Zosia i Eugeniusz na balkonie
Zosia i Eugeniusz na balkonie

 

Zosia Żeleska-Bobrowski –nowojorski kronikarz wydarzeń polonijnych w ciągu ostatnich 30 lat. W tym roku kończy 70 lat i ma plany na następnych 50!

Artystka robiła selfies 30 lat temu, zanim stały się jeszcze modne. Ostatnio odkryła nową pasję – hodowania kwiatów na balkonie swojego mieszkania na Queensie.  Otrzymała odznakę honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej” przyznawaną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP.  Trafiła do książki „Architekt poza architekturą”, powstałej z inicjatywy krakowskiego SARP i wybitnego fotografa, absolwenta architekturyW. Plewińskiego. Ta publikacja obejmuje życiorysy znanych absolwentów architektów, którzy odeszli od architektury i odnieśli sukcesy w innych profesjach. Jest współzałożycielką Polsko-Amerykańskiego Klubu Fotografika w Nowym Jorku.

 

Gdyby można było jeszcze raz dokonać pewnych wyborów w życiu, co zmieniłabyś?

Niczego bym nie zmieniła! Jestem zadowolona ze swojego życia i swoich wyborów osobistych i zawodowych. Kocham fotografię, kocham swojego męża Eugeniusza, kocham Nowy Jork.

Moja życiowa droga zaczęła się w Krakowie, gdzie studiowałam na Politechnice Krakowskiej i skończyłam wydział architektury, co wprowadziło mnie do świata sztuki. A moja przygoda z fotografią wiąże się z Janiną Garycką, współzałożycielką Piwnicy pod Baranami, której piękne dekoracje z przedstawień, sylwestrów oraz innych imprez jak słynne „Jajeczka” czy „Opłatki”, zaczęłam utrwalać na zdjęciach.Tam też miałam pierwsze wystawy. Myślę, że właśnie studia architektoniczne wyszkoliły moje oko fotograficznie pod kątem patrzenia na obiekt z uwzględnieniem  umiejętności  kompozycji, estetyki, kształtowania przestrzeni. Dokonałam dobrego wyboru studiów.

Wybór męża też okazał się strzałem w dziesiątkę?

Naszym swatem był znajomy Eugeniusza, Jerzy Połomski, który koncertował w klubie „Continental” na Greenpoincie, a ja go wielokrotnie fotografowałam. Mojego męża zawsze podziwiam za jego mądrość, uczciwość, silną wolę, poczucie humoru, punktualność. Daje mi poczucie bezpieczeństwa i radość ze wspólnego życia. Mój mąż w młodości nie darzył sympatią dwóch zawodów na literę „f”, fotografów i fryzjerów. Po poznaniu mnie, na przekór tym uprzedzeniom, nie tylko się ze mną ożenił, ale również przez wiele lat pozwolał mi się strzyc.

Eva Rubinstein 09.12.1992 Zdjęcie: Zosia Żeleska-Bobrowski
Eva Rubinstein 09.12.1992
Zdjęcie: Zosia Żeleska-Bobrowski

A jak jest z tą miłością do Nowego Jorku?

W Nowym Jorku mieszkam z wyboru od 1987 r. Trafnego wyboru. Najpierw poleciałam do Kanady, do cioci Krystyny, której ojciec był bratem mojej babci. Stefan Sznuk był generałem lotnictwa i współpracował z gen. Władysławem Sikorskim. Uwielbiał podróżować i ja chyba wdałam się w niego. Gdy przyleciałam do Kanady, poczułam się taka szczęśliwa i ciekawa wszystkiego. Gdy ciocia zabrała mnie w podróż po Kanadzie i USA przez 3 miesiące od Atlantyku po Pacyfik i z powrotem, to wydawało mi się, że dostąpiłam największego szczęścia na ziemi! Podróż wspominam jako kolejdoskop wspaniałych widoków i architektury. Wtedy zrobiłam kilka tysięcy slajdów, które trzymam w klaserach. Powinnam je przerobić na cyfrowe zapisy. Mam też do uporządkowania walizkę suszonych kwiatów i traw, ułożonych w gazetach, które zbierałam w czasie podróży. Czasami zaglądam do walizki i przyrzekam sobie, że kiedyś i nimi się zajmę. Osiedlenie się w Nowym Jorku było następstwem tej podróży życia, która nadal trwa, bo Nowy Jork to przecież ludzie z całego świata, zebrani w jednym mieście.

Często w notkach biograficznych o Tobie, pojawia się stwierdzenie – wykształcona w Polsce, zakochana w Nowym JorkuZa co pokochałaś Nowy Jork?

Za wiele rzeczy, a przede wszystkim za ustawiczne pobudzanie mnie do pracy. Jestem  na wystawie fotograficznej w jednym miejscu i wiem, że nie mogę być równocześnie na trzech innych, również ciekawych. Jestem w środku świata na wysokich obrotach, w którym znalazłam swoje ciche miejsca. Uwielbiam Park Centralny, nietypowy park, w centrum Manhattanu, gdzie są skały i stawy, gdzie jest mój ulubiony nowojorski pomnik z królem Jagiełłą. Przez wiele lat chodziłam na śniadania wielkanocne i siadywałam przy pomniku. Lubię również Bryant Park, dla jego urody oraz ze względów sentymentalnych, gdyż spotykałam się tam z aktorką Elżbietą Czyżewska, która go nazywała swoim biurem, gdyż lubiła tam czytać pod pomnikiem Gertrudy Stein, zrobiłam jej tam kilka sesji fotograficznych natomiast w czasie Fashion Week polowałam tam na znane osobistości.

Bardzo lubię chodzić do Polskiego Konsulatu, bo to nie tylko piękny budynek, ale ciągle odbywają się w nim ciekawe imprezy. Na polskim Greenpoincie chodzę na kolacje do restauracji „Christina”, a na pyszne ciasto do „Cafe Riviera”. Moim brooklyńskim zakątkiem jest Cadman Plaza, skąd rozciąga się cudowny widok na Dolny Manhattan. Zawsze zabieram tam wszystkich naszych gości z Polski i chętnie fotografuję pary ślubne. A w rocznicę 11 Września, chodzę patrzeć na laserowe światła. Mam jeszcze jedno ulubione miejsce – Berckley Center, gdzie fotografuję walki bokserskie. Nie mogłabym żyć bez Javitz Center na Manhattanie, gdzie co roku chodzę na PhotoPlusExpo. Jaką czerpię stamtąd inspirację! Wystawy najlepszych fotografów i najnowszego sprzętu fotograficznego, jakie można obejrzeć na wystawie, czasami śnią mi się po nocach.

Pokochałam Nowy Jork za to, że tutaj nie można się tak łatwo zestarzeć, że  daty urodzenia nie mają tak wielkiego znaczenia, jak w innych miejscach świata. Liczy się energia i pomysł do działania w Nowym Jorku.

Wojciech Kolaczkowski 07.05.1991  Zdjęcie: Zosia Żeleska-Bobrowski
Wojciech Kolaczkowski 07.05.1991 Zdjęcie: Zosia Żeleska-Bobrowski

Czego nauczyła ciebie Ameryka?

Pokory, pokory, pokory. Ameryka jest dla ludzi silnych psychicznie. Trzeba mieć wiarę w siebie, bo tutaj czasami musisz udawać, że wszystko umiesz. Trzeba być pewnym siebie. Nie można się łatwo poddawać. W trudnych chwilach udawałam przed sobą, że to co się dzieje to tylko teatr, nie rzeczywistość, a ja w nim gram rolę jako aktorka. To mi pomagało. Ameryka nauczyła mnie również optymizmu. W Polsce na skutek trudnej sytuacji gospodarczo-politycznej i osobistej w latach 80-dziesiątych, byłam po rozwodzie, czułam się zdołowana. W Ameryce okazało się, że optymizm popłaca i jak chce się do czegoś dojść, to można tego dokonać pomimo wielu przeciwności.

Za co podziwiałaś ludzi, których fotografowałaś?

Spotkałam bardzo wielu ludzi, którzy wywarli na mnie wrażenie z różnych powodów. Ale najbardziej zapamiętałam uroczego pułkownika Wojciecha Kołaczkowskiego z legendarnego dywizjonu 303. To był niezwykle skromny człowiek, o wysokiej kulturze osobistej, a jak przejmująco opowiadał o swoich wojennych przeżyciach!  Eva Rubinstein, znana fotograf, zaimponowała mi siłą przetrwania. Po różnych rodzinnych tragediach odnalazła się w fotografii.  Elżbieta Zakrzewska-Parker, sopran Operetki Warszawskiej, tryskała niezwykłą radością życia, mimo, że nie występowała już na scenach operetek, ale potrafiła żyć wspomnieniami i z nich czerpać siłę. Irenę Jarocką podziwiałam za życzliwość dla wszystkich ludzi i za to, że tak ceniła rodzinę. A to przecież w środowisku artystków nie jest za bardzo popularne.

Teraz modne są zdjęcia selfie. A ty jesteś ich mistrzynią od wielu lat, jak to się zaczęło?

Zawsze uwielbiałam fotografować siebie w lustrach dużych, małych, antycznych. Sama robiłam sobie portrety i akty, nawet w naturze.  Ale robiłam  to z długim wężykiem i gruszką, a nie tak jak dzisiaj, gdzie aparat w telefonie jest na wyciągnięcie ręki i twarz na zdjęciach ma zdeformowane proporcje. Przy tamtych selfie było dużo roboty, a teraz wystarczy kilka sekund. Ostatnio kupiłam obiektyw  tzw. rybie oko i czasami też robię selfie, chociaż twarz jest trochę zdeformowana na zdjęciu. Tak, to mi przeszkadza, ale niekiedy chcę sobie zrobić zdjęcie z widokiem i wtedy w grę wchodzi tylko selfie. Dodam jeszcze, że moje ślubne zdjęcia to selfie, gdyż kolega-fotograf się nie pojawił na uroczystości. A jedno ze selfie, mój akt zrobiony w Ellenville, NY, został ukradziony na wystawie Windows w klubie Europa na Greenpoincie.

 A jakie nowe zainteresowania pojawiły się w twoim życiu?

Podróże na Bermudy i ogródek na balkonie. Byliśmy na Bermudach kilka razy i za każdym razem ta wyspa podoba się nam coraz bardziej. Podoba nam się tam klimat, ludzie, architektura i roślinność, do tego stopnia że zaczęliśmy myśleć o przeniesieniu się na spokojną emeryturę na tej wyspie. Magia trójkąta bermudzkiego działa na nas jak magnes.Większość domów na Bermudach jest pięlnie ukwiecona i postanowiłam na razie zrobić swoje małe Bermudy na balkonie. Zasadziłam dużo kwiatów w doniczkach. Lubię zwłaszcza zwisające kaskadowo petunie i geranium. Mamy też swoje poziomki. Uwielbiam pić kawę na balkonie i patrzeć na wschody słońca.

 

Selfie na Rockefeller Plaza w Nowym Jorku
Selfie na Rockefeller Plaza w Nowym Jorku

 

Czy tęsknisz za Polską?

Oczywiście! Ale potrafię stworzyć sobie Polskę wokół siebie, w Nowym Jorku. Jako dziecko nie miałam stroju krakowskiego, o którym marzyłam. Teraz mam, kupiłam sobie w Krakowie podczas jednego z wyjazdów do kraju. Czasem ubieram się w strój krakowski, gdy wychodzę na przyjęcia oraz uroczystości kościelne. Przyznaję, że wzbudzam zainteresowanie. Żeby nie czuć się samotnie, przywiozłam ze sobą swoich przodków w postaci starych zdjęć, wachlarzy ze strusich piór mojej babci, przedwojennej sukni mamy, a nawet serwetki, którą mnie nakryto podczas chrztu!

Jaką wagę przywiązujesz do swoich 70 urodzin?                                                                                                       

Te urodziny to dla mnie tylko liczba, gdyż nie czuję mojego wieku. Czuję się po prostu młoda i pełna energii. Mam apetyt na życie i plany na następnych 50 lat.

Zdradzisz swoje plany?

Marzę, żeby pojechać na Alaskę i na Haiti. Chciałabym wrócić do malowania i rysowania, które uprawiałam w czasie studiów. Już kupiłam sztalugi.

 

Rozmawiała: Danuta Świątek

Zdjęcia: archiwum Z. Żeleskiej-Bobrowski

Poprzedni artykułTajemnica Vermont
Następny artykuł„Po co mi ten drugi język?” – wykład Natalii Banasik
Danuta Świątek
Redaktor naczelna portalu. Dziennikarka prasowa. Adiunkt w Hunter College w NYC. Lauretka Nagrody im. Janusza Korczaka (2022) i Nagrody Marszałka Senatu w konkursie „Polki poza Polską” (2023). Wyróżniona Medalem KEN za pracę w polonijnych szkołach. Absolwentka Columbia University w NYC. Była korespondentka „Życia Warszawy” i „PANI” w Nowym Jorku. Współpracowała z amerykańską edycją „BusinessWeek” i „Working Mother”. Autorka książek m. in. “Kimberly”, „Kimberly jedzie do Polski” i współautorka „Przewodnika po Nowym Jorku”. Koordynatorka akcji „Cała Polonia czyta dzieciom” w USA. Terapia reminiscencyjna jest jej wielką pasją. Kontakt: DanutaSP@outlook.com

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj