Kristen z Rainforest Reptile Shows pokazuje nam, jakie niesamowite błękitne oczy ma Tulip, owinięta wokół jej szyi. Tulip jest ogromnym wężem. Czy ktoś chciałby go pogłaskać? Zgłasza się eteryczna sześcioletnia blondyneczka. Bardzo proszę. Potem jeden z zerówkowiczów ze Szkoły Języka Polskiego im. Jana Pawła II w Bostonie na ochotnika staje się „drzewem” Tulip, dookoła którego zawija się wąż. Chłopiec trzyma się dzielnie, choć wyraźnie nadrabia miną.
***
Michael Ralbovsky (Amerykanin o polskich korzeniach), jego żona i ich piątka dzieci z Beverly nie boją się nie tylko węży, ale także aligatorów i innych zwykle nie obdarzanych sympatią gadów. W bliskiej obecności jednego z największych krokodyli na świecie Joaney M. Gallagher oświadczyła się swojemu przyszłego mężowi. Rzecz działa się podczas pokazu Saint Augustine Alligator Farm and Zoological Park, gdzie się poznali. Ralbovsky na farmie pracował, opiekował się zwierzętami, pomagał w badaniach uniwersyteckich, zdobywał gruntowną wiedzę na temat 23 gatunków krokodyli. Tam też zaprzyjaźnił się z aligatorem-gigantem.
Ten polskiego pochodzenia biolog i herpatolog (herpatologia to dział zoologii badający płazy i gady) założył później wraz z żoną Joaney Rainforest Reptile Shows – rodzinny „gadzi” biznes w Nowej Anglii, z misją edukacyjną i ratunkową. Show ów z okazji Dnia Dziecka gościł dwukrotnie na koniec roku szkolnego w Szkole Języka Polskiego im. Jana Pawła II w Bostonie i sądząc po minach czy wrażeniach, w niejednym małym uczestniku pokazu wzbudził bardzo wiele pozytywnych uczuć do węży, żółwi, jaszczurek oraz krokodyli.
***
Natalia z szóstej klasy i jej sześcioletni kolega trzymają przed sobą wyciągnięte ręce – za chwilę Kristen położy na nich żywego krokodyla. Na pewno jedynego, jakiego kiedykolwiek udało im się dotknąć. Nie wyglądają na bardzo przestraszonych, ale pewnie czują się trochę nieswojo. Nawet jeśli opiekunka zwierząt, nauczyciele i inne dzieci z klasy są tuż obok. Oliwia pstryka zdjęcie koleżance. Kristen obiecuje, że na koniec pokazu każde dziecko będzie mogło małego aligatora pogłaskać.
Rainforest Reptile Shows to jedyny w swoim rodzaju, nie tylko w Nowej Anglii, pokaz gadów. Towarzyszy mu interaktywna pogadanka w wykonaniu eksperta. Interaktywna także w takim sensie, że można wejść podczas niej w bliską interakcję z prawdziwym wężem albo krokodylem, np. pogłaskać zwierzątko albo zawiesić je sobie na szyi.
To prawda, że jaszczurki, żółwie, węże czy krokodyle nijak mają się do pluszaków i prawdziwych futerkowych pupili całej rodziny, ale dla dzieci, które cierpią na astmę czy alergię na zwierzęce futro, mogą stać się całkiem sympatyczną alternatywą przyjaciela na czterech łapach. W przypadku małego Michaela Ralbovsky’ego, astmatyka, tak właśnie się stało. Gdy miał pięć lat, otrzymał swojego pierwszego węża i tak się zaczęła późniejsza przygoda z ratowaniem gadów i edukacyjnymi programami o nich, dla dzieci i dorosłych.
W ciągu ponad 20 lat działalności Rainforest Reptile Shows stał się organizacją ekspercką, pokazywaną m.in. w takich programach, jak Animal Planet czy Discovery i zdobywającą newsy w mediach, np. historią o złapaniu egipskiej kobry w Stoneham w 1996 r. albo amerykańskiego aligatora w Brockton, MA, w jeziorze Waldo w 2005 r. Dziś RRS ma pod opieką około 200 gadów i większość z nich została odratowana, odnaleziona i wydobyta z trudnych i zagrażających ich zdrowiu oraz życiu warunków. Organizacja pokazuje swoich podopiecznych w szkołach, przedszkolach, muzeach, bibliotekach, podczas edukacyjnych imprez, a nawet… na dziecięcych urodzinowych przyjęciach, jeśli ktoś chciałby zafundować sobie takie emocje.
Dzieciom z polskiej szkoły w Bostonie „gadzi” show bardzo się podobał. Były zafascynowane możliwością potrzymania wielkiego węża czy pogłaskania krokodyla (dla bezpieczeństwa paszczę zwierzę miało zaklejoną specjalną taśmą – ale taką, by nie było to dla niego bolesne). Pokazy w szkole w Bostonie zorganizowała pomysłowa przewodnicząca Komitetu Rodzicielskiego Basia Franks, a poprowadziła je jedna z „traveling herpathologists” z Rainforest Reptile Shows, Kristen Bryan, wielka miłośniczka tych zwierząt, absolwentka biologii i ochrony środowiska oraz studiów herpatologicznych, ze specjalizacją w opiece nad gadami i ich rehabilitacji.
***
Po jednym z pokazów rozmawiam chwilę z Kristen na temat zwierząt i ich zachowania. Pytam, czy podawane im są jakieś środki, by podczas shows były spokojniejsze. Kristen patrzy na mnie z niedowierzaniem – skądże! Oni naprawdę dbają
o swoich podopiecznych. Dają im dużo czasu na odpoczynek i regenerację po każdej prezentacji. Wymieniają aktorów. Wiedzą, kiedy zwierzęta „mają zły dzień” czy czują się w towarzystwie ludzi nieswojo.
– Jeden z waszych dzisiejszych gości – Kristen wskazuje na jaszczurkę, którą kładzie sobie na ramieniu – zanim go uratowaliśmy, był, na przykład, trzymany w bardzo małym pomieszczeniu, pod gorącą lampą i kiedy do nas trafił, miał silnie poparzoną skórę. Do dziś widać ślady.
Patrzę na przebarwioną w kilku miejscach łuskę i czuję, jak nieczuli, gruboskórni i nieodpowiedzialni potrafią być rzekomi „miłośnicy” egzotycznych zwierząt.
– Dużo czasu zajęło mi jej oswojenie – dodaje Kristen, głaszcząc jaszczurkę. – Teraz mi ufa. Opiekuję się nią, karmię, leczę. Podobnie z innymi. Dlatego, zanim wyjęłam dziś z pudełka Tulip, po otwarciu wieka przykryłam ją na chwilę gazetą. Była niespokojna, więc chciałam dać jej chwilę na oswojenie się z sytuacją i poczucie, że jestem obok, jak co dzień; że to ja ją wyjmę z pudełka i nie ma się czego obawiać.
Dzielę się z Kristen refleksją na temat przeczytanego wczoraj artykułu z „The Smithsonian Magazine” – o pewnym 40-letnim Amerykaninie, który poskramia i ratuje młode lwy, hodowane w celach komercyjnych. A może raczej – opiekuje się nimi, poznaje je i zaprzyjaźnia się z nimi. Ratuje przed ciasnym ZOO, przed wywozem np. do RPA, gdzie będą wykorzystywane do turystycznych „polowań” i zabijane na pseudo-safari przez głupich turystów, których stać na takie kaprysy. Albo przed trafieniem do bogatych kolekcjonerów, którzy nie mają pojęcia o tym, jak naprawdę należy opiekować się egzotycznym zwierzęciem. Bo w naturalne warunki wrócić już nie mogą. Nie przeżyłyby.
Misja Rainforest Reptile Shows wydaje mi się podobna. RRS nazywa to: „Educate about the natural world to improve the quality of our lives”. Tak wielu ludzi na świecie wciąż uważa, że jako gatunek są “koroną stworzenia”, w związku z czym mogą eksploatować do woli inne gatunki.
***
Tulip ma imponujące gabaryty. Jak mówi Kristen, gdy się rozciąga, jest to 7 stóp długości, ale potrafi urosnąć nawet do 10 stóp. Wtedy sięga od sufitu do podłogi. Sześciolatki są pod wrażeniem.
– I uwielbia żyć na drzewach, więc teraz, gdy już wie, że to ja ją trzymam, mogę być jej ciepłym, bezpiecznym drzewem. Ale uwaga… ona jest mięsożercą. Kto wie, co to znaczy? – pyta Kristen.
Sześciolatki podają dobrą odpowiedź.
– A co się stanie, kiedy obok będzie przelatywał mały ptaszek? Co ona zrobi?
Las rąk.
– Tak, zje go na śniadanie. A co się stanie, kiedy małpka owinie swój ogon dookoła niej?
Padają pojedyncze odpowiedzi. Błędne.
– Nooo nieee… – wzdycha Kristen. – Zje małpkę na lunch… A gdy będzie chciała się napić i nad stawem zobaczy żaby, to pewnie zje je na obiad… Ale uwaga! Węże takie jak ona JEDZĄ TYLKO RAZ W MIESIĄCU!
Dowiadujemy się jeszcze, że wąż na szyi Kristen ma taką samą temperaturę, jak powietrze, więc kiedy mamy taki piękny dzień, jak dziś, jest jej ciepło. Ale jeśli będzie zbyt zimno, to ona też stanie się zimna, zamarznie i umrze.
– Dlatego ma na imię Tulip – Kristen głaszcze swoją podopieczną. – Ponieważ nigdy nie znajdziecie wielkiego węża zimą. A teraz, czy mogę poprosić kogoś z was o pomoc?…
Znowu las rąk w górze.
***
– Dlaczego tak jest, że my, ludzie, jesteśmy tak zrobieni, że zawsze coś oceniamy, że jest dobre albo złe…? – pytają mnie po pokazie chłopcy z szóstej klasy. Jestem pod wrażeniem ich metafizycznej zadumy. Dobry kierunek. Domyślam się, że refleksję nasunęło im bliskie spotkanie z gadami i zmiana w ich postrzeganiu.
Dobrze jest uświadomić dzieciom, że nie muszą panicznie bać się węży i aligatorów – że można te zwierzęta lepiej poznać i dzięki temu uniknąć np. zostania ich zdobyczą. Można także polubić je i po latach studiów czy obserwacji, wyćwiczywszy w sobie nowe podejście, można się nawet z nimi naprawdę zaprzyjaźnić.
Tekst i zdjęcia: Lidia Russell