Działo się to w wigilię Bożego Narodzenia i mimo że było jeszcze wcześnie, w maleńkiej rosyjskiej wiosce światła rozświetlały już wszystkie sklepy i domy a krótki zimowy dzień zaczął się chylić ku wieczorowi. Rozkrzyczane dzieci wbiegły już do środka i dało się słyszeć jedynie stłumione odgłosy rozmowy i śmiechu dobywające się zza zamkniętych okiennic.

Leciwy Ojczulek Panov, wiejski szewc, wyszedł przed swój zakład, żeby ostatni raz powieść wokół wzrokiem. Radosne dźwięki, jasne światło i delikatny, ale przyjemny zapach świątecznych potraw przypomniały mu o minionych Bożych Narodzeniach, kiedy to żyła jego żona, a dzieci były jeszcze małe. Dziś nie było przy nim nikogo. Jego zwykle promienna twarz, z delikatną siateczką zmarszczek ukrytych za okrągłymi metalowymi okularami, posmutniała. Pewnym krokiem wszedł jednak do środka, zamknął okiennice i postawił dzbanek z kawą na węglowym piecu, żeby go podgrzać. A potem z głośnym westchnieniem umościł się w swoim olbrzymim fotelu.

Ojczulek Panov rzadko sięgał po książki, ale dzisiejszego wieczoru wyciągnął wielką, starą rodzinną Biblię i – wolno wodząc palcem wskazującym po wersach – po raz kolejny przeczytał fragment poświęcony Bożemu Narodzeniu. Czytał o tym, jak Maria i Józef, zmęczeni podróżą do Betlejem, nie znaleźli żadnego miejsca pod niczyim dachem, więc maleńkie dziecko Marii przyszło na świat w stajence.

– O, rety, rety! – wykrzyknął Ojczulek Panov. – Gdyby tylko zjawili się tutaj! Mógłbym oddać im swoje łóżko i okryć dziecko patchworkową kołderką, żeby nie zmarzło.

Kiedy czytał o mędrcach, którzy przybyli, żeby zobaczyć Dzieciątko Jezus, niosąc mu wspaniałe dary, zafrasował się.



A Sad Case Before The Bench, Thomas Protheroe, www.fineartamerica.com

– Nie mam dla niego żadnego daru – rzekł zasmucony.

Nagle jego twarz pojaśniała. Odłożył Biblię, wstał i sięgnął do wysokiej półki w swojej izdebce. Ściągnął z niej małe zakurzone pudełko i otworzył je. W środku znajdowała się para doskonałych skórzanych bucików. Ojczulek Panov uśmiechnął się zadowolony. Tak, były tak doskonałe, jak je zapamiętał – najlepsze buty, jakie kiedykolwiek zrobił. – Powinienem mu je ofiarować – podjął decyzję, odkładając je i siadając znów w fotelu. 

Poczuł się już zmęczony i im dłużej czytał, tym bardziej robił się śpiący. Litery zaczęły mu tańczyć przed oczami, więc w końcu je przymknął, chociaż na chwilę. Zasnął, nawet nie wiedząc kiedy.

A kiedy spał, przyśnił mu się sen. Śniło mu się, że ktoś jest w jego izdebce i wiedział od razu, jak każdy śniący, kim była ta osoba. To był Jezus.

– Życzyłeś sobie, żeby mnie zobaczyć, Ojczulku Panow – powiedział do niego z życzliwością.  – Wypatruj mnie jutro. Odwiedzę cię w samo Boże Narodzenie. Ale wypatruj mnie uważnie, bo nie zdradzę ci, kim jestem.

Kiedy Ojczulek Panov w końcu się obudził, biły już dzwony i smuga dziennego światła sączyła się przez okiennice. – Niemożliwe! – powiedział Ojczulek Panov. – Dziś Boże Narodzenie!

Podniósł się i przeciągnął, bo trochę już zesztywniał. Nagle jego twarz pokraśniała z zadowolenia, kiedy tylko przypomniał sobie swój sen. W końcu miały to być wspaniałe święta, bo sam Jezus przychodził do niego z wizytą. Jak może wyglądać? Jak maleńkie dziecko, tak jak podczas pierwszego Bożego Narodzenia? A może jak dorosły mężczyzna, cieśla albo jak wielki Król, którym jest, Syn Boga? Będzie musiał go uważnie wypatrywać, żeby go poznać, bez względu na to, pod jaką postacią się zjawi.

Ojczulek Panov nastawił specjalny dzbanek kawy na swoje świąteczne śniadanie, otworzył okiennice i wyjrzał przez okno. Na ulicy nie było żywego ducha. Oprócz zamiatacza ulic. Wyglądał żałośnie i źle jak zawsze, ale może i dobrze. Kto chciałby pracować w dzień Bożego Narodzenia, i to jeszcze w przenikającą do szpiku kości mroźną mgłę tego poranka?

– Wejdź! – krzyknął wesoło na całą ulicę. – Wejdź i napij się gorącej kawy, żeby się ogrzać.

Zamiatacz podniósł na niego wzrok, nie wierząc własnym uszom.  Onieśmielony, był w stanie jedynie upuścić miotłę i przyjąć zaproszenie do ciepłego wnętrza izdebki. Jego stare odzienie parowało z wolna w cieple pieca, a on ogrzewał zmarznięte dłonie, obejmując gorący kubek kawy.

Ojczulek Panov przyglądał mu się z zadowoleniem, ale od czasu do czasu jego wzrok biegł w stronę okna. Nie mógł przecież przeoczyć swojego specjalnego gościa.  

– Spodziewasz się kogoś? – spytał w końcu zamiatacz.

Ojczulek Panov opowiedział mu więc o swoim śnie.

– Cóż, mam nadzieję, że przyjdzie – powiedział zamiatacz. – Podarowałeś mi trochę świątecznej radości, której się nigdy nie spodziewałem. Zasługujesz na to, żeby twój sen się ziścił.

I uśmiechnął się.

Kiedy zamiatacz wyszedł, Ojczulek Panov wstawił kapuśniak na kolację, a potem wyszedł po raz kolejny na próg, wyglądając na ulicę. Ale nie ujrzał nikogo. Mylił się. Ktoś właśnie nadchodził.

Wolno i po cichutku szła młoda kobieta, przytrzymując się co chwilę ścian sklepów i domów, zanim w końcu znalazła się w zasięgu wzroku Ojczulka Panova. Wyglądała na wycieńczoną i coś trzymała w rękach. Kiedy podeszła bliżej, mógł zauważyć, że było to dziecko owinięte w szal. Na jej twarzy, tak jak i na ściągniętej buzi dziecka, malował się taki smutek, że serce Ojczulka Panova stopniało od razu.  


Old Baby Shoes, Linda Apple, www.applearts.com

– Zapraszam do środka – zawołał, wychodząc im naprzeciw. – Potrzebujecie się ogrzać się i odpocząć.

Młoda matka pozwoliła zaprowadzić się do środka i posadzić wygodnie na fotelu. Z jej ust wydobyło się westchnienie ulgi.  

– Podgrzeję trochę mleka dla dziecka  – powiedział Ojczulek Panov. – Miałem swoje dzieci, więc mogę ją nakarmić, jeśli chcesz.

Zdjął mleko z pieca i ostrożnie nakarmił dziecko łyżeczką, ogrzewając jednocześnie jego nóżki.

– Ona potrzebuje butów – powiedział szewc.

– Nie stać mnie na buty – odpowiedziała dziewczyna. – Nie mam męża, który by utrzymywał dom. Jestem w drodze do następnej wsi, żeby znaleźć pracę.

Przez głowę Ojczulka Panova przemknęła pewna myśl. Przypomniał sobie buciki, które oglądał ubiegłej nocy. Tyle że trzymał je dla Jezusa. Spojrzał raz jeszcze na zmarznięte nóżki dziecka i od razu zmienił zdanie.

– Przymierz je – powiedział, niosąc dziecko i buciki matce. Śliczne buciki pasowały jak ulał. Młoda kobieta uśmiechnęła się cała szczęśliwa, a dziecko zagruchało z zadowolenia.  

– Byłeś dla nas taki dobry – powiedziała dziewczyna, szykując się z dzieckiem do wyjścia. – Niech wszystkie twoje świąteczne życzenia się spełnią!



Winter Landscape with Church,Caspar David Friedrich, www.nationalgallery.org.uk

Ale Ojczulek Panov zaczął się niepokoić, czy jego wyjątkowe Boże Narodzenie w ogóle nadejdzie. Może przeoczył swojego gościa? Przerażony wodził wzrokiem po ulicy. Przechodziło nią wielu ludzi, ale wszyscy mieli znajome twarze. Byli to sąsiedzi wybierający się w odwiedziny do swoich rodzin. Pozdrawiali go i uśmiechali się, życząc wesołych świąt. Byli tam też żebracy. Ojczulek Panov pospieszył do domu, żeby poczęstować ich gorącą zupą i hojnym kawałkiem chleba, ale zaraz wracał na zewnątrz, żeby nie przeoczyć Ważnego Nieznajomego.

Zimowy zmierz zapadł zbyt szybko. Kiedy Ojczulek Panov podszedł do drzwi i wytężył wzrok, nie mógł już dostrzec mijających go przechodniów. Większość z nich była już i tak w domach. Powlókł się w końcu do swojej izdebki, zatrzasnął okiennice i zmęczony osunął się w swoim fotelu.

A więc to był jednak tylko sen. Jezus nie przyszedł.

Nagle zorientował się, że nie jest już sam w pokoju.

To nie był sen, gdyż był całkiem rozbudzony. Początkowo wydawało mu się, że przed jego oczami przesuwa się długi sznur ludzi, których przyjął dzisiejszego dnia. Znów zobaczył starego zamiatacza ulic, młodą matkę z dzieckiem i żebraków, których nakarmił. Kiedy zniknęli, usłyszał szept:
– Nie widziałeś mnie, Ojczulku Panov?

– Kim jesteś? – wykrzyknął oszołomiony.

Wtedy usłyszał inny głos. Głos z jego snu – głos samego Jezusa.

– Byłem głodny, a nakarmiłeś mnie – powiedział. – Byłem nagi, a odziałeś mnie. Byłem zmarznięty, a ogrzałeś mnie. Przybyłem dzisiaj w każdym, któremu pomogłeś i którego przyjąłeś pod swój dach.

Nagle wszystko umilkło. Słychać było tylko tykanie zegara. Wielki pokój i ogromne szczęście zdawało się wypełniać tak cały pokój, jak i serce Ojczulka Panova, tak że chciał wybuchnąć głośnym śpiewem i śmiechem, a w końcu zatańczyć z radości.

– A jednak przyszedł! – tylko tyle zdołał powiedzieć.


Przeł. Karina Bonowicz

Poprzedni artykułPiernikowa tradycja w Plainfield, NJ
Następny artykułZ kredką w ręku urodzona

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj