Przypadkowe rozmowy potrafią być bardzo pouczające. Przekonałam się o tym po raz kolejny.

Usiadłam na placu zabaw obok matki, która miała nastrój do zwierzeń.

Nasze dzieci szalały na huśtawkach i zjeżdżalniach, a kobieta opowiadała.

Zaczęło się zwyczajnie, od stwierdzenia, że największym szczęściem rodzica jest mieć zdrowe dzieci.

Niestety, nie wszyscy tego szczęścia dostępują.

– Moja 19-letnia córka ma manię wyrywania sobie włosów z głowy – mówiła zatroskana kobieta. – Teraz wyrwała ich tyle, że zrobiły się dwa duże łyse koła z tyłu głowy. W zeszłym roku była prawie łysa i musiała nosić perukę.

Zrobiło mi się przykro.

– Co mówi lekarz? – zapytałam.
– Wysłał nas do psychologa. Córka przez 2 lata chodziła na terapię raz w tygodniu. Przez rok brała lekarstwo (prozac). Nic nie pomaga i nie wiem co robić.

Nastało milczenie.

Przyznaję, że nie spotkałam się z podobnym przypadkiem. Spekuluję, że musi być podłoże nerwowe, by wyrywać sobie włosy z głowy. Tak też sugeruje polskie przysłowie.

– Kiedy to robi? – odważam się zapytać.
– Gdy patrzy na telewizję, gdy uczy się, spaceruje. W różnych sytuacjach.
– Może nie powinna być sama?
– Wystawiliśmy drzwi do jej pokoju, żeby mieć ją na oku. Był czas, że spałam z nią w jednym łóżku. Ale córka buntuje się, że nie ma prywatności.

Po powrocie do domu, siadłam przed komputerem i szukałam w sieci pomysłu na pomoc dla 19-latki. Mania ma swoją nazwę: trichotillomania i jest skutkiem stresu. Trudna do leczenia. Dwa razy częściej dopada kobiety niż mężczyzn. Leczenie podobne do tego, które przechodziła wspomniana dziewczyna.

Zawsze jest jakieś wyjście z trudnej sytuacji.

Ale jakie w tym przypadku?

Danusia Świątek

Poprzedni artykuł„Coś na uspokojenie”
Następny artykułTED: Brian Goldman: „Lekarze popełniają błędy – porozmawiajmy o tym!”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj