatne staje się przeszkodą w publicznym wizerunku Nagrody Nobla: jeśli romans miałby być przeszkodą we wręczeniu Nobla jakiemukolwiek mężczyźnie, nie byłoby komu tej nagrody wręczyć. Fakt, że mężczyźni częściej zdradzają (?) nie daje kobietom automatycznie praw, by robić to samo tylko z powodu równouprawnienia. Rozumiem jednak, że psychologicznie sytuacja samotnej wdowy, emigrantki, wrażliwej kobiety naukowca z dwójką dzieci i wykładami na Sorbonie, nie jest typowa, a nawet gdyby była, to osądzanie kogokolwiek nie jest naszym wrodzonym prawem. Nigdy nie poznamy przecież do końca prawdziwych motywów zachowania drugiego człowieka i przyczyn, które takie motywy w nim ukształtowały. To zagadka, która może równać się zagadkom wszechświata, o których wspomina w szwedzkiej Akademii Maria  – i o tym również do pewnego stopnia jest ten film. Gdybyśmy jako gatunek byli zdolni do pełnego poznania drugiego człowieka, prawdopodobnie zamiast wciąż nowych konfliktów mielibyśmy wokół wyłącznie pełne współczucia pojednanie.

 

 

Znana w polonijnym środowisku USA literaturoznawczyni i autorka audycji o poezji w nowojorskim radiu Irena Biały wspomina swoje spotkania z Evą Curie, córką Marii Curie, pisarką i pianistką, w Nowym Jorku i rozżalenie, z jakim w rozmowie z nią o swojej książce poświęconej Marii Eva Curie wspomniała nagonkę na swoją mamę i atmosferę skandalu, jaka otaczała tę najodważniejszą i najzdolniejszą spośród kobiet w środowisku naukowym ówczesnych czasów. Postać Evy również pojawia się w filmie, choć na pierwszy plan wysuwa się Irene Curie, późniejsza druga na świecie kobieta-noblistka.

Gdybym sama miała określić gatunek tej filmowej biografii Curie, nie nazwałabym jej soap operą, ale nostalgicznym (mimo kipiących emocji – kleenex warto mieć pod ręką), politycznym feministycznym manifestem. W tym sensie jest to jednak jednocześnie film szablonowy. Kobiety mają prawo do wiedzy, do buntu, do odkryć, do pomyłek. Do ciała, intuicji. Do statusu. OK, ale to już wiemy! Czy Noëlle powiedziała coś nowego, czy tylko ubrała swój manifest w poruszające, smutne obrazy? Szkoda, że zabrakło taśmy czy weny na sceny z frontu i opowieść o misji Curie w trakcie wojny.

 

 

Ostatnia scena filmu ma siłę wyrazu i symboliczno-polityczną wymowę. Napisy końcowe zdradzają dopisany przez zagadkowy wszechświat epilog. Film może zostawić nieprzygotowanego widza z czymś w rodzaju rozterki w sercu i z głową pełną pytań, a ponieważ dla większości populacji nie jest to przyjemny stan, film Noëlle jest filmem niszowym. Jako że jest to również niehollywoodzka produkcja, w USA raczej nie natrafimy na nią w multipleksach, ale warto rozglądać się po repertuarze małych niezależnych kin i ośrodków kultury. W Bostonie na przykład film wyświetlano przez kilka weekendów w Museum of Fine Arts. Piękne zdjęcia Michała Englerta usprawiedliwiają taki wybór miejsca. Fun facts: większość produkcji nakręcono w Polsce. Kadry z plaży pochodzą z okolic Gdańska. Słychać kilka polskich dialogów.

 

Lidia Russell

Fot. Witold Baczyk

 

„Marie Curie”, oficjalny zwiastun:

https://www.youtube.com/watch?v=HAqRN6u2Yls

https://www.youtube.com/watch?v=ehcZDhEFZgw

Poprzedni artykułŚwięto Odzyskania Niepodległości przez Polskę w Akademii Języka Polskiego w Manchester, NJ
Następny artykułCała Polonia czyta dzieciom w Plainfield

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj